niedziela, 23 grudnia 2012

Rozdział 13


*Oczami Ericki
Obudziłam się wraz ze wschodem słońca. Był to cudowny widok, który tak naprawdę rzadko można było zaobserwować, szczególnie kiedy lubi się dłużej pospać. Przetarłam zapuchnięte oczy i rozglądnęłam się po szpitalnym pokoju, gdzie od niecałych dwóch godzin leżał Zayn, a co najważniejsze lekarzom udało się przywrócić akcję serca Mulata. Nie wiem co bym zrobiła, gdyby on umarł, nie dość, że w młodym wieku, nie zaznawszy jeszcze życia, a co dopiero przeze mnie. Dziękowałam Bogu, że zesłał na moją drogę jakąś panią, która wybrała się na krótki spacer. Nie chcę nawet myśleć, co by było gdyby nie ona. Powoli zeszłam z fotela i jak najciszej umiałam, wyszłam z pomieszczenia. Stojąc na długim korytarzy, rozglądnęłam się na boki. Na krzesłach zobaczyłam śpiących Nialla, Louisa oraz Esterę. Nie miałam zamiaru ich budzić, ale wyszło inaczej na skutek kichnięcia. Blondyn podniósł powieki i spojrzał na mnie.
- Erica! – wykrzyczał, budząc słodko śpiące rodzeństwo. – Co się stało?! – zaczęli mnie dopytywać o wydarzenie mające miejsce kilka godzin wcześniej. Powoli wszystko im opowiedziałam, dając przy tym upust emocjom.
- Będzie dobrze, to nie była twoja wina. – pocieszał mnie Louis, obejmując ramieniem. Nic się nie odzywałam. Całą czwórką dosiedzieliśmy tak do siódmej rano. Właśnie z tą godziną, zaczęły się odbywać kontrole. Do pokoju Zayna wszedł lekarz w asyście dwóch pielęgniarek. Opuścili pomieszczenie, po upływie niecałych czterdziestu minut.
- I co z nim? – spytał Louis, podchodząc do lekarza.
- Jego stan jest stabilny, zagrożenie minęło. – oznajmił. – Na szczęście obudził się dość szybko, jak na tak ciężki przypadek. – dodał, uśmiechając się do nas.
- Czy można do niego wejść? – spytał Niall, patrząc na doktora z nadzieją. W odpowiedzi skinął jedynie głową i poszedł dalej. Chłopcy popatrzyli na mnie błagalnie.
- Idźcie. – rzuciłam i usiadłam na krześle. Po jakimś czasie wyszli z Sali, do której z kolei weszłam ja. Na szczęście Zayn mnie nie usłyszał. Cały czas wpatrywał się w okno. Zwrócił na mnie uwagę w tedy, kiedy usiadłam na brzegu szpitalnego łóżka. – Jak się czujesz? – spytałam, wpatrując się w twarz Mulata.
- Mam złamane kilka żeber, co troszkę boli, ale jest już lepiej. – odpowiedział, uśmiechając się. – Ważne, że nic większego nie stało się tobie. – dodał, cały czas mnie obserwując. Momentalnie spuściłam wzrok.
- Przepraszam Zayn. – wyszeptałam. Czułam jak do mojej głowy powracają wspomnienia, a oczy napełniają się łzami. Chłopak ujął w swoją dłoń moją.
- Nie masz mnie za co przepraszać. To nie była twoja wina. – powiedział z dosłyszalną troską w głosie.
- Ale gdyby nie to, że musiałeś mnie ratować, nic by ci się nie stało. Mogłeś umrzeć, byłeś tego tak bliski, że nie zdajesz sobie sprawy. – oznajmiłam, a po moim policzku spłynęła pojedyncza łza.
- To już nie jest ważne, było i nie wróci. – odpowiedział, powoli siadając. – A ty nie płacz. – odpowiedział z rozbawieniem i prawą ręką starł mi spływające łzy. Nie czekając długo, rzuciłam się na niego i przytuliłam go jak najmocniej umiałam.
- Dziękuję. – wyszeptałam.
- Nie ma za co. A teraz mogłabyś mnie lżej przytulać, bo bolą mnie żebra. – powiedział, mocniej oddychając.
- Wybacz. Zapomniałam.

 

*Oczami Harrego
Gdy tylko razem z Liamem dowiedzieliśmy się o tym, że Zayn jest w szpitalu, bez zastanowienia wyszliśmy z domu, wcześniej zamykając go na klucz, wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy do miejsca, w którym leżał nasz przyjaciel. Parkując pojazd na parkingu, wysiedliśmy i biegiem udaliśmy się w stronę wejścia do szpitala. Kiedy znaleźliśmy się w środku, Liam zapytał pani przy informacji, gdzie możemy znaleźć Mulata. Kobieta wskazała nam numer pokoju, a także, na którym piętrze mieści się pomieszczenie. Nie chcąc tracić zbędnego czasu w oczekiwaniu na windę, pokonaliśmy schody i znaleźliśmy się na trzecim piętrze. Stojąc przed białymi drzwiami, zastukaliśmy w nie i po usłyszeniu zgody na wejście, uchyliliśmy je i przeszliśmy przez próg. Na łóżku leżał Zayn, a nad nim stał Niall. Momentalnie spojrzeli na nas.
- Co wy tu robicie? – spytał Malik, patrząc na nas ze zdziwieniem.
- Dowiedzieliśmy się, że trafiłeś dzisiejszej nocy do szpitala, więc postanowiliśmy wpaść z wizytą. – odpowiedział Liam.
- Skąd o tym wiecie? – dopytywał Mulat.
- Jesteś przecież Zaynem Malikiem z sławnego  zespołu One Direction i myślisz, że prasa oraz inne media puściłyby to mimo uszu? – spytałem, po czym wszyscy się zaśmialiśmy. – Zresztą byliśmy przyjaciółmi, można też rzec, że traktowaliśmy się jak bracia. Wiem, że głupio wyszło, ale nie chcę was stracić, jesteście najlepszym co mam. – oznajmiłem, uśmiechając się delikatnie.
- My też nie chcemy tego Harry. – odezwał się Niall. – To całe zajście, to sprawa pomiędzy Louisem a tobą. A my nie powinniśmy się mieszać. – powiedział.
- Czyli, że wy nie gniewacie się na nas? – spytał Liam.
- Pewnie, że nie. Może z początku dziwnie to wyglądało, ale przyjaciele są na dobre i na złe. – odpowiedział mu Blondyn, a Zayn kiwnął lekko głową. Za czas spędzony u Mulata, opowiedziałem im wszystko co było pomiędzy mną i Anabel i jak do tego doszło. Zrozumieli mnie, lub przynajmniej próbowali, a nie wytykali mi błędów, które popełniłem. Pod wieczór wraz z Paynem pożegnaliśmy się z chłopakami i udaliśmy się w kierunku wyjścia z budynku. Niestety los chciał, byśmy natknęli się na Louisa. Nie odezwał się do nas ani jednym słowem, jedynie obdarzył spojrzeniem pełnym bólu i nienawiści. Kiedy minęliśmy się, stanąłem w miejscu, nie mając zamiaru pójść dalej.
- Harry co jest? – spytał Liam, lecz nie doczekał odpowiedzi. Gwałtownie odwróciłem się do tyłu i spostrzegłem idącego dalej Louisa. Nie mówiąc nic pobiegłem w jego stronę i wymijając go stanąłem przed nim, tak że patrzyliśmy sobie w oczy.
- Louis porozmawiaj ze mną, proszę. – chłopak nic się nie odzywał, lecz patrzył na mnie, tym samym spojrzeniem, którym obdarzył mnie wcześniej. Jednak po chwili nienawiść zniknęła, a w jego oczach pozostał sam ból.
- Chyba nie mamy o czym. – odpowiedział, kierując swoje spojrzenie w bok i już chciał pójść dalej, lecz kolejny raz zagrodziłem mu drogę.
- Louis ja wiem, że jesteś na mnie wściekły, chociaż to może za mało powiedziane, ale zrozum ja nie chciałem. To wszystko wina Anabel, ona oszukała nas obu. Wiem, że nie jestem bezwinny, ale jest mi naprawdę głupio i żałuję tego co zrobiłem. Szczególnie, że cierpisz przeze mnie. – kiedy skończyłem, Louis prychnął ze złością.
- Nie masz pojęcia co ja teraz czuję Styles! – odpowiedział ze złością. – Mój najlepszy przyjaciel z dziewczyną, którą kochałem. Jak mogliście mi coś takiego zrobić?! Widocznie pomyliłem się co do ciebie. – odpowiedział i popychając mnie lekko w bok, udał się w stronę windy.
- Louise Wiliamie Tomlinsonie, wiedz, że nie odpuszczę sobie ciebie tak łatwo! – krzyknąłem. Chłopak ubrany w bluzkę w paski, zatrzymał się na moment, lecz po upływie kilku sekund ruszył dalej, a ja obracając się na pięcie, poszedłem w stronę Liama, czekającego na mnie w drzwiach.
- Co się stało? Rozmawiałeś z nim? – zadawał mi pytania mój przyjaciel.
- Powiedziałem mu, że się nie poddam. – powiedziałem. – Jeszcze będzie tak jak dawniej. – dodałem po chwili, zaciskając dłonie w pięści.

