poniedziałek, 21 stycznia 2013

♔Epilog



*Oczami Harrego

Szedłem długim, ciemnym korytarzem, na którego obiecanym końcu widniała jasność. Z każdym kolejnym stawianym przeze mnie krokiem byłem coraz bliżej wyjścia. Z otaczającej mnie ciemności zaczęły dobiegać mnie głosy moich przyjaciół, dziewczyny, a także inne, których za życia nie słyszałem. Nie myśląc długo przyśpieszyłem kroku. Nie chciałem bowiem żyć, gdyż to według mnie straciło sens ze śmiercią Louisa, osoby tak bardzo ważnej dla mnie. Moja dusza i tak odeszła z tego popapranego świata ludzi, wraz ze śmiercią mojego najlepszego przyjaciela. Najgorsze było to, że nie zdążyliśmy się wcześniej pogodzić.
Po upływie czasu, którego nie potrafiłem zliczyć, stanąłem na niewielkiej polance. Równo skoszona trawa przyodziana była w krople zimnej, porannej rosy. Przede mną wznosiła się szczerozłota brama, przez którą przeplatały się gałązki soczystego winogrona. Ogromne wrota oświetlane były długimi, ciepłymi promieniami wschodzącego słońca, przez co błyszczały we wszystkie strony.
- Czyli udało mi się. – szepnąłem sam do siebie, a na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
- Tak, udało ci się. – powtórzył po mnie mężczyzna z mocnym głosem, który znikąd pojawił się obok mnie. Był to dorosły szatyn z zielonymi oczami, średniego wzrostu. Ubrany był całkowicie na biało. Z jego placów wyrastały ogromne skrzydła. Na tle jego całego stroju wyróżniała się złota aureolka wznosząca się nad brązowymi włosami ułożonymi w loczki oraz pasek, zawiązany w kokardę na tali. – Lecz za jaką cenę. – powiedział już smutnym głosem i spoglądnął w puszyste kłębki chmur. – Czy zdajesz sobie sprawę Harry z tego, jak się teraz czują twoja rodzina, przyjaciele, dziewczyna i wszyscy, którym na tobie zależy? – spytał i popatrzył na mnie. – Czy posuwając się do tak drastycznego kroku pomyślałeś chociaż o nich? – zadał kolejne pytanie i tym razem popatrzył na mnie, a w jego oczach pojawiła się chęć poznania odpowiedzi. Kiedy anioł wspomniał o wszystkich, których kocham a zostawiłem na ziemi, zrobiło mi się ich żal. Momentalnie spuściłem wzrok i spojrzałem na czubki swoich białych conversów. – Odezwiesz się?! –
- Jesteś zbyt ciekawski. – skarciłem go, na co on tylko się uśmiechnął. – Nie! Nie pomyślałem o nich. Byłem samolubny i chciałem zakończyć swoje cierpienie spowodowane śmiercią Louisa, ale zapomniałem, że oni cierpią tak samo jak ja, w końcu to był też ich przyjaciel, członek rodziny lub osoba, którą za kogoś takiego uważali. – anioł uśmiechnął się triumfalnie, ukazując rząd białych zębów, a na jego twarzy pojawiły się dołeczki.
- Nie musiałeś mi nic mówić, bo ja wiedziałem co czułeś w tedy, jak i w tym momencie. – odpowiedział mi, chytrze się uśmiechając. – Wiesz czemu? – spytał, a ja pokręciłem przecząco głową. – Dlatego, że jestem twoim aniołem stróżem imbecylu! – krzyknął, na co ja wzdrygnąłem się.
- To dlatego jesteśmy tacy podobni! – wykrzyknąłem. Bowiem odkąd pojawił się koło mnie, dziwiło mnie to bijące podobieństwo między nami. – Tylko, że ja jestem seksowniejszy i ładniejszy. – skomentowałem, na co anioł pokiwał głową z rezygnacją. Na chwilę między nami zapadła długa cisza, która wcale mnie nie krępowała. Być może było to spowodowane, że mężczyzna stojący obok wiedział o mnie dosłownie wszystko i był moim nierozłącznym towarzyszem za życia. Rozglądnąłem się dookoła. Było tu naprawdę pięknie, tak jak opisywali ludzie, którzy byli tutaj wcześniej, jednak wrócili do świata żywych. – Możemy już wchodzić, o ile jest mi to dane? – spytałem szatyna, przerywając tym panującą ciszę.
- Oczywiście! Zanim jednak ostatecznie przekroczysz wrota niebieskie musisz zamienić z kimś parę zdań. – oznajmił i kładąc mi swoją ciepłą dłoń na moim prawym ramieniu, drugą ręką wskazał mi kierunek, w który miałem spojrzeć. Stała tam duża, okrągła fontanna, wykonana ze złota – w sumie jak chyba wszystko tutaj. Na jej brzegu siedziała postać smutnego, młodego chłopaka, którego od razu rozpoznałem po brąz czuprynie pozostawionym w nieładzie. Mój anioł stróż pchnął mnie lekko, tym samym zmuszając do podejścia bliżej przyjaciela.
- Louis. – wyszeptałem jego imię, kiedy stanąłem nad nim. Tomlinson momentalnie podniósł głowę i skierował swój wzrok na mnie. Miał zapuchnięte od płaczu oczy i smutną twarz. Kiedy jednak na mnie patrzył nie zauważyłem niechęci, którą ostatnimi czasy do mnie żywił. Nie czekając ani chwili dłużej, przytuliłem go do siebie jak najmocniej umiałem, co odwzajemnił. – Tak bardzo cię przepraszam za to wszystko co miało miejsce od roku. Byłem złym przyjacielem, o ile w ogóle mogę się tak nazywać. – szatyn lekko poklepał mnie po policzku i uśmiechnął się szeroko.
- Wcale nie byłeś złym przyjacielem. Może popełniłeś kilka błędów, ale w większości wina leży po stronie Anabel, która bawiła się nami i mąciła nam w głowach. – odpowiedział.
- Ale i tak przepraszam za wszystko. – powiedziałem.
- Przeprosiny przyjęte. Jednak ja również chcę cię przeprosić. – oznajmił entuzjastycznie. – Przepraszam za to, że mało spędzałem w tedy z tobą czasu, a także za to, że nie dałem ci się szansy od razu usprawiedliwić. Mogłem cię wysłuchać. Może w tedy wszystko potoczyłoby się inaczej. – dodał, widząc pytanie malujące się na mojej twarzy.
- Cieszę się, że jestem tu teraz z tobą. – powiedziałem, jednocześnie klepiąc go po ramieniu.
- Ja również się cieszę. – odpowiedział. W tedy w naszą stronę zaczął iść mój anioł stróż.
- Dzięki Bogu! – wykrzyknął, unosząc ręce oraz spojrzenie w górę, a my spojrzeliśmy na niego pytająco. – W końcu się pogodziliście. Miejmy nadzieję, że nic na ziemi czy w niebie, nie stanie na drodze waszej przyjaźni. – dodał, ale widząc, że nasze wyrazy twarzy nie zmieniły się, zaczął dalej ciągnąć swoją wypowiedź. – Odkąd pojawiliście się u nas w niebie, na ziemi minęło zaledwie od kilku do kilkunastu sekund. Tak więc tym sposobem staniecie pod wyborem, czy chcecie wrócić do świata ludzi czy wolicie pozostać z nami w tej o to pięknej krainie znajdującej się za złotą bramą. – objaśnił, wskazując prawą ręką na ogromne wrota. Spojrzeliśmy na niego z niedowierzaniem, a następnie sami wymieniliśmy porozumiewawcze spojrzenia.
- W niebie jest naprawdę pięknie, a co najważniejsze jest to miejsce wolne od problemów, jednak chcielibyśmy wrócić na ziemię. W końcu coś czuję, że jeszcze nie przyszedł dla nas czas by przekroczyć złote wrota. – odpowiedział Louis, a ja pokiwałem twierdząco głową na znak, że się z nim całkowicie zgadzam. Anioł wziął głęboki oddech.
- Jak chcecie, ale szanujcie daną wam szansę. – odpowiedział. – A ty Harry zacznij zachowywać się stosownie. Nie pić, nie przeklinać, a przede wszystkim łamać serca wielu dziewczynom na całym świecie! Przez ciebie wychodzą mi zmarszczki i pojawiają się siwe włosy! – powiedział z żalem, na co my tylko się zaśmialiśmy.
- Postaram się, a ty kieruj mnie na dobro, w końcu za to ci płacą. – rzuciłem na odchodnym i nim się oglądnąłem pochłonęła nas ciemność…

~*~

- Proszę cię Harry! Obudź się wreszcie! – krzyczał mi nad głową Niall z tym swoim irlandzkim akcentem. Powoli zacząłem otwierać oczy. Ujrzałem nad sobą głowę blondyna oraz Liama. – Harry! – krzyknął radośnie Niall i przytulił do siebie, tak mocno, że aż trudno było mi złapać powietrze. – Nawet nie wiesz jakiego napędziłeś nam stracha. – odpowiedział rozżalony.
- Zdaję sobie z tego sprawę za co bardzo was wszystkich przepraszam. – powiedziałem i obdarzyłem każdego z osobna szczerym uśmiechem. Spostrzegłem na moją lewą ręką, którą przykrywał opatrunek.
- Co z Louisem? – spytałem chwilę po moim wybudzeniu.
- Na całe szczęście lekarzom udało się go odratować, co można bez problemu określić mianem cudu. – odpowiedział Tomlinson na moje pytanie. Odwróciłem głowę w stronę, z którego dobiegał mnie jego głos. Kiedy patrzyliśmy tak twarzą w twarz, mój przyjaciel puścił mi oczko, po czym wybuchliśmy głośnym śmiechem.
- Macie nam coś do opowiedzenia? – spytała Estera lustrując każdego z osobna. – Kiedy wy w ogóle zdążyliście się pogodzić? – zadała kolejne pytanie, a wszyscy obecni w pokoju, w którym leżeliśmy przytaknęli jej.
- To długa historia, którą kiedyś może wam opowiemy. – powiedziałem i uśmiechnąłem się lekko.

~*~

Dzisiaj mija równy rok od wydarzenia, w którym mnie i Louisa przywrócono do życia. Był to czas wielu zmian, które w pewnym stopniu wyszły nam na lepsze. Estera i Erica rozpoczęły naukę w jednej z lepszych londyńskich szkół i obie radzą sobie naprawdę świetnie w sprawach edukacyjnych, jak i sercowych. Niall w końcu zapałał miłością do kogoś innego niż jedzenie. Cieszę się jego szczęściem, w końcu tak długo czekał na tą jedyną w swoim rodzaju. Razem z Esterą tworzą najsłodszą parę jaką w życiu widziałem. Zayn za to wreszcie nauczył się mówić bezpośrednio o swoich uczuciach. Kocha Ericę, a ona jego i widać to na pierwszy rzut oka. Może czasem ją denerwuje, ale tylko dlatego, że jak to sam wspomniał kocha patrzeć kiedy ona się złości, bo jest w tedy taka słodka. Liam i Holly są bardzo ze sobą szczęśliwi, kochają się co najważniejsze. Mój przyjaciel jest pewny co do uczuć do blondynki, że niedługo ma zamiar się jej oświadczyć. Holly za to spełniła swoje marzenie, co według mnie jest najważniejsze, została stylistkę i to nie byle kogo, bo naszą. Louis też jest szczęśliwy. Szybko zapomniał o Anabel i znalazł sobie nową dziewczynę Eleonor Caledr, która jest damską wersją mojego przyjaciela. Cher Lloyd z dnia na dzień zdobywa więcej fanów, a jej kariera kwitnie niczym kwiat na wiosnę. Poza tym zakopaliśmy topór wojenny i staliśmy się przyjaciółmi. Dobrze, że w końcu mam kogoś, kogo mogę spytać o damskie sprawy. W końcu ja również odnalazłem tą jedyną. Chodzi tu oczywiście o Jade, którą kocham i nie wyobrażam sobie bez niej życia. Zespół One Direction nadal funkcjonuje i mamy nadzieję, że będzie tak jeszcze przez bardzo długi czas.


***

Mam nadzieję, że podoba Wam się takie zakończenie, a przede wszystkim, że w pewnym stopniu zaskoczyłam Was. Patrząc na Wasze komentarze pod ostatnim rozdziałem, zrobiło mi się Was szkoda, ale jednocześnie cieszczyłam się z niespodzianki jaką dla Was przygotowałam. Prawdę mówiąc z początku Louis miał umrzeć, ale pewnej nocy, kiedy nie mogłam usnąć zaczęłam o tym intensywnie myśleć i zdałam sobie sprawę, że ja tak nie mogę go uśmiercić. Tym bohaterom należy się szczęśliwe zakoczenie, w końcu tyle się nacierpieli. Przyznam Wam, że jest mi trochę smutno, że to opowiadanie dobiegło końca, bo związałam się zarówno z nim, jak i z bohaterami, a także Wami, bo to tylko i wyłącznie dzięki Wam powstało to opowiadanie. W końcu jeśli bym nie miała czytelników nie byłoby sensu pisania i publikowania tego co stworzyłam. Dlatego przy tej okazji jaką jest oficjalne zakończenie bloga, chciałabym szczególnie podziekować tym, którzy byli ze mną od samego początku oraz tym, którzy dołączyli później, wszystkim, którzy ze mną pozostali mimo, że dodawałam rozdziały w różnych odstępach, nawet i trzy tygodnie, ale i tak czekaliście, oraz komentowaliście co sprawiało mi radość nawet jeśli zawarta była tam krytyka. Dziękuję Wam za to ;* Było to pierwsze opowiadanie, na którym chociaż raz coś napisałam i byłam zadowlona, chociażby z prologu. Mam nadzieję, że przynajmniej część z Was zechce czytać kolejne opowiadanie, na którym pojawił się już pierwszy rozdział, od którego zaczynam. Było by mi bardzo miło gdybyście zajrzały. Kocham Was ;*