 

*Oczami Holly
W Londynie powoli ruch ustępował, dzięki czemu razem z Liamem mogliśmy się poruszać. Po paru minutach doszliśmy na rozciągający się nad Tamizą, most. Oparliśmy się o barierkę i wpatrywaliśmy się z zachodzące słońce.
- Piękny widok. – powiedziałam, nie odrywając od niego wzroku.
- Nie piękniejszy od ciebie. – odpowiedział Liam. Jego komplementy, którymi mnie obsypywał, sprawiały, że moje policzki momentalnie pokrywały rumieńce.
- Daj spokój. – zwróciłam się na niego, uśmiechając się od ucha do ucha.
- Mówię tylko prawdę. – powiedział, podnosząc ręce ku górze w geście obrony.
- Twoja przyszła dziewczyna będzie miała szczęście. – wyszeptałam, mając nadzieję, że tego nie usłyszy, jednak nie poszło po mojej myśli.
- Twój chłopak również, mając u boku taką dziewczynę. – powiedział, a ja mimo woli przypomniałam sobie o Chrisie. Czy go nadal kochałam? Wątpię, jednak wspomnień nie wymarzę z pamięci, a to co zrobił mnie cholernie bolało. To między innymi przez niego pokłóciłam się z Jade, niesłusznie biorąc jego stronę. – O czym tak myślisz? – do rzeczywistości przywrócił mnie głos Liama.
- O niczym istotnym. – odpowiedziałam.
- Jednak chyba jest inaczej, skoro twoją buźkę przyodział smutek. – oznajmił, bacznie mi się przyglądając. Wiedziałam, że mogę mu zaufać, ale jakoś nie miałam ochoty rozmawiać o swoim byłym, bojąc się przy tym niepohamowania łez. – Będzie ci łatwiej, jeśli się wygadasz.
- Po prostu przypomniał mi się mój były chłopak. – powiedziałam. – Byłam z nim naprawdę szczęśliwa, ale zawsze coś musi się zepsuć. Zdradzał mnie z kim popadnie. Przez niego też pokłóciłam się z Jade. Kochałam go, a on mnie tak potraktował. Wykorzystał do swoich zachcianek. – czułam jak po policzkach zaczynają spływać słone łzy. Liam nie czekając ani chwili dłużej, przytulił mnie mocno do siebie. Nie przejmował się, że mój makijaż przesiąka na jego bluzkę. Czułam się przy nim tak dobrze i bezpiecznie, jak jeszcze przy nikim innym.
- Nie był ciebie wart, skoro zrobił coś takiego. – wyszeptał mi we włosy. – Nie myśl już o nim, tylko o kimś kto cię kocha i chce dla ciebie jak najlepiej. – popatrzyłam na chłopaka, który czule się do mnie uśmiechał.
- Liam ja… - zaczęłam, lecz wszedł mi w słowo.
- Nie wiem, czy to jest najodpowiedniejszy moment, ale zależy mi na tobie Holly, tak jak jeszcze na nikim innym. – odpowiedział, a ja nie wiedziałam co mam mu powiedzieć.
- Liam jesteś uroczym chłopakiem, ale ja po ostatnim związku najzwyczajniej w świecie boję się. Nie chcę już nigdy cierpieć. – powiedziałam.
- Nie będziesz, nie pozwolę na to. – wyszeptał, patrząc mi prosto w oczy. Nagle złożył na moich ustach delikatny pocałunek, który odwzajemniłam. Kiedy się rozdzieliliśmy, spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy i znów złączyliśmy się w pocałunku, lecz tym razem w czymś bardziej namiętniejszym. Liam złapał mnie w tali, przyciągając bardziej do siebie, ja za to oplotłam ręce wokół jego szyi. Czas dla nas stanął. Liczyliśmy się tylko my. Nie zwracaliśmy nawet uwagi na zimne krople deszczu, spadające na ziemię.

 

*Oczami Jade
Wieczorem spacerowałam po Londynie, dokładnie przyglądając się mojemu najbliższemu otoczeniu. Ludzie byli szczęśliwi, pomimo ochłodzenia, które towarzyszyło deszczu. Wsłuchiwałam się w odgłos silników samochodów, przejeżdżających obok mnie. Nagle wpadając na przechodnia, straciłam równowagę i wylądowałam w kałuży. Popatrzyłam na stojącą nade mną osobę i rozpoznałam w niej brata Esery, Louisa, którego poznałam dzień wcześniej.
- Jade?! – chłopak wyraźnie zdziwił się na mój widok. – Wybacz. Powinienem patrzeć jak idę. – odpowiedział i pomógł mi wstać.
- To nie twoja wina, nie przepraszaj mnie. Powinnam bardziej zwraca uwagę na otoczenie, a nie myśleć o nie wiadomo czym. – powiedziałam, lekko się uśmiechając.
- W porządku? – spytał.
- Tak. Poza tym, że mam mokre spodnie. – oznajmiłam. – Plus jest taki, że jest wieczór i nikt tego nie zauważy. – stwierdziłam, a chłopak się zaśmiał. Ściągnął z siebie marynarkę i nałożył mi ją na ramiona.
- Dziękuję, ale nie trzeba. – odpowiedziałam.
- Nie chcę, żebyś zmarzła. – powiedział, obdarowując mnie uśmiechem.
- A co z tobą? – spytałam.
- Nic mi nie będzie. – powiedział i rozglądnął się dookoła. – Nie boisz się tak wieczorami spacerować po Londynie? – spytał, a ja zaprzeczyłam kręcąc głową. – To nie jest zbyt bezpieczne miejsce.
- Może i nie jest, ale nie boję się. – odpowiedziałam. – Strach to nie jest dobry towarzysz.
- W takim razie gdzie zmierzasz? – spytał mnie.
- Miałam zamiar pójść na dworzec.
- Po co? – zadawał kolejne pytania. – Masz zamiar uciec z dala od tego miasta?
- Nie. Po prostu jestem emocjonalnie związana z tym miejscem i staram się je odwiedzać jak najczęściej. – Louis wysłał mi pytające spojrzenie.
- Mogę ci towarzyszyć? – pokiwałam twierdząco głową i razem udaliśmy się w stronę miejsca, z którego odjeżdżały pociągi. Po parudziesięciu minutach doszliśmy na miejsce. Usiadłam na ławeczce przy peronie dziewiątym, a brązowowłosy zaraz obok mnie. Wiedziałam, że jest ciekawy czemu ja to robię. Czemu tu przychodzę.
- Kiedy byłam mała, moim rodzicom było naprawdę trudno. Starali się jak tylko mogli, bym miała co jeść i co na siebie ubrać. Chwytali się każdej możliwej roboty, by tylko móc zdobyć tę parę groszy. W końcu tata znalazł stałą pracę. Pewnego październikowego dnia dostał zlecenie. Musiał wyjechać gdzieś za miasto, a że nie mieliśmy samochodu za środek transportu wybrał pociąg. Poszłyśmy do z mamą odprowadzić. Kiedy byliśmy na miejscu, najpierw pożegnał się ze mną, a potem z mamą. Stali tuląc się do siebie, zbyt blisko tej przepaści chodnika z torami. Nagle nadjechał pociąg i wciągnął ich pod szyny. To było najstraszniejszym, co przeżyłam w życiu. Trudno mi się było z tego pozbierać, ale jakoś dałam radę. – kiedy skończyłam, poczułam jak Louis mnie do siebie przytula.
- Przepraszam, nie powinienem był pytać. – odpowiedział zmieszany.
- Nie przepraszaj. Niby skąd miałeś o tym wiedzieć? – posiedzieliśmy tam jeszcze chwilę. Potem Lou uparł się, że odprowadzi mnie do domu. Nie mając siły się już dalej upierać, uległam mu. Po drodze opowiadał mi różne historie z jego życia, wesołe czy te smutne. Był naprawdę miłym i zabawnym chłopakiem. Szczerze mówiąc polubiłam go. Kiedy staliśmy pod moim domem, pożegnaliśmy się. Chwilę jeszcze patrzyłam na odchodzącą postać mojego kolegi. Kiedy całkowicie zniknął z mojego pola widzenia, weszłam do środka kamienicy, a następnie do mieszkania.