http://make-dreams-come-true-la.blogspot.com/

niedziela, 20 stycznia 2013

Rozdział 18


*Oczami Louisa

Siedzieliśmy z Esterą razem z rodzicami oraz pozostałym rodzeństwem w salonie, opowiadając im jak minął nam miesiąc w Londynie. Z początku nie mogli uwierzyć w całą historię z Harrym i Anabel, zresztą miałem podobnie. Przez pierwsze dni chciałem by to okazało się tylko koszmarem, który śni mi się po nocach, a tak naprawdę jest inaczej. Jednak cóż poradzić. 
- A rozmawiałeś z Harrym na spokojnie? – spytała mnie Lottie, jedna z moich młodszych sióstr.
- Jeszcze nie, ale wiem, że prędzej czy później dojdzie między nami do takiego spotkania. – odpowiedziałem jej. – W każdym razie w tym momencie nie jest to najważniejsze. – popatrzyłem na wszystkich po kolei. – Estera chciała by wam coś powiedzieć. – oznajmiłem.
- Znalazłam szkołę, w której chciałabym podjąć naukę od września. – powiedziała. – Daje mi możliwości rozwijania się w tym co zawsze chciałam robić, czyli w projektowaniu wnętrz.
- Wiemy o tym, że zawsze chciałaś to robić. Problem w tym, że w Doncaster nie ma takiej szkoły. – przerwał jej tata.
- Wiem o tym. Dlatego znalazłam ów szkołę w Londynie. – oznajmiła i popatrzyła na rodziców wyczekując odpowiedzi.
- Estera, kto się tobą będzie zajmował? – zapytała mama z troską.
- Razem damy sobie jakoś radę, a kiedy ja nie będę w stanie jej pomóc ma jeszcze Nialla, Liama, Zayna oraz Harrego, bo przecież to, że ja i Styles jesteśmy teraz pokłóceni nie oznacza, że Estera nie może się z nim zadawać. – odpowiedziałem. – Zresztą sami mówiliście, że najważniejsze w życiu to spełnianie swoich marzeń, nawet tych, których szanse na zaistnienie są małe niczym okruszek ciastka. – przypomniałem im ich słowa, które mówili mi w tedy kiedy rozważałem pójście na casting siódmej edycji X Factora. – Prędzej czy później tak będzie musiała wyjechać z naszego rodzinnego domu, chociażby na studia. – dodałem. – Nie trzymajcie jej na siłę. – w pomieszczeniu zapanowała cisza, którą po paru długich minutach przerwała mama, wcześniej wymieniając porozumiewawcze spojrzenie z ojcem.
- Ale masz dzwonić do nas częściej niż za czasów ostatniego pobytu w Londynie. – oznajmiła mama szeroko się uśmiechając. Estera nie czekając długo, przytuliła oboje rodziców i zaczęła im dziękować. Nagle po całym domu rozniósł się dzwonek. Powoli udałem się w stronę przedpokoju, a kiedy już tam byłem uchyliłem drzwi i ujrzałem zdyszanego Zayna. Chwilę później do pomieszczenia dołączyła Estera i ze zdziwieniem spojrzała na mulata.
- Louis powiedz mi czy na tym zadupiu nie ma taksówek?! – spytał ledwo łapiąc oddech.
- Może mniej niż w Londynie, ale są. Zresztą to nie moja wina, że nie umiesz żadnej złapać. – po wypowiedzeniu tych dwóch zdań, Estera zaczęła się śmiać, a Malik obdarzył nas morderczym spojrzeniem.
- Po co przyleciałeś? – spytała go moja siostra, kiedy tylko przestała się śmiać.
- Nie mogłem pozwolić Erice wrócić do Doncaster, nie mówiąc jej wcześniej co do niej czuję. – odpowiedział. - Teraz w końcu zebrałem się na odwagę i nie po to czekałem półtorej godziny na następny samolot, siedziałem obok wrzeszczącej - jak to mnie bardzo kocha – fanki oraz biegłem do waszego domu, żeby jej nie powiedzieć.
- Mogłeś zadzwonić, że przyleciałeś, to bym po ciebie wyjechał. – poinformowałem go, na co on pogroził mi palcem.
- Nie pogarszaj swojej sytuacji Tomlinson. Tak musisz mnie zawieść do rezydencji państwa Wilson bo za cholerę nie wiem gdzie ona się mieści. – oznajmił mi szeroko się przy tym uśmiechając.
- Rezydencji. – powtórzyłem sobie pod nosem. – No to zbieraj się Malik, jedziemy na podbój damy twego serca! – wykrzyknąłem entuzjastycznie i już obaj szliśmy w stronę podjazdu, na którym zaparkowany był czarny mercedes rodziców, kiedy zatrzymała nas Estera.
- Czekajcie! Jadę z wami. – oznajmiła i szybko zaczęła się zbierać.
- Nie. Nie. Nie. – zaprzeczyłem. – Ty się lepiej paków. – dodałem, kiedy staliśmy już koło samochodu.
- Nie ma mowy. Chcę to widzieć jak Zayn tchórzy. – powiedziała. – No chyba, że się odważy, to ktoś będzie musiał ją przekonać do przeprowadzi do Londynu. – dodała, patrząc na mało zadowoloną minę mojego przyjaciela.
- W sumie racja. – odpowiedziałem. Po chwili całą trójką siedzieliśmy już w samochodzie i jechaliśmy w stronę domu Ericki. Jednym z plusów mojego rodzinnego miasta było to, że nie było tu korków, dlatego szybko dojechaliśmy na miejsce. Zayn wyskoczył z pojazdu jak oparzony, a Estera zaraz za nim i kiedy ja zdążyłem zamknąć auto oni stali już pod drzwiami i pukali w nie. Równocześnie z moim dojściem, brązowowłosa otworzyła nam drzwi. Jej mina była bezcenna, szczególnie na widok Zayna, którego najmniej się tutaj spodziewała.
- Cześć wam. – przywitała nas. – Wjedziecie do środka? – spytała.
- Nie! – odpowiedział Zayn, a raczej krzyknął. – Znaczy tak, ale za chwilę po najpierw muszę zrobić to po co tu przyleciałem. – odpowiedział, a ja i moja siostra usunęliśmy się powoli na bok. – Troszkę się denerwuję, ale tą przemowę ćwiczyłem na Niallu, więc może tak źle nie wypadnę? – spytał bardziej sam siebie i zaśmiał się pod nosem. - Erica przyleciałem do Doncaster po to aby powiedzieć ci, że jesteś najładniejszą dziewczyną na całej kuli ziemskiej. Kiedy się uśmiechasz czuję w moim brzuchu miliony motylków. Kocham zatapiać się w twoich brązowych oczach, które często zasłaniają nerdy, a także momenty kiedy się złościsz, bo jesteś w tedy taka słodka. – wyznał jej swoje uczucia jak najszybciej umiał, a zanim dziewczyna zdążyła sobie wszystko poukładać, ujął jej twarz w swoje dłonie i namiętnie pocałował. – Kocham cię Erica i teraz wiem, że jesteś tą jedyną, dla której jestem zdolny do największych poświęceń. – oznajmił jej, a brązowowłosa lekko się uśmiechnęła.
- Ja ciebie też Malik. – oznajmiła mu i przytuliła się do Zayna, co odwzajemnił.


 
*Oczami Jade

- Dasz radę. – wyszeptał mi Harry, kiedy staliśmy już pod drzwiami, a ja pokręciłam głową. – Spokojnie Jade. Będę cały czas blisko ciebie. On ci nic już nie zrobi. – próbował mnie uspokoić. Po kilku minutach wiedziałam, że mój chłopak nie odpuści i naciskając na mosiężną klamkę, lekko pchnęłam drzwiami. Przeszliśmy przez próg, a następnie udaliśmy się za głosem mojej cioci, który doprowadził nas do salonu.
- Jade! – krzyknęła na mój widok i podeszła by mnie przytulić. – Co ci się stało? – spytała patrząc w moje zapuchnięte od płaczu oczy. Już miałam jej wszystko powiedzieć, lecz zaniosłam si histerycznym płaczem. Mimo wszystko, że miałam przy sobie Harrego wspomnienia z tamtego wydarzenia sprawiały mi trudność. I jak o nich pomyślałam, i jak w ogóle o nich mówiłam. Popatrzyłam na kędzierzawego, który lekko uśmiechnął się do mnie i skierował swoje spojrzenie na moją ciocię.
- Pani chłopak zgwałcił Jade. – powiedział jej spokojnie. W tedy wyswobodziłam się z pod jej objęć i spojrzałam na nią.
- Nie wierzę. – mówiła jakby sama do siebie, kręcąc przecząco głową. – To nie możliwe.
- Taka jest niestety prawda. – oznajmiłam jej.
- Jak mogłeś?! Ufałam ci! – zwróciła się do Taylora, który tylko się zaśmiał. Po jej policzkach zaczęły spływał łzy. Puścił jej uwagę mimo uszu i wstał z kanapy skierował się w moją stronę, lecz na drodze stanął mu szatyn.
- Widzę, że sobie obrońcę znalazłaś. – zwrócił się do mnie z kpiną.
- Nic ci do tego. – wycedził Harry przez zaciśnięte zęby. – Zapłacisz za to co jej zrobiłeś. – dodał i rzucił się na niego z pięściami.
- Harry przestań! – krzyknęłam. – Nie warto. – dodałam już znacznie ciszej.
- Ten palant zrobił ci krzywkę, zasługuje na to. – zwrócił się do mnie.
- Proszę. Zostaw go.  Zrób to dla mnie. – powiedziałam błagalnie. Nie musiałam długo czekać, aż chłopak wstał i podszedł do mnie, przytulając do siebie i całując w czoło.
- Spotkamy się w sądzie. – poinformowała go moja prawna opiekunka. – A tym czasem zabieraj swoje rzeczy i wynoś się z mojego domu! – nie musieliśmy długo czekać na o by Taylor pozbierał swoje rzeczy. Zrobił to w błyskawicznym tempie i wybiegł z domu.
Kiedy emocje opadły opowiedziałam cioci wszystko jeszcze raz na spokojnie, a także przedstawiłam jej Harrego. Była mu wdzięczna za to, że się mną zajął. Nagle po pomieszczeniu rozniósł się dźwięk smsa. Kędzierzawy wyjął swój czarny iPhone z przedniej kieszeni jeansów i spojrzał na wyświetlacz.
- Porozmawiajcie sobie na spokojnie. Macie sobie dużo do opowiedzenia. – powiedział i wstał z fotela.
- Wychodzisz już? – spytałam patrząc na niego.
- Muszę się z kimś spotkać, to bardzo ważne. Obiecuję, że przyjadę po ciebie jak najszybciej się da. – oznajmił i pochodząc do mnie pocałował mnie w policzek. – Miło było panią poznać. – zwrócił się do mojej cioci.
- Wzajemnie. – odpowiedziała mu i odprowadziła go do przedpokoju, a następnie z powrotem wróciła do salonu i usiadła obok mnie. – Mam nadzieję, że będziesz z nim szczęśliwa. – powiedziała, a na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.

 

*Oczami Cher

Siedziałam na jednej z drewnianych ławek obok dużego drzewa brzozy. Z każdą kolejną chwilą robiło się coraz ciemniej. Cały czas patrzyłam na swój biały iPhone trzymany w prawej ręce. Przez moment zawahałam się. Czy jego wersja wydarzeń może wiele wnieść? Czy da mi jakąś potrzebną informację, którą można by było nazwać przełomową dla sprawy, dzięki której rozwieją się moje wątpliwości? Nie czekając ani chwili dłużej, odblokowałem telefon i wystukałam na ekranie kilka słów, które wysłałam do Harrego Stylesa.

Musimy się spotkać. To bardzo ważne dla mnie. Nie dałam ci wcześniej szansy byś przedstawił mi swoją wersję wydarzeń, więc teraz masz możliwość to zrobić. Czekam w naszym parku, na naszej ławce. Cher xx
Nie minęły dwie minuty jak dostałam odpowiedź od kędzierzawego.

Będę za kilka minut. Harry xx

Czekając na niego rozglądałam się po parku połączonym z placem zabaw, z którym związane było wiele wspaniałych wspomnień, głównie z osobą, której tak bardzo nienawidzę. Czasami zastanawiam się czy to nie jest zbyt mocne określenie uczuć, którymi go darzę. Może źle się w stosunku do mnie zachował, ale czy od razu zasłużył sobie na to? Od kilku dni myślę czy chęć zemsty jest słuszna. Jedna część mnie bardzo tego pragnie, lecz ta druga już niekoniecznie.
- Witaj Harry. – moje rozmyślenia na temat Stylesa przerwał on sam. Kiedy zbliżył się do zajmowanej przeze mnie ławki na bardzo bliską odległość, przywitałam się z nim.
- Cześć Cher. – odpowiedział i lekko się do mnie uśmiechnął. – Cieszę się, że jednak chcesz wysłuchać tego co mam do powiedzenia. – dodał i przysiadł obok mnie.
- Możesz zacząć od razu. – poinformowałam go, na co skinął jedynie głową i zaczął opowiadać.
Jego wersja nieco różniła się od tej przedstawionej mi przez Anabel. Jej wersja przedstawiałam Stylesa w złym świetle, za to jego ich obu. Wina leżała po środku. Coś wewnątrz mnie mówiło mi bym uwierzyła Harremu, ale czy tego chciałam?
- Czemu mam uwierzyć właśnie tobie a nie jej? – spytałam, kiedy skończył mówić, a ja zdążyłam sobie wszystko przetworzyć.
- Znasz ją i wiesz jaka jest naprawdę. – odpowiedział. – Sama mi powtarzałaś, że tej dziewczynie nie można do końca wierzyć, a ja byłem głupi i zamiast później posłuchać tych twoich rad zrobiłem na odwrót. – odpowiedział, a w jego oczach pojawiły się łzy, które szybko starł.
- Niby masz rację. – odpowiedziałam szeptem i wlepiłam spojrzenie w przestrzeń. – Muszę to wszystko zakończyć. – dodałam po chwili i wstałam z ławki.
- Poczekaj! – odezwał się mój były chłopak i złapał mnie za rękę. – Idę z tobą. Mam niewyrównane rachunki z tą blondynką. – odpowiedział i nim się obejrzałam stał już koło mnie gotowy do drogi.