 
***

Witajcie Kochane ;* Wiem, że to jest zbyt dziwne i nieprawdopodobne, sama nie mogę w to uwierzyć, ale i oto kolejny rozdział, dodany z odstępem dwóch dni. Może tak na urodziny naszego Louisa, który je dzisiaj obchodzi. Mam nadzieję, że chociaż troszkę się Wam spodoba. Sama mam co do niego mieszane uczucia, ale trudno się mówi. Niestety trudno jest mi przewidzieć, czy wena pozwoli mi dodać nastepny rozdział jeszcze przed Nowym Rokiem, ale będę się starała. Może macie jakieś życzenia odnośnie czyją perspektywę chcecie mieć w następnym rozdziale? Mam też do Was prośbę, tak na Boże Narodzenia. Komentujcie, chociażby nawet jednym słowem. Dla Was to kilka sekund, a dla mnie uśmiech do końca dnia i ogromna motywacja do napisania kolejnego rozdziału, tak więc bardzo proszę ;* Jeszcze raz życzę Wam wesołych świąt, pysznych dań i góry prezentów pod jakże cudownie ubranymi choinkami. Na razie ;*

sobota, 22 grudnia 2012

Rozdział 12


*Oczami Jade
Ze snu wyrwało mnie mocne uderzenie, którego przyczyna nie była mi znana. Zdezorientowana otworzyłam oczy i zobaczyłam Holly, szczerzącą się do mnie od jednego ucha do drugiego.
- Z czego ty się tak cieszysz?! – spytałam podenerwowana przyjaciółkę, która mnie obudziła. Spojrzałam na zegarek i zobaczyłam, że jest dopiero ósma rano.
- Napisał do mnie i chce się spotkać! – zaczęła krzyczeć z radości.
- Świetnie. – syknęłam. – A kto cię tu w ogóle wpuścił?! – zadałam kolejne pytanie, tym razem unosząc lekko ton.
- Twoja ciocia. – odpowiedziała, promiennie się uśmiechając.
- Jeśli to wszystko, to możesz już iść. – próbowałam się jej pozbyć, bym mogła sobie jeszcze chwilę pospać.
- Właśnie, że nie. Bo obie za chwilę mamy być u jego kolegi w domu! – wydarła mi się nad uchem.
- Jeśli coś ma być pomiędzy wami, to po co wam ja? – spytałam.
- Nie marudź, tylko wstawaj! – krzyknęła i ściągnęła ze mnie kołdrę, a następnie rzuciła we mnie ubraniami, które mi przygotowała. – Myślę, że będziesz dobrze w nich wyglądała. – dodała. Wiedząc, że Holly nie da mi spokoju, poszłam z przygotowanymi przez nią rzeczami do łazienki, gdzie wykonałam poranną toaletę i ubrałam się. Bez śniadania wyszłyśmy na dwór i udałyśmy się pod adres, który Liam wysłał blondynce smsem. Po paru minutach byliśmy na miejscu, które od razu rozpoznałam. Był to dom, pod który raz odprowadziłam Ericę i Esterę. Holly zapukała do drzwi, które po upływie kilku sekund otworzone zostały na oścież, a w progu stanął uśmiechnięty Payne. Przywitał nas i wpuścił do środka, kierując do salonu.
- Dziewczyny to jest Harry. – oznajmił wskazując na chłopaka z lokami, którego też tak jakby już znałam. – A to są Holly i …
- I Jade. – odpowiedział za niego. – Cześć. Miło cię znowu widzieć. – odpowiedział.
- Ciebie również. – obdarowałam chłopka szerokim uśmiechem.
- To wy się znacie? – spytała moja przyjaciółka.
- Owszem. Poznaliśmy się na początku wakacji na dworcu kolejowym. – odpowiedział Harry.
- Więc nie będzie wam to przeszkadzać, jak was razem zostawimy? – spytał Liam, patrząc na nas z nadzieją.
- Jasne, że nie. Możecie iść. – odpowiedział Loczek, jednocześnie klepiąc miejsce obok siebie. Podeszłam w jego stronę i usiadłam koło niego. Chwilę potem nasi przyjaciele wyszli z domu. – To jest ta twoja przyjaciółka, o której w tedy mówiłaś? – spytał mnie.
- Tak, to ona. Na szczęście wszystko się ułożyło i znów jest jak dawniej, a może nawet lepiej. – odpowiedziałam. – A co z tą dziewczyną, która cię tak zraniła? – tym razem ja zadałam pytanie chłopakowi, który momentalnie posmutniał. – Przepraszam, nie powinnam była pytać. – odpowiedziałam.
- Wcale nie. Miałaś do tego prawo. Zresztą zasłużyłem sobie na to by cierpieć. – odpowiedział, a jego oczy napełniły się łzami.
- Harry nie mów tak. – powiedziałam, lecz zakrył mi usta dłonią.
- Nie znasz dokładnej wersji wydarzeń. – odpowiedział, nie patrząc na mnie. – Dziewczyna, która się mną bawiła, była narzeczoną mojego najlepszego przyjaciela. Mówiła, że mnie kocha, a ja wierzyłem w jej słowa, zdradzając Louisa, który jak tylko się o tym dowiedział, skończył naszą przyjaźń, a zespół się rozpadł. Wszystko moja wina. – dokończył. Po jego policzkach zaczęły spływać łzy. Był jeszcze bardziej przygnębiony, niż w tedy kiedy go poznałam.
- Serce nie sługa. Z miłości popełniamy wiele błędów. – powiedziałam, a on popatrzył na mnie. – Będzie dobrze Harry, zawsze trzeba mieć nadzieję. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.
- Tak myślisz? – spytał,  a ja kiwnęłam twierdząco głową. – Dziękuję. – wyszeptał, przytulając się do mnie, co odwzajemniłam.


 
*Oczami Louisa

Wybrałem się na zakupy do sklepu spożywczego, razem z Esterą i Ericą, które przez cały czas próbowały mnie rozweselić. Czasem już miałem dość ich towarzystwa, gdyż chciałem choć przez chwilę porozmyślać, ale one mi to utrudniały. Na całe szczęście miały wybrać się dzisiaj z Zaynem i Niellem do klubu, co dawało mi wolny wieczór, a nawet noc, bo znając chłopaków, nie prędko wrócą do domu.
Chodziliśmy pośród sklepowych półek, kiedy doszły mnie wrzaski Estery.
- Jade! Jak miło cię znowu widzieć! – krzyknęła moja siostra.
- Estera, Erica, was również miło zobaczyć. – powiedziała nieznajoma i przytuliła się do dziewczyn. – Co u was? – spytała.
- Wszystko w porządku. – odpowiedziała brązowowłosa. – A u ciebie? – zapytała.
- U mnie też. Odkąd spotkałyśmy się w wesołym miasteczku, Holly nie daje mi spokoju odnośnie Liama. – oznajmiła. – Jest to naprawdę wkurzające. – dodała.
- Znam to uczucie, uwierz mi. – odpowiedziała Erica, patrząc znacząco na moją siostrę, która pokazała jej język.
- To było dawno i nieprawda. – powiedziała Estera. – O właśnie. Jade poznaj mojego brata, Louisa.
- Cześć. – wyciągnąłem rękę ku brązowowłosej dziewczynie, która ją uścisnęła. Po raz pierwszy od niespełna dwóch tygodni na mojej twarzy zagościł uśmiech.
- Hej. Miło mi. – odezwała się.
- Mnie również. – chwilę jeszcze pogadaliśmy z Jade. Okazała się być bardzo miłą i interesującą osobą, którą na pewno warto będzie poznać. Rozstaliśmy się dopiero przy kasie. - Jak będziesz miała czas, to wpadnij kiedyś do nas. – zaproponowałem.
- Jasne, na pewno kiedyś do was przyjdę. – uśmiechnęła się i żegnając się z nami, odeszła w stronę wyjścia.