 

*Oczami Louisa

Cieszyłem się, że Estera jak i Erica zamieszkają z nami w Londynie. Po powrocie do stolicy na lotnisku czekał na nas uśmiechnięty Niall.
- No to co Malik? Możemy już iść na tę podwójną randkę, czy stchórzyłeś? – spytał mulata, na co wszyscy wybuchliśmy głośnym śmiechem. Po godzinie czasu siedzieliśmy wszyscy u blondyna w domu pijąc tradycyjną londyńską herbatę i wygłupiając się. Nagle rozbrzmiał dźwięk mojego telefonu, tym samym sygnalizując mi, że dostałem smsa. Szybko otworzyłem wiadomość i zacząłem ją czytać.
Louis proszę cię. Spotkajmy się w naszej ulubionej kawiarni. Będę tam na ciebie czekała. Anabel xx

- Co się stało Louis? – spytała mnie Erica, patrząc na moją zdenerwowaną minę. Nie chciałem ich okłamywać, więc postanowiłem wyznać prawdę.
- Anabel napisała do mnie prosząc o spotkanie. – oznajmiłem im.
- Chyba nie zamierzasz iść?! – spytał Niall, a wszyscy go poparli.
- Niechętnie, ale pójdę. W końcu kiedyś będzie musiało dojść do tego spotkania. – powiedziałem. Pożegnałem się ze wszystkimi i biorąc kluczyki do samochodu, opuściłem mieszkanie. Wsiadłem do pojazdu i odpalając silnik, ruszyłem w stronę umówionego miejsca.
Po dwudziestu minutach dojechałem na miejsce. Zaparkowałem samochód na pobliskim parkingu i biegiem ruszyłem w stronę ,,naszej kawiarni’’. Popychając szklane drzwi i usłyszałem dźwięk dzwonka. Szybko wszedłem do pomieszczenia, po którym dokładnie rozglądnąłem się. Na samym końcu sali zobaczyłem moją byłą narzeczoną. Pewnym krokiem udałem się w jej stronę.
- Cieszę się, że zgodziłeś się ze mną spotkać. – oznajmiła mi z jednym z tych jej słodszych uśmiechów, kiedy już siedziałem naprzeciwko niej. – To nasz stolik, pamiętasz? – spytała, lekko zagryzając wargę.
- Może odstawmy sentymenty na kiedy indziej. Na przykład nigdy? – spytałem, mocniej akcentując ostatni wyraz. – Lepiej mów, czemu chciałaś się ze mną spotkać. – powiedziałem znaczenie poważniej.
- Chciałabym abyśmy przestali toczyć ze sobą spory. – odpowiedziała, a ja zaśmiałem się z kpiną. – Louis najwyższy czas dorosnąć. Będziemy mieli dziecko. – dodała i pogłaskała się po płaskim brzuchu.
- Ty czy ja? A może ty i Harry? – spytałem dość chamsko.
- Przestań Louis. – skarciła mnie Anabel. – Musisz mi pomóc. – poinformowała mnie, zmieniając ton głosu na chłodniejszy. – Nie poradzę sobie sama. – dodała po chwili.
- Mogłaś o tym myśleć, zanim zaczęłaś mnie zdradzać z moim najlepszym przyjacielem. – wycedziłem przez zęby, patrząc prosto w jej niebieskie oczy. Na dość długą chwilę między nami zapanowała przytłaczająca cisza, której żadne nie chciało przerwać.
- To on mnie uwiódł tymi swoimi słodkimi słówkami, gestami. – powiedziała, patrząc na jeden z obrazów wiszących na ścianie, przy której mieścił się nasz stolik.
- Może Harry nie jest bez winy, ale ty również. – odpowiedział. – Omotałaś go, okręciłaś sobie wokół palca. – powiedziałem.
- Louis to nie prawda!
- Nie kłam Anabel. Przez ostatni rok karmiłaś mnie stekiem bzdur, w które wierzyłem bo byłem w tobie na zabój zakochany. Jednak teraz wszystko się zmieniło, więc nie dam się już na to nabrać. – starałem się mówić jak najspokojniej umiałem, jednak wewnątrz mnie wszystko się gotowało. – Kto wie czy to dziecko naprawdę istnieje. – stwierdziłem patrząc na nią z nienawiścią.
- Jak śmiesz! – wycedziła przez swoje równe, białe jak śnieg zęby.
- Masz jakiś dowód? – spytałem. – Może pójdziemy do ginekologa, razem, pierwszego lepszego i wszystko sprawdzimy. – zaproponowałem, na co ona pokręciła przecząco głową. – Czyżbyś się bała?
- Nie muszę ci nic udowadniać. – odpowiedziała i skierowała spojrzenie w bukiet różowych róż, stojących na środku stołu.
- Wiedziałem. – powiedziałem. – Nic tu po mnie. – dodałem i nie zważając na wołania dziewczyny skierowałem się do wyjścia. Nagle w drzwiach pojawiła się Cher Lloyd i Harry, który gdy tylko mnie zobaczył zatrzymał się. Zresztą dziewczyna również. Już chcieli coś mówić, kiedy wyszedłem z pomieszczenia i biegiem udałem się do samochodu. Byłem podenerwowany jak jeszcze nigdy w życiu. Odpaliłem silnik i ruszyłem w kierunku domu blondyna. Na polu zrobiło się zimno, a z nieba zaczął padać deszcz, czyli tradycyjna londyńska pogoda, do której zdążyłem się już przyzwyczaić. Ulice robiły się śliskie, a ja jechałem coraz szybciej. Moje serce biło szybciej niż kiedykolwiek wcześniej, a nerwy utrudniały normalne oddychanie. Nagle zza zakrętu zobaczyłem światła, które z ułamkami sekund stawały się coraz jaśniejsze, a następnie poczułem mocny ból. Samochód zaczął się obracać. Po kabinie walały się setki szklanych odłamków. Poczułem się senny, bardziej niż po męczącym dniu. Głowa pękała mi z bólu, czemu nie pomagały przeraźliwe krzyki ludzi. Ostatni raz zamykając ciężki powieki, zobaczyłem ciemność.