 

*Oczami Zayna
Wszystko potoczyło się zbyt szybko. Nikt z nas nigdy się nie spodziewał, że One Direction rozpadnie się. Jak mogłem nie zauważyć, że było coś pomiędzy Harrym a Anabel?! Zresztą jak oni mogli zrobić coś takiego Louisowi?! Dwie z niewielu osób, na których paskowatemu tak bardzo zależało. I jeszcze Liam. Dlaczego nic nie powiedział?! Czy on miał zamiar zwlekać z wyjawieniem prawy Lou po jego ślubie?! Mimo, że od tego zajścia minęły niespełna dwa tygodnie, nadal nie mogę w to do końca uwierzyć. Jednak cieszę się, że nasz przyjaciel powoli powraca do siebie. Oby było już tylko lepiej. Dzisiejszego wieczoru razem z Niallem, Esterą oraz Ericą mieliśmy wybrać się do klubu, gdyż Louis chciał pobyć trochę w samotności. Nie za bardzo podobał nam się ten pomysł, zważając na to, że ludzi pogrążeni w smutku mają zazwyczaj niezbyt kolorowe pomysły. Jednak jak Tomlinson się uprze, to tak musi być. Około dwudziestej podjechałem pod dom Nialla i puściłem mu sygnał, że mogą już schodzić. Chwilę później ujrzałem ich idących w moją stronę. Przywitaliśmy się i ruszyliśmy w drogę. Dziewczyny siedziały z tyłu, a Nialler obok mnie. Co jakiś czas za pomocą lusterka spoglądałem na Ericę, która jak zwykle nie była zainteresowana moją osobą. Miałem przeczucie, że mnie w ogóle nie lubi, w końcu z początku nie byłem dla niej miły, ale taka moja natura. Po dojechaniu na miejsce, zaparkowałem samochód na parkingu i całą czwórką opuszczając pojazd, udaliśmy się w stronę jednego z lepszych londyńskich klubów. Pierwsze co zrobiliśmy po wejściu do środka to zajęcie stolika.
Siedziałem sam. Dzisiejszego wieczoru nie miałem ochoty na alkohol. Spoglądałem na Ericę, która tańczyła z jakimś typem, który w ogóle mi się nie podobał. Czemu? Zapewne dla tego, że podrywał kogoś na kim mi zależy. Nagle dołączyła do mnie Estera.
- Co tak siedzisz? – spytała, próbując przekrzyczeć lecącą z głośników muzykę.
- Nie mam ochoty tańczyć, więc siedzę. – odpowiedziałem blondynce, nawet na nią nie patrząc.
- Zazdrość to zła cecha. – oznajmiła, klepiąc mnie po ramieniu.
- To co mam zrobić?! Wynieść ją z klubu?! – spytałem przewracając oczami. – To w sumie nie jest taki zły pomysł. – dodałem, z cwanym uśmieszkiem na twarzy.
- Zayn jesteś kretynem. – odpowiedziała. – Po prostu nie czaj się tak i powiedz co do niej czujesz, albo zaproś ją na spacer, do kina czy pokarz Londyn, bo jesteśmy tutaj od niecałego miesiąca i nic nie widziałyśmy. – powiedziała z żalem w głosie. – Dasz radę. Wierzę w ciebie.
- Wiem! W końcu jestem Zayn Malik. – odpowiedziałem i poprawiając bejsbolówkę udałem się ku Erice. – Odbijamy. – oznajmiłem brązowookiemu blondynowi i odpychając go, zająłem jego miejsce.
- A tobie co? – spytała dziewczyna, która jak dotąd była tylko nieuchwytnym marzeniem.
- Nic. Już nie można z tobą zatańczyć? – zapytałem, uśmiechając się do niej co odwzajemniła.
- Zależy to od tej osoby. – oznajmiła. Położyłem moje ręce na jej biodrach, a ona swoje zawiesiła mi na szyi. Zaczęliśmy ruszać się w rytm muzyki.

 

*Oczami Ericki
Siedzieliśmy wszyscy przy stole pijąc pepsi, gdyż razem z Esterą nie miałyśmy jeszcze uprawnień do picia alkoholu. Niby mogłybyśmy, jednak byli przy nasz chłopcy, którzy nie chcieli się na to zgodzić.
- Zatańczysz? – spytał Niall Esterę, która w odpowiedzi lekko skinęła głową. Było już grubo po trzeciej w nocy i nie powiem, byłam wykończona. Na nic nie miałam już ochoty, jak położyć się i zasnąć.
- Chce ci się spać? – z zamyślenia wyrwał mnie głos Mulata. Spojrzałam na niego.
- Troszkę. – odpowiedziałam.
- Może odwieźć się do domu? – zaproponował i już miała zgadzać się na jego propozycję, kiedy podbiegła do nas czarnowłosa dziewczyna, jak mniemam fanka.
- Zatańczysz ze mną? – spojrzała błagalnie na Malika, który nie wiedział co ma powiedzieć.
- Idź. – powiedziałam.
- A co z tobą? – spytał.
- Dom jest niedaleko. Przejdę się. – obdarzyłam chłopaka uśmiechem i wstałam od stołu, kierując się do wyjścia. Szłam ciemnymi ulicami, oświetlanymi przez blask latarni. Po paru minutach drogi doszłam do parku. W dzień na pewno było to dobre miejsce na spędzanie czasu, w nocy jednak nie było tu za przytulnie. Nie dość, że nie wszystkie lampy świeciły, to na chodnikach porozwalane były szklane butelki, a także rosło tu za dużo krzaków. Nagle dobiegł mnie odgłos kroków za mną. Niepewnie odwróciłam się do tyłu i ujrzałam zakapturzoną postać. Po sylwetce mogłam stwierdzić, że był to mężczyzna. Patrzyłam dość długo w jego stronę, bo zdążył przejść obok mnie jak gdyby nigdy nic. Odetchnęłam z ulgą i obróciłam się na pięcie, a tedy moje serce zabiło szybciej. Przede mną stał ów mężczyzna, w szarej bluzie z kapturem. Patrzył na mnie z cwanym uśmieszkiem. Był może o te kilka lat ode mnie starszy. – Czego się tak patrzysz? – spytałam chamsko, jednak nie usłyszałam odpowiedzi. Postanowiłam go wyminąć i tak też chciałam zrobić, lecz złapał mnie za nadgarstek.
- Stój! – rozkazał beznamiętnie.
- A co jeśli nie? – spytałam, zezując na chłopaka.
- Niegrzeczna dziewczynka, lubię takie. – powiedział i chciał przylec swoimi ustami do mojego ciała, lecz z całej siły kopnęłam go w kolano. Ból jaki to wywołało zmusił go do puszczenia mnie, dzięki czemu stając się wolna puściłam się pędem przed siebie. Biegłam ile tylko miałam sił w nogach, lecz uniemożliwiało mi to zmęczenie. Na moje nieszczęście, był szybszy. Złapał mnie, zaciągając pod drzewo na którym oparły się moje plecy. – No to się zabawimy. – rzekł z cwanym uśmieszkiem. Przybliżył swoje usta do mojej szyi i zaczął nachalnie całować.
- Błagam cię! Zostaw mnie! – poczułam jak zły napływają mi do oczu. Jak zaczynają cieknąć po policzkach, niczym dwa strumienie. Z każdą minutą stawałam się coraz bardziej słabsza. – Zostaw mnie. – wyszeptałam, lecz na próżno się do zdało.
- Nie słyszałeś co powiedziała?! Zostaw ją! – z którejś strony, dobiegł mnie bardzo dobrze znany mi głos.
- A ty co?! Adwokat?! – spytał chłopak, popychając mnie z całej siły, co spowodowało mój upadek.
- Zginiesz marnie śmieciu. – wycedził przez zęby Zayn i uderzył go w nos. Nieznajomy nie pozostawał mu dłużny. Zaczęli się nawzajem okładać, a najgorsze, że nie mogłam nic zrobić. Próbowałam rozdzielić ich krzykiem, lecz oni jeszcze bardziej robili się agresywni w stosunku do siebie.
- O cholera. – wyszeptał blondyn, jak się okazało po tym jak zdjął kaptur. Popatrzył tylko na Mulata, a potem na mnie i zaczął uciekać. Szybko podbiegłam do leżącego na zimnym betonie, Malika. Popatrzyłam na niego. Jego twarz nie była zmasakrowana, gorzej było z dolnymi partiami ciała, które pokrywały siniaki. Chłopak ani drgnął.
- Zayn? – zaczęłam nim lekko potrząsać. – Zayn to nie jest śmieszne! – nie dawał znaku życia. Położyłam delikatnie moją rękę na jego ciele, w miejscu, gdzie pod warstwą skóry i kości znajdowało się serce, które przestało pracować. – O mój Boże! Zayn nie umieraj! Nie zostawiaj mnie…


***
Cześć Kochane ;* Przepraszam za beznadziejność tego rozdziału i za wszystkie błędy, które mogą się w nim zdarzyć. Chciałabym Wam serdecznie podziękować ca ponad sześć tysięcy wejść i komentarze pod ostatnim rozdziałem, to bardzo motywuje do pracy, uwierzcie mi na słowo. Chciałabym Wam również życzyć wesołych świąt, spędzonych w gronie bliskich Wam osób, wielu prezentów pod choinką, przepysznych dań, a także szczęśliwego, ale zarazem szalonego zbliżającego się Nowego Roku! W sumie mam nadzieję, że zanim minie ostatnia minuta 31 grudnia, ja dodam kolejny rozdział. A poza tym jak myślicie, czy Louis z Harrym będą toczyć o coś walkę, a może tak po prostu się pogodzą? Do następnego ;*

piątek, 14 grudnia 2012

Rozdział 11


*Oczami Nialla
- Louis! Harry! Co się stało? – spytał lekko wystraszony Liam, widząc twarze naszych przyjaciół. W pomieszczeniu panowała napięta atmosfera. Wszyscy bacznie przyglądali się Stylesowi i Tomlinsonowi. – Czemu wróciliście wcześniej? – zadał kolejne pytanie.
- Niech on ci powie. – odpowiedział Lou, nawet nie zerkając na swojego współlokatora, stojącego po jego prawej stronie.
- Harry? – Daddy Direction spoglądnął tym razem na Loczka, lecz on nie odpowiadał, tylko patrzył ślepo w podłogę. – Czy ktoś mi wreszcie powie o co chodzi?! – uniósł się Liam, zresztą nie dziwię mu się. Był podenerwowany całą tajemniczą sytuacją. Na chwilę zapanowała przytłaczająca cisza, którą przerwał Payne najwidoczniej domyślając się co zaszło. – Nie. – wyszeptał, kiwając przecząco głową. – Nie. Nie. Nie.
- Wiedziałeś o tym? – spytał Lou podnosząc ton.
- Tak. Wiedziałem o tym. – odpowiedział Liam prawie, że niedosłyszalnie.
- A ja ci ufałem, radziłem się ciebie, a ty zamiast mi w tedy odradzić, wyjawić prawdę, to ak. – odpowiedział prawie, że niedosłyszalnie. – Ale Louis zrozum.. – zaczął, lecz mu przerwał.
- Ufałem ci, radziłem się ciebie, a ty zamiast mi w tedy odradzić… - mówił, ale przerwał mu Liam.
- Louis zrozum. – zaczął. – Wówczas o niczym nie wiedziałem, dopiero potem poznałem prawdę. –nic z tego nie rozumiałem, zresztą nie tylko ja, bo wnioskując z min Ericki, Estery i Zayna, oni również nie byli w temacie. Nagle po domu rozniósł się dźwięk dzwonka.
- Ja otworzę. – oznajmiła Estera i znikając za ścianą, udała się do holu. Po paru minutach wróciła do salonu, tylko, że w towarzystwie Anabel.
- Louis! Kochanie, nie wiesz jak za tobą tęskniłam! – krzyknęła i z uśmiechem podbiegła do swojego ukochanego, chcąc go przytulić, jednak on ją odtrącił. – Louis, co się z tobą dzieje? – spytała zaszokowana zachowaniem pasiastego.
- Co się ze mną dzieje? A może ty mi powiedz, co się ma ze mną dziać, po dowiedzeniu się całej prawdy?! – spytał się szorstko.
- Prawdy? Jakiej prawdy? – rozglądnęła się, spoglądając na każde z nas. – Louis o czym ty do cholery wygadujesz?!
- Może o tym, że dziewczyna, którą kochałem niejednokrotnie zdradziła mnie z moim byłym najlepszym przyjacielem… O tym tutaj Stylesem. – Boże?! Że co?! Harry i Anabel?! Nie to niemożliwe! Przecież on by czegoś takiego nie zrobił!
- Louis to nie tak. – zaczęła się tłumaczyć.
- Nic więcej nie mów! To koniec, rozumiesz? Koniec z nami!
- Nie możesz mnie teraz zostawić! – krzyknęła. – Louis, przecież ja jestem w ciąży! – po jej policzkach zaczęły spływać łzy.
- Okłamywałaś mnie od ponad roku. Jaką ja mam gwarancję, że teraz jest inaczej? Jaką mogę mieć pewność, że to dziecko w ogóle istnieje, a nie jest tylko wytworem twojej wyobraźni? Argumentem, którym chcesz mnie przy sobie zatrzymać? – spytał. Nie czekał jednak na odpowiedź. – Może i jesteś w ciąży, ale też nie wiadomo kogo jest to dziecko, moje czy Harrego. – dodał.
- Na pewno jest twoje. – wyszeptała.
- Jeśli tak się okaże, po przez test, który wykonasz po narodzeniu dziecka, będę płacił ci alimenty. Nic więcej.
- Ale Louis…
- Nie! Brzydzę się tobą. Kochałem cię, a ty mnie tak zraniłaś. Nie chcę cię znać. – wycedził jej przez zęby. Następnie zwrócił się do mnie i Zayna. – Wy też wiedzieliście o tym? – spytał, a my zgodnie z prawdą zaprzeczyliśmy.
- Nic, a nic. – powiedział Malik.
- Estera, Ercka idźcie na górę i spakujcie się. Dzisiaj przenocujemy w hotelu. – oznajmił już spokojnie.- Nie Louis, nie musicie. – wtrąciłem się. – Zawsze możesz u mnie lub u Zayna. – oznajmiłem, na co Mulat mi przytaknął.
- A co z One Direction? – spytał Liam.
- Byliśmy zespołem bo wszystkich nas poza talentem i zamiłowaniem do muzyki, łączyła nas prawdziwa przyjaźń, która prysła. – odpowiedział. – Nie ma już One Direction. – po paru minutach siedzieliśmy w samochodzie u Louisa, kierując się w stronę mojego domu. Po półgodzinnej jeździe, dojechaliśmy na miejsce. Razem z Zaynem wnieśliśmy walizki dziewczyn, po czym Mulat pożegnał się i poszedł do siebie do domu, oznajmiając, że przyjdzie jutro. O niczym nie rozmawialiśmy. Wszyscy byli na tyle zmęczeni, że od razu położyli się spać. Sam jednak nie mogłem długo zasnąć, przez napływ wspomnień z dzisiejszego dnia. Czy taka długoletnia przyjaźń, mogła się tak szybko zepsuć? Od tak prysnąć?