 

*Oczami Anabel

- Witaj Cher. – popatrzyłam na moją wspólniczkę, a następnie na towarzyszącą jej osobę. – Harry jak my się dawno nie widzieliśmy. – zwróciłam się do Stylesa, który nic mi nie odpowiedział.
- Anabel przyszłam tutaj tylko w jednym celu. – oznajmiła mi dziewczyna. – Nie pomogę ci już więcej w realizacji twojego chorego planu. – dodała i już miała wychodzić razem z chłopakiem, z którym tutaj przyszła, lecz zatrzymałam ją.
- I masz teraz zamiar pomóc jemu? Chłopakowi, którego nienawidzisz? Osobie, która zostawia cię nie mówiąc tego wprost, lecz przysyłając smsa jak ostatni tchórz? – spytałam, a moją twarz zdobił chamski uśmiech. – A wiesz może dla kogo on cię zostawił? – zadałam kolejne pytanie i wstając od stołu, podeszłam bliżej ich. – Dla mnie. – oznajmiłam jej z szyderczym uśmiechem.
- Wiesz co Anabel, jeśli myślisz, że…
- Może masz rację Anabel. Zerwałem z Cher dla ciebie, ale okazało się to jednym wielkim błędem, bo mogłem mieć prawdziwą dziewczynę, która mnie kochała, a nie osobę bez uczuć. – powiedział.
- Czyżbyś Harry mnie już nie kochał? – spytałam z cwanym uśmieszkiem.
- Nigdy prawdziwie cię nie kochałem. To było ślepe uczucie od samego początku budowane na kłamstwach. – chwilę się zawahał, lecz zaczął dalej kontynuować. – Może w tedy myślałem inaczej, że jesteś tą jedyną, ale teraz wiem, że to miejsce było pisane komuś innemu.
- Harry Styles znalazł sobie jakąś dziewczynę? – spytałam kpiąco.
- Niech cię to nie obchodzi. – powiedział. - Nie zbliżaj się do nas, ani do mnie, ani do Louisa, ani Cher czy też innych osób, na których mi zależy, bo w przeciwnym razie zniszczę cię, do tego stopnia, że nie będziesz mogła wyjść na ulicę. – zagroził mi i wyszli z kawiarni. W sumie może to byłoby lepszym rozwiązaniem. Louis nie nabrał się na ciążę i zapewne on jak i Harry już do mnie nie wrócą, a Harry wie o mnie bardzo dużo tego, czego nie chciałabym ujawnić.

 

*Oczami Liama

Liam przyjedźcie z Harrym do szpitala. Louis miał poważny wypadek i walczy o życie. Estera xx
Kiedy odczytałem wiadomość przysłaną mi przez młodszą siostrę jednego z moich przyjaciół, poczułem jakby wszystko wewnątrz mnie się zawaliło. Co to ma znaczyć, że miał poważny wypadek i walczy o życie?! Czemu to akurat musiało się przydarzyć jednemu z ludzi, na których mi bardziej zależy. Nie czekając dłużej razem z Holly udaliśmy się do domu Jade i jej cioci, gdzie mieli być. Niestety była tam tylko Jade, która i tak z nami pojechała. Napisaliśmy smsa Harremu, żeby przyszedł jak najszybciej do szpitala i sami się tam udaliśmy. Na jednym z korytarzy pośród krzątających się  pielęgniarek, lekarzy czy pacjentów, wypatrzyliśmy naszych przyjaciół, do których szybko podbiegliśmy. Niestety nic większego nie wiedzieli. Aktualnie nasz przyjaciel, nasz Louis, Boo Bear, był operowany i trudno cokolwiek było powiedzieć. Wszyscy siedzieliśmy w przerażającej ciszy, którą jedynie zakłócały nierównomierne oddechy. W tej chwili łączyło nas jedno, nadzieja, że będzie dobrze.
Rozglądnąłem się po korytarzu. Na jego końcu dostrzegłem biegnących w naszą stronę Harrego i Cher.
- Co z nim?! – spytał podenerwowany najmłodszy z całego zespołu. Już miałem mu odpowiadać, kiedy z Sali wyszedł lekarz.
- Przykro mi. – powiedział po cichu. Słychać było tylko płacz wielu z nas, a na twarzach malował się smutek.

 

*Oczami Harrego

Nie wytrzymałem i wybiegłem z korytarza. Nie zważając na krzyki moich przyjaciół, nie zatrzymywałem się. Skręcając za ścianą, wszedłem do pierwszego lepszego pomieszczenia, które okazało się być łazienką. Dlaczego on? Dlaczego Louis mój przyjaciel? Co on takiego zrobił? Nie powiem bolało mnie to, bo był kimś ważnym dla mnie. Przyjacielem to na pewno, kolegą z zespołu, autorytetem, ale również starszym bratem, którego nigdy nie miałem. To on odmienił całe moje życie i odszedł, bez słowa, nie zdążając się ze mną pogodzić. Moje życie straciło sens.
Po moich policzkach zaczęły spływać gorzkie łzy. Z krzykiem pięściami uderzyłem z całej siły w lustro, w które spoglądałem. Z charakterystycznym hukiem, rozpadło się na wiele kawałków, z których wybrałem jeden, ten najostrzejszy.
- Może jestem tutaj na ziemi, ale tylko ciałem, bo moja dusza odeszła razem z tobą Tomlinson. – powiedziałem. – Do zobaczenia po drugiej stronie przyjacielu. – dodałem i wbijając trzymany w prawej ręce kawałek, zacząłem z całej siły ciąć się nim po lewej ręce. Upadłem na kolana, brudząc się we własne krwi, traciłem powoli przytomność.

 
***

Cześć kochane ;* Dziękuję za dziewięć komentarzy pod ostatnim rozdziałem. Jesteście wspaniałe. Co do rozdziału to powiem, że sam pomysł mi się podobał i niektóre momenty też, ale nie zdołałam ich opisać tak jak chciałam. Ale cóż. Chciałabym Wam oznajmić, że rozdział powyżej jest ostatnim i czeka Was jeszcze tylko epilog, którego dodam w moje urodziny. Chyba, że nie dotrwacie do czwartku to dodam wcześniej. Dla Was wszystko. Pozdrawiam i zapraszam na mojego nowego bloga :)

make-dreams-come-true-la.blogspot.com/

sobota, 19 stycznia 2013

Rozdział 17


*Oczami Estery
 
Od niespełna dwóch godzin siedziałam sama w pokoju i pogrążałam się w myślach. Jeszcze dzisiaj wieczorem mamy bilety na lot do Doncaster, mojego miasta, do którego wcale nie chcę wracać. Może mam tam rodziców, siostry, dziadków, prościej mówiąc rodzinę, a także wielu wspaniałych znajomych, lecz przez ten miesiąc związałam się z Londynem.
Z moich rozmyślań wyrwało mnie pukanie do drzwi. Powiedziałam tylko zwykłe ,,proszę’’ i wpatrzyłam się w sufit. Słyszałam kroki, które z każdą chwilą robiły się coraz głośniejsze, a następnie przez ugięcie materaca, poczułam jak ta osoba siada na łóżku.
- Wszystko w porządku Estera? – usłyszałam dobrze znany mi głos. Szybko odwróciłam głowę w jego stronę i spojrzałam na Nialla, na którego twarzy malowało się zmartwienie.
- Nie chcę wracać do domu. – powiedziałam prosto z mostu, drżącym już głosem.
- Przecież jeszcze nie wracasz. – oznajmił chłopak, jednocześnie przeczesując swoje farbowane blond włosy prawą ręką.
- Wracam i jeszcze jakby tego było mało, dzisiaj wieczorem. – poinformowałam go. – Nie chcę cię zostawiać Niall. Niby jesteśmy ze sobą tydzień, ale ja się do ciebie przywiązałam. - może to taka moja wada, że łatwo się przywiązuję? Chłopak wyraźnie posmutniał, a ja na ten widok spuściłam wzrok. Nagle poczułam jego dłoń na mojej.
- Ja też się do ciebie przywiązałem. Nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo. Jednak kiedy prosiłem cię abyś została moją dziewczyną, zdawałem sobie sprawę z tego, że będziesz musiała wyjechać. W każdym razie to nic nie zmieni. Będę do ciebie każdego dnia dzwonił, a także jak tylko będzie to możliwe odwiedzał. A przede wszystkim nadal będę cię kochał. – kiedy wypowiedział ostatnie zdanie, spojrzałam na niego. Na twarzy blondyna malował się delikatny uśmiech.
- Kochasz mnie? – spytałam, a on w odpowiedzi tylko kiwnął głową i przysuwając swoją twarz bliżej, złączył nasze usta w czułym pocałunku.
- Damy radę, tylko musisz w to uwierzyć. – wyszeptał i mocno do siebie przytulił.

~*~

- Estera chodź, bo się spóźnimy. – informował mnie Louis na każdym kroku.
- Louis mam rację. – powiedział Niall, patrząc na zegarek. – Zobaczymy się niedługo, obiecuję. – powiedział blondyn, po czym pocałował mnie. Kiedy się rozdzieliliśmy, spojrzałam na niego. W jego oczach było widać łzy, którymi się napełniły, lecz nie pozwalał im spłynąć. – Idź już. – dodał po chwili.
- Nie zapomnij o mnie. – wyszeptałam.
- Nie mógłbym zapomnieć. – oznajmił z uśmiechem i prawą ręką starł łzy, cieknące po moich policzkach. Ostatni raz spojrzałam na niego, obdarzając go uśmiechem i odeszłam w kierunku odprawy.
Po kilkunastu minutach siedzieliśmy w fotelach i wznosiliśmy się w przestworza.
- Nie martw się Estera niedługo go znów zobaczysz. – próbował pocieszyć mnie mój brat.
- Ale to nie to samo co widywać go każdego dnia. – powiedziałam i rozpłakałam się na dobre. Louis mocno przytulił mnie do siebie.
- Niekoniecznie. – oznajmił. – Jeszcze się okaże, że będziecie mieli siebie dość. – powiedział z szerokim uśmiechem na twarzy. – Jesteś już dosyć duża, więc niektóry wybory należą do ciebie, a nie do rodziców. Ja na przykład nie widzę przeszkód byś zdecydowała się na jakieś dobre liceum w Londynie. – dodał patrząc na moją minę.
- Naprawdę?! – spytałam z entuzjazmem, a mój straszy brat tylko kiwnął głową.
- Razem jakoś damy radę przekonać naszych rodziców. – oznajmił.

 

*Oczami Zayna

Wysiadłem z taksówki, wcześniej jednak płacąc kierowcy za kurs i wyciągając moją walizkę z bagażnika, udałem się w stronę mieszkania Nialla, gdzie obecnie mieszkał razem z Louisem i dziewczynami. W drzwiach wejściowych do małej kamienicy przepuścił mnie straszy mężczyzna. Wzniosłem swój niezbyt  lekki bagaż na drugie piętro i stanąłem pod mahoniowymi drzwiami. Bez namysłu zapukałem w nie i cierpliwie czekałem aż ktoś mi je otworzy, jednocześnie przysłuchując się stłumionym odgłosom wydawanym przez odkurzacz, a także krokom stawianym po klatce schodowej najprawdopodobniej przez jednego z sąsiadów Horana.
- Zayn! W końcu wróciłeś! – usłyszałem za sobą dobrze znany mi głos Irlandczyka, a chwilę później poczułem na sobie jego ciężar, który spowodował upadek. – Jak było w Bradford? Rodzinka zdrowa? – zadawał pytania jednocześnie się śmiejąc.
- Cześć Niall. Też się cieszę, że jestem z powrotem w Londynie. Było bardzo dobrze do tego stopnia, że przez chwilę myślałem nad tym czy nie zostać jeszcze kilka dni, ale za bardzo się za wami stęskniłem i postanowiłem wrócić. A co do mojej rodziny, jest cała i zdrowa. – mówiłem z trudem łapiąc oddech, co uniemożliwiał mi leżący na mnie Nialler. – Czy mógłbyś ze mnie zejść? – spytałem z dosłyszalną nadzieją. Chłopak bez odpowiedzi spełnił moją prośbę, a następnie pomógł mi wstać. Wyciągnął z kluczy mieszkanie i otwierając drzwi, wpuścił mnie do środka. Zostawiłem walizkę w przedpokoju i udałem się za farbowanym blondynem do salonu.
- Tak w ogóle jeszcze ci nie pogratulowałem i nie pożyczyłem szczęścia w związku z Esterą. W końcu sobie kogoś znalazłeś! – wykrzyknąłem, kiedy siedzieliśmy już wygodnie w fotelach i piliśmy sok pomarańczowy z dodatkiem kostek lodu. – To po pierwsze. A po drugie, gdzie się wszyscy podziali? – spytałem, zdając sobie sprawę z braku niektórych osób.
- Przed chwilą zawiozłem ich na lotnisko. Dziewczyny musiały wrócić do domu. Wybór liceum i te sprawy. – oznajmił i momentalnie z jego twarzy zszedł uśmiech. – Będzie mi ich brakowało. – dodał, patrząc w podłogę.
- Czyli już nie wrócą? – spytałem, a blondyn tylko pokręcił głową. W tym momencie również posmutniałem. – W takim razie mi również będzie ich brakować. Nie będę miał się z kim droczyć. – oznajmiłem.
- Zapomniałeś też dodać, że nie będziesz mógł wzdychać na jej widok. – dodał chłopak, jednocześnie głośno śmiejąc się.
- Ale o co ci chodzi Nieller? – spytałem, a on tylko popatrzył na mnie jak na ostatniego debila. – Aż tak bardzo widać? – zadałem kolejne pytanie, a blondyn tylko pokiwał głową. – Jestem kretynem. Nie zdołałem się jakoś zebrać na odwagę i powiedzieć Erice, że podoba mi się jak jeszcze żadna dziewczyna. Jej uśmiech sprawia, że czuję miliony motylków fruwających w moim brzuchu, a kiedy słyszę jej głos uginają się pode mną kolana, a także, że kocham zatapiać się w jej brązowych oczach i momenty kiedy się złości, bo jest w tedy taka słodka. – pewnie wymieniałbym tak wszystkie cechy tej cudownej dziewczyny, gdyby nie Niall, który zapewne nie mogąc tego słuchać, postanowił mi przerwać.
- Zamiast mówić to mi, mógłbyś powiedzieć to jej samej. – oznajmił rechocząc.
- Na to jest już za późno. – powiedziałem po cichu, lecz na tyle głośno, że mój towarzysz siedzący naprzeciwko mnie to usłyszał.
-  Na nic nie jest za późno. Nazywasz się Zayn Malik i jesteś jednym z najbardziej pożądanych mężczyzn na ziemi, a nie potrafisz powiedzieć dziewczynie, że ci na niej zależy? – spytał z niedowierzaniem, bardziej do siebie niż do mnie. – Nie możesz pozwolić jej odejść, bo co jeśli to ta jedyna? - zadał kolejne pytanie, a ja popatrzyłem na niego z ciekawością. Jego słowa sprawiły, że wszystko wewnątrz mnie odżyło.
- Zawieziesz mnie na lotnisko? – spytałem z nadzieją. Po chwili siedzieliśmy już samochodzie, kierując się w stronę miejsca, z którego odlatują samoloty. Mam nadzieję, że zdołam złapać taki, który obiera kurs do Doncaster.