*Oczami Louisa

Tej nocy nie mogłem długo zasnąć. Musiałem przemyśleć parę spraw, powiązanych ze sobą. Nie mogłem uwierzyć w to co powiedział mi Harry jeszcze pod czas naszego wyjazdu. On i Anabel? Jeden z moich najlepszych przyjaciół, będący jednocześnie bratem, powiernikiem sekretów, a także dziewczyna, którą kochałem nad życie, którego resztę chciałem spędzić właśnie z nią, zrobili mi coś takiego? Spotykali się po tajemnie? Całowali się? Wymieniali czułymi słówkami, czy znaczącymi uśmiechami? Sama świadomość bolała, przygnębiała, odbierała ochotę do życia. I jeszcze Liam… Czemu nic mi nie powiedział? Przecież jest lub raczej był moim przyjacielem. Ale był też przyjacielem Loczka i pewnie nie chciał dla niego i dla mnie źle. Przewidział tą całą sytuację, wiedział jak będę się czuł. Jednak gorsze od bolesnej prawdy, jest życie w kłamstwie. Może dobrze, że stało się tak teraz a nie po ślubie?
Odrzucając kołdrę na bok, zsunąłem się z łóżka i na palcach udałem się na balkon. Musiałem zaczerpnąć świeżego powietrza. Oparłem się o czarną poręcz i wpatrywałem się w gwiazdy. Z bezczynności do mojej głowy napłynęły setki wspomnień, które dzieliłem z blondynką, czy z loczkiem, a także moimi przyjaciółmi, jako One Direction. Tutaj właśnie zakończył się pewien etap w moim życiu. Zdaję sobie sprawę, że to już nie wróci, nie będzie jak dawniej. Nie będzie wspólnych wygłupów, koncertów, które sprawiały nam tyle radości, kiedy patrzyliśmy tak na naszych fanów. Ich uśmiechy na twarzach, były miodem na nasze serca, ochotą do dalszej pracy. A co jeszcze się na to składało? Właśnie to, że byliśmy razem. Może początkowo z przymusu. W końcu połączenie nas w grupę jeszcze w X Factorze było jedyną szansą na wybicie się, spełnienie marzeń o zawodzie piosenkarza. Ale i tak przerodziło się to w coś więcej, przyjaźń, braterstwo, coś czego nikt końca nie wyczekiwał. Po policzku spłynęła pojedyncza zła, a po niej kolejne, którym dałem upust. Nagle poczułem na ramieniu czyjąś dłoń. Gwałtownie odwróciłem się do tyłu i ujrzałem Erickę i Esterę.
- Jest już późno. Powinnyście już dawno spać. – stwierdziłem.
- Powinnyśmy, ale my nie możemy patrzeć jak cierpisz Louis. – powiedziała brązowowłosa.
- Będzie dobrze braciszku, wszystko się jakoś ułoży. Zobaczysz. – dodała moja siostra. – Zapomnisz o tym.
- Może zapomnę, lecz to nie będzie łatwe. Zresztą nic już nie będzie jak dawniej.
- Masz rację. – powiedziała Ericka. – Nie będzie tak jak dawniej, bo będzie znacznie lepiej.
- Chodźcie do mnie. – powiedziałem i przytuliłem je do siebie. – Nawet nie wiecie jak się cieszę, że was mam.

 

*Oczami Harrego
Przeważnie zawsze żałujemy swoich błędów i zdajemy sobie sprawę z głupoty jaką popełniliśmy, ale najbardziej nasilone jest to kiedy wszystko co się ma, zaczyna się pieprzyć.
- Przez własną głupotę zostałem sam. – powiedziałem, patrząc przez zaszklone oczy na przygnębionego Liama, który jako jedyny teraz ze mną został. Zresztą nie dziwię się Niallowi czy Zaynowi.
- Każdy z nas Harry popełnia błędy. – powiedział spokojnie, jak gdyby nigdy nic. – Mniejsze czy większe, ale w końcu jesteśmy tylko ludźmi, postaciami niedoskonałymi.
- Czemu ty tu jeszcze jesteś?! Spieprzyłem twoje relacje z Louisem, zespół, na który tak ciężko pracowaliśmy! Wszystko na czym nam zależało runęło. Przeze mnie…
- Jestem tu dlatego, że jesteś moim przyjacielem. Teraz kiedy zostałeś sam potrzebujesz kogoś z kim możesz porozmawiać, a nawet pomilczeć. Harry zrozum, że większość relacji idzie odbudować, tylko na to wszystko potrzeba czasu.
- Ale Louis mnie nienawidzi. Zresztą dziwisz mu się?! Chłopcy pewnie też zmienili o mnie zdanie, nie będą chcieli utrzymywać kontaktów.
- Tak pewnie miało być. Wszystko to zgotował nam los. Ból, cierpienie, ale to wszystko minie, bo nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. – pocieszył mnie Liam, przytulając do siebie.
- Dziękuję, że jesteś. – wyszeptałem.

 

*Oczami Jade
Obudził mnie sygnał mojego telefonu komórkowego oznaczającego odebraną wiadomość sms. Błądząc ślepo ręką po blacie szafki nocnej, odszukałam urządzenia i odczytałam treść wysłaną mi przez Holly. Chciałabym pomogła jej poszukać jakiegoś mieszkania. Niechętnie zwlekłam się z łóżka i od razu udałam się do łazienki, gdzie jak co rano wykonałam poranną toaletę. Następnie wróciłam do pokoju i wyciągnęłam z szafy ubrania, które miałam zamiar dzisiaj założyć. Padło na klasyczne rurki, pomarańczową bokserkę, a na to rozpinany sweter w odcieniach brązu z motywem góralskim. Na nogi zaś założyłam rude botki za kostkę. Wsadziłam telefon do kieszeni i wyszłam z mieszkania zamykając je na klucz. Stanęłam pod kamienicą, w którą mieszkałam i czekałam na przyjaciółkę. Po chwili dotarła na miejsce.
- Hej. – pocałowała mnie w policzek na przywitanie.
- Cześć. Jak tam po wczorajszym? – spytałam ją, śmiesznie poruszając brwiami.
- O co ci chodzi? – spytała, jednocześnie przeczesując swoje ciemne blond włosy ułożone w delikatne fale.
- O tego chłopaka, którego wczoraj poznałaś i ci się spodobał. – objaśniłam jej.
- Chodzi ci o Liama? – spytała, a ja lekko skinęłam głową. – Dobrze się nam rozmawiało. – powiedziała
- Zauważyłam. Nie odstępowaliście się na krok.
- W sumie jest przystojny, ale dopiero co skończyłam z Chrisem i chyba nie jestem gotowa na to, aby się z kimś wiązać. – powiedziała. Po paru minutach marszu, doszłyśmy na miejsce. Właśnie tutaj Holly umówiła się z kimś o wynajem mieszkania. Chwilę po nas przyszła pani, która oprowadziła nas po mieszkaniu. Widać było, że przypadło blondynce do gustu. Dlatego nie zwlekając podpisała umowę.
- A jak tam twoja ciocia? – spytała mnie moja przyjaciółka, kiedy siedziałyśmy w kawiarni i piłyśmy zamówione przez nas napoje.
- Dobrze. Dzisiaj przyprowadzi swojego kolegę. – przy ostatnim zrobiłam w powietrzu cudzysłów.
- Czyżby szykowało się wesele? – spytała zabawnie poruszając brwiami.
- Nie sądzę, ale nigdy nie wiadomo co się może zdarzyć. – posiedziałyśmy tak jeszcze z godzinę, a potem rozeszłyśmy się do swoich domów. Wieczorem przyszedł do nas Jacob, kolega cioci. Wydawał się być miłym człowiekiem. Ciekawa jestem co będzie dalej.



***

Cześć Kochane ;* W ostatnim czasie zrozumiałam, że mnie chyba prześladuje jakieś złe fatum. No bo obiecałam, że rozdział na pewno pojawi się w ubiegłym tygodniu, a jest dopiero w tym, za co jak zwykle przepraszam. Muszę nad sobę popracować i wiem jedno, że jak będę miała zakładać nowe opowiadanie, napiszę dwadzieścia rozdziałów naprzód! Nie ma innej opcji. Mam nadzieję, że rozdział się podoba. W następnym ukarzę kilka rozkwitających wątków miłosnych, ale także nowych problemów. Dziękuję za to, że jesteście i czytacie oraz komentujecie. Jesteście wspaniałe :)

niedziela, 2 grudnia 2012

Rozdział 10


*Oczami Harrego
Poczułem jak ktoś mną lekko potrząsa. Odepchnąłem rękę Louisa i wtulając się w fotel, próbowałem dalej smacznie spać. Jednak to nie było mi dane.
- Harry obudź się. – powiedział spokojnie Louis. Powoli otworzyłem oczy i siadając prosto, przeciągnąłem się.
- Co się stało? – spytałem, patrząc zaspanym spojrzeniem na swojego przyjaciela.
- Jesteśmy na miejscu. – oznajmił, po czym obydwoje wysiedliśmy z samochodu. Staliśmy przed drewnianym domkiem otoczonym dużym lasem. – Przyjeżdżaliśmy tu kiedyś z rodzicami. – wyjaśnił, patrząc na mnie. – Chodź. Trzeba się rozpakować. – zarządził i biorąc swoje bagaże, ruszyliśmy w stronę drzwi wejściowych. Kiedy już pod nimi stanęliśmy, Louis zaczął szukać kluczy po kieszeniach, aż w końcu je znalazł i wkładając do zamka, przekręcił dwa razy. Następnie wyjął złoty kluczyk i lekko pchnął drzwi. Przeszliśmy przez próg znajdując się w niewielkim salonie z kominkiem. Pomieszczenie, jednocześnie połączone było z jadalnią, którą z kolei dzielił barowy stół. Weszliśmy po krętych schodach na piętro, gdzie znajdowało się czworo drzwi. Jedne prowadziły do łazienki, pozostałe zaś do sypialni. Wszedłem do pomieszczenia, wskazanego mi przez Louisa. Położyłem walizkę w kącie, a sam zacząłem dokładnie przyglądać się pokojowi. Przy ścianie stało dwuosobowe łóżko, a bo jego bokach szafki nocne. Naprzeciwko znajdowała się duża szafa, połączona z regałem, na którym stały fotografie, książki, pudełka. Wywnioskowałem, że sypialnia ta należała do rodziców Tomlinsona. Nie czekając chwili dłużej, zacząłem przepakowywać moje rzeczy znajdujące się w moim bagażu, do szafy.

***

Po południu zszedłem na dół i udałem się do kuchni, skąd dobiegały przyjemne zapachy. Zastałem tam mojego przyjaciela w fartuszku kuchennym, smażącego naleśniki, które kilka minut później postawił na stole, z dodatkiem nutelli i przeróżnych owocowych dżemów.
- Smacznego. – powiedzieliśmy równocześnie i zaczęliśmy konsumować posiłek. Kiedy skończyliśmy, pozmywałem naczynia i razem z Louisem udaliśmy się na spacer po lesie. Szliśmy gęsiego, wąską ścieżką, pomiędzy różnymi krzakami.
- Gdzie ty nas prowadzisz? – spytałem przyjaciela, który momentalnie się do mnie odwrócił i uśmiechnął się tajemniczo.
- Dowiesz się, kiedy tylko dojdziemy na miejsce. – odpowiedział. Resztę drogi spędziliśmy maszerując w ciszy. Słychać tylko było ćwierki ptaków i szelest drzew. Niebawem Tommo zatrzymał się, a ja za nim. Rozejrzałem się dookoła. Staliśmy koło małego źródełka, które wypływało spod skał. Obok stał przewrócony pień. – Przychodziłem tutaj zawsze, kiedy rodzice się kłócili, a ja nie miałem co ze sobą zrobić. – oznajmił i przysiadł na niewielkim kawałku drewna, a ja obok niego. Było tu naprawdę pięknie, tak spokojnie.

***
Przychodziliśmy tam każdego dnia o tej samej porze, wspominając wszystkie sytuacje, które przytrafiły się nam odkąd jesteśmy zespołem. Był to już szósty dzień naszego wyjazdu, dość, że nie tylko odpoczęliśmy, ale także poprawiliśmy nasze relacje, które niestety już za dwa dni pogorszą się jeszcze bardziej niż wcześniej. Jest mi strasznie smutno z tego powodu, ale nie mogę okłamywać go do końca życia. Musi poznać prawdę o swojej narzeczonej, jaka ona jest naprawdę. Z zamyślenia wyrwał mnie głos Louisa.
- Harry, co się dzieje? – spytał, spoglądając na mnie z troską.
- Nic. – skłamałem.
- Przecież widzę. – odpowiedział stanowczo. – Jesteśmy przyjaciółmi, nie miejmy przed sobą tajemnic. Widzę, że coś cię trapi, od dłuższego czasu, tylko tak jakoś nie miałem okazji spytać, sam wiesz, nie mogliśmy porozmawiać w cztery oczy, bo albo były dziewczyny, albo Anabel, lub chłopcy.
- Louis nie dzisiaj. – chciałem go zbyć, lecz on jednak nie dawał za wygraną.
- Nie traktujesz mnie jak przyjaciela, prawda? Nie dziwię ci się, w końcu sam popsułem nasze relacje. Jestem okropnym przyjacielem. – mówiąc to posmutniał. Słysząc ostatnie zdanie nie wytrzymałem i wstając z kłody, zacząłem chodzić w kółko. Wszystko to przez nerwy.
- Nawet tak nie mów! – krzyknąłem. – Louis jesteś wspaniałym przyjacielem i bardzo dobrym człowiekiem. – dodałem.
- Ty tak samo. – odpowiedział, lecz nie wiedział co mówi. Nie zdawał sobie sprawy, że żyje okłamywany, przez najbliższe osoby. Dłużej tak być nie mogło.
- Nie. Nie jestem taki jak ty.
- Co ty w ogóle wygadujesz? – spytał Tomlinson.
- Louis kocham cię jak brata. Dziękuję za wszystko co dotąd dla mnie zrobiłeś, kiedy byłem smutny rozweselałeś mnie, pomagałeś w trudnych sytuacjach i zawsze jak tylko mogłeś, byłeś przy mnie. Dziękuję za to, że nazywałeś mnie przyjacielem. – powiedziałem i przytuliłem go do siebie, co odwzajemnił. Kiedy się rozdzieliliśmy, wiedziałem, że przyszedł czas na najgorsze. Wziąłem głęboki oddech i kontynuowałem. – A teraz mnie posłuchaj. Nie zasługuję na ciebie, zresztą nie tylko ja.
- Co? O co ci chodzi?
- Nie możesz ożenić się z Anabel, ona nie jest ci wierna.
- Dosyć. Ja wiem, że od jakiegoś czasu się nie lubicie, ale to już lekka przesada.
- Nie Louis. To co mówię to prawda. – powiedziałem. Końcówka nie mogła przejść mi przez gardło. – Sam z nią spałem i to nie raz. – dodałem po jakimś czasie. Spoglądnąłem na Louisa. Po jego policzkach zaczęły cieknąć łzy. Łzy bólu.

 
*Oczami Estery
Wstałam późnym rankiem. Tej nocy nie spałam za dobrze, co jakiś czas budziłam się. Poza tym bolała mnie głowa. Rozglądnęłam się dokładnie po pokoju. To było pierwsze co zrobiłam po otwarciu oczu. Zauważyłam Ericę wyglądającą przez okno.
- Na co tak paczysz? – spytałam zachrypniętym głosem. Dziewczyna momentalnie odwróciła się w moją stronę i podbiegła do łóżka, siadając obok mnie.
- Rozmawiałam z Niallem. Powiedział bym z tobą porozmawiała. – powiedziała cały czas bacznie mi się przyglądając. – Co się stało? – spytała, jednocześnie wskazując na podpuchnięte oczy. Nic nie odpowiedziałam, tylko przytuliłam się do mojej przyjaciółki, a ona odwzajemniła gest. Mimowolnie do moich oczu zaczęły napływać łzy, które już po chwili spływały po policzkach.
- Josh. – wyszeptałam. – On ma dziewczynę. – dodałam.
- Przykro mi. – powiedziała. – Ale nie możesz załamać się z powodu jednego chłopaka, skoro na ziemi jest ich bardzo dużo. Znajdziesz tego jedynego, gwarantuje ci to.
- Tak myślisz? – brązowowłosa lekko skinęła głową. Delikatnie otarłam łzy i uśmiechnęłam się. – Nie gadajmy o tym, chcę zapomnieć. Nie mam innego wyjścia. – oznajmiłam. – Może teraz ty mi opowiesz jak tam było na randce? – spytałam już bardziej entuzjastycznie.
- Szkoda gadać. To była jedna wielka katastrofa, odkąd zjawił się Malik. – powiedziała zrezygnowana.
- Co?! Jak to?! – wykrzyknęłam. Po chwili Erica wszystko mi opowiedziała. W sumie mogłam się po nim tego spodziewać, skoro ona mu się podoba to nie dziwota, że posunął się do czegoś takiego. – No to było bardzo ciekawie. – powiedziałam podśmiechując się pod nosem.
- Najgorsze jest to, że nie wiem czemu on się mnie tak uczepił?!
- Porozmawiaj z nim, może ci powie. – poradziłam jej, a ona tylko popatrzyła się na mnie.
- Może lepiej nie. – odpowiedziała.
- Czemu? – spytałam, na co tylko wzruszyła ramionami. Resztę dzisiejszego dnia spędziłyśmy jak prawie każdy poprzedni, oglądając telewizję. Na jutro miałyśmy za to inne plany, wypad do wesołego miasteczka razem z Niallem, Zaynem i Liamem.

 

*Oczami Jade
Obudziłam się w salonie, przykryta kocem. Rozglądnęłam się w około siebie. Wszędzie porozsypywany był maślany popcorn. Widocznie zasnęłam pod czas oglądania filmu. Nie czekając chwili dłużej, zwlekłam się z fotela i powędrowałam do łazienki, gdzie każdego ranka wykonywałam poranne czynności. Tak też było i dziś. Następnie powędrowałam do pokoju i otwierając drzwiczki od mojej szafy, zaczęłam poszukiwania czegoś w czym mogłabym dzisiaj chodzić. Padło na jeansowe, cieniowane rurki i biały sweterek wkładany przez głowę. Kiedy założyłam urania, wróciłam do salonu i zaczęłam odkurzać. Moje porządki przerwał dźwięk mojej komórki. Wzięłam ją do ręki i odebrałam połączenie przychodzące.
- Tak? – spytałam do aparatu. Z drugiej strony usłyszałam głos mamy Holly. – Wybudziła się?! Naprawdę?! – spytałam entuzjastycznie. – Zaraz będę! – poinformowałam rodzicielkę mojej przyjaciółki i zabierając wszystkie potrzebne mi rzeczy, opuściłam mieszkanie zamykając je na klucz. Próbowałam złapać jakąś wolną taksówkę, ale niestety nie udało mi się to, dlatego też nie tracąc czasu, a próbując nadgonić stracone minuty, udałam się pędem w stronę szpitala. Około półgodziny później stałam pod budynkiem. Przeszłam przez szklane drzwi i wybierając zamiast windy, schody wbiegłam po nich, tym samym znajdując się na piętrze gdzie leżała moja przyjaciółka. Na korytarzu stali jej rodzice. Byli bardzo szczęśliwi, zresztą kto by nie był?!
- Dzień dobry. – przywitałam się, ciężko dysząc. – Czy mogę do niej wejść? – spytałam, a oni pokiwali twierdząco głowami. Podeszłam do drzwi i zapukałam w nie i nie czekając na odpowiedź weszłam do pomieszczenia.

 
*Oczami Holly
Usłyszałam donośne pukanie do drzwi, które chwilę później uchyliły się. Zobaczyłam swoją przyjaciółkę.
- Jade! – krzyknęłam. Brązowowłosa od razu do mnie podbiegła i przytuliła mnie.
- Holly tak bardzo tęskniłam. – wyszeptała przez łzy, które oczywiście udzieliły się także mi.
- A myślisz, że ja nie? – spytałam. Nie czekając na odpowiedź, przystąpiłam do przemowy, którą chciałam od dawna wygłosić, ale nie mogłam przez mój stan. – Jade bardzo cię przepraszam, za to wszystko. Za to, że wybrałam Chrisa a nie ciebie. Miłość jest ślepa.
- Wybaczam, pod warunkiem, że kiedy stąd wyjdziesz udamy się do wesołego miasteczka.
- Załatwione. – odpowiedziałam jednocześnie uśmiechając się. Resztę dnia spędziłyśmy rozmawiając. Opowiedziałam mojej przyjaciółce, co się stało przed wypadkiem, a ona mi, o tym wszystkim co zaszło od momentu kiedy się pokłóciłyśmy.

***
W reszcie minęły trzy dni i mogłam wyjść ze szpitala. Razem z Jade pojechałyśmy do domu, gdzie do niedawna mieszkałam z Chrisem. Oczywiście nie tracił czasu i zapraszał sobie to nowe panienki. Brązowowłosa pomogła mi się spakować i na czas dopóki nic nie wynajmę zamieszkałam u rodziców.Po obiedzie, wybrałyśmy się do wesołego miasteczka, które obiecałam mojej przyjaciółce. Bawiłyśmy się naprawdę świetnie.
- Jade! – usłyszałyśmy krzyki, kiedy szłyśmy do wyjścia. Brązowowłosa gwałtownie odwróciła się w stronę, z której dochodziły ów wołania.
- Estera, Erica! Cześć. – podbiegła, do dwóch dziewczyn, każdą z nich przytulając.
- Stęskniłyśmy się za tobą. – odpowiedziała ta w nerdach.
- Ja za wami też. – powiedziała. – To jest Holly, moja przyjaciółka. A to są Erica i Estera. – przedstawiła nas sobie wzajemnie.
- Cześć. – powiedziałam, ściskając kolejno każdej dłoń.
- Hej. – odpowiedziały jednocześnie, a później się zaśmiały.
- Dziewczyny! Tu jesteście! – krzyknął jakiś blondyn i podbiegł do dziewczyn. Później dołączyło dwóch pozostałych. Byli to nie kto inni, jak trójka członków One Direction, brakowało tylko Harrego i Louisa.
- Holly i Jade, to są Liam, Zayn oraz Niall. – przedstawiła nas sobie Estera. Resztę wieczoru spędziłyśmy wszyscy razem.

 
*Oczami Estery
Po dniu pełnym wrażeń, spędzonym w wesołym miasteczku, wróciliśmy do domu, najpierw jednak odwożąc Holly i Jade. Fajnie, że je spotkałyśmy, bo w sumie lepiej porozmawiać z dziewczynami, niż tylko z chłopakami, z którymi miałyśmy do czynienia każdego dnia.
- Skąd je znacie? – spytał Liam.
- Długa historia, a o okolicznościach wiążących się z tym wolałybyśmy nie mówić. – powiedziałam. – To znaczy, w tedy poznałyśmy Jade, a dzisiaj dopiero Holly.
- Aha. – odpowiedział. Widać było, że ta druga przypadła mu do gustu, zresztą z wzajemnością. Nie odstępowali się na krok, cały czas się śmiali i zawzięcie o czymś dyskutowali.
Siedzieliśmy wszyscy przed telewizorem zajadając pizzę zamówioną przez Horanka, kiedy usłyszeliśmy trzask. W pokoju pojawili się zdenerwowany Louis i przygnębiony Harry. Coś się musiało stać.
 

***

Cześć kochane ;* Tak oto jest rozdział dziesiąty, napisany z trudem, bo ostatnio coś opuszczają mnie pomysły na to opowiadanie, a przychodzą inne na nowe. W każdym razie nic się nie martwcie, zanim założę nowego bloga, skończę tego. Nie ukrywam, że już coś napisałam na kolejne i mam nadzieję, że przynajmniej część z Was będzie chciała je czytać. Przepraszam, za taki nie zbyt fajny rozdział, przy najmniej mi się coś w nim nie podoba. Następny postaram się dodać nie później niż piątek, lecz może być wcześniej. Jak myślicie co będzie dalej? O i mam dla Was prezent, piszcie kogo chcecie zobaczyć następną perspektywę, a ja postaram się ją napisać. Liczba nie jest ograniczona, może nawet wyjść, że wszystkich bohaterów. Kocham Was ;*