 

*Oczami Jade

Cieszyłam się, że Holly pozwoliła mi zamieszkać u niej przez jakiś czas. Ufałam jej i wiedziałam, że nie zaznam z jej strony krzywdy. Może nie mogła za bardzo mnie zrozumieć, czemu nie chcę zgłosić tej sprawy na policję i z początku próbowała mnie do tego nakłonić, lecz w końcu ustąpiła, za co byłam jej ogromnie wdzięczna. Z jednej strony nie musiałam się obawiać Taylora, że znów zrobi mi krzywdę, lecz nie dawało mi spokoju to, że Annie została z nim sama oraz mój sen, ten sam a raczej jego urywki, z dnia kiedy straciłam rodziców. Jego nawrót spowodowany był lękiem podobnej wagi, co ten, z którym żyłam przez połowę życia. Znów trudnością będzie zaufanie ludziom lub nawet przywiązanie się do nich, z obawy przed ich stratą. Najgorsze jest to, że cały czas od tej nocy, czuję obrzydzenie do samej siebie. Dzień w dzień od tego wydarzenia nachodzą mnie myśli samobójcze. W sumie czemu nie dać końca temu cierpieniu?! Siedząc na jednej z ławek na pustym, jak w tedy, peronie dziewiątym, myślę czemu by tak nie dołączyć do mamy i taty. W końcu ich zobaczyć, dotknąć, zamienić parę zdań. Powoli wstając z ławki, zaczęłam iść w kierunku torów, po których poruszają się pociągi. Stając blisko krawędzi, rozglądnęłam się dookoła. Po moim policzku spłynęła samotna, gorzka zła.
- Jade! – usłyszałam za sobą krzyk. Odwróciłam się i zobaczyłam Harrego idącego w moją stronę. Jednak nie podszedł blisko mnie, lecz zachował odstęp metra lub dwóch. – Nie rób tego. – powiedział błagalnie, patrząc na mnie z taką troską i czułością.
- Moje życie to ciągłe cierpienie. Mam już tego dość! – wykrzyknęłam, a po moim policzku zaczęły spływać kolejne łzy.
- Czy aby na pewno chcesz to zrobić? W taki sposób chcesz zakończyć swoje życie? – spytał, a ja nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć. W końcu sama nie byłam przekonana co do świetności tego pomysłu. – Masz po co żyć. Na świecie jest wiele osób, którym na tobie zależy. – zatrzymał się na chwilę, lecz po chwili kontynuował. - Holly mi o wszystkim powiedziała, bo martwiła się o ciebie, że sobie coś zrobisz. Dlatego nie miej jej tego za złe.
- Nic nie rozumiesz. – wyszeptałam dławiąc się swoimi łzami, na tyle głośno, by chłopak to usłyszał. – Jestem tylko małym tchórzem, który nie umie stawić czoła problemom, tylko ucieka z dala od nich!
- W cale nie jesteś tchórzem Jade. Jesteś najodważniejszą i najsilniejszą osobą jaką znam. Widziałaś śmierć swoich rodziców, która śniła ci się po nocach przez wiele długich lat, ale przeszłaś przez to zostawiając to za sobą. Nie każdy by tak umiał. – powiedział. – Teraz też przez to przejdziesz. Pomogę ci w tym tylko nie rób tego. – dodał i powoli wyciągnął rękę w moją stronę. W oddali usłyszałam charakterystyczny dźwięk, jaki wydawał pociąg, który z każdą chwilą był coraz bliżej, dzieląc mnie od śmierci. Zacisnęłam dłonie w pięści i kolejno popatrzyłam w stronę Harrego i nadjeżdżającego pociągu. Biorąc głęboki oddech podbiegłam w stronę chłopaka, który mocno mnie do siebie przytulił. W jego ramionach czułam się tak bezpiecznie, jak jeszcze nigdy wcześniej. Nie przejął się tym, że jego koszulka przesiąkła już moimi łzami.
- Dziękuję ci Harry. – wyszeptałam. – Za to, że troszczysz się o mnie i jesteś blisko, w tedy kiedy potrzebuję się wygadać czy coś. – dodałam.
- Nie mógłbym inaczej.  – wyszeptał w moje włosy. – Sama byłaś zawsze obok w tedy kiedy przechodziłem trudny okres, mogłem ci się wygadać, a także zastąpiłaś w moim sercu miejsce Anabel. – powoli podniosłam głowę i spojrzałam w jego zielone oczy. – Zależy mi na tobie Jade, bardzo mi zależy. To dlatego między innymi nie chciałem pozwolić być odeszła z tego świata.
- Wiesz Harry, ja też przed momentem zdałam sobie sprawę, że mi zależy. – oznajmiłam. – Przy tobie poczułam się taka bezpieczna i potrzebna. – uśmiechnęłam się do chłopaka, co odwzajemnił. Delikatnie starł łzy z mojej twarzy i przysuwając swoją bliżej, złączył nasze usta w czułym pocałunku, przez który zapomniałam o całym świecie i o problemach. Liczył się wówczas tylko on i ja, a także uczucie, które do siebie żywiliśmy.


***
Cześć kochane ;* Bardzo Was przepraszam, gdyż rozdział miałam dodać najpóźniej w sobotę rano a nie wieczorem, ale można rzec, że mam małe problemy zdrowotne. Przez tydzień ferii za dużo posiedziałam sobie na laptopie i gdy wchodzę na niego po chwili zaczyna bloeć mnie głowa, a że nie uśmiecha mi się umierać na jakość chorbę chciałam ograniczyć spędzanie czasu na tym urządzeniu. Jednak chciałam dodać Wam obiecany rozdział, napisałam go na kartce, ręcznie co jest męczące, ale cóż. Mam nadzieję, że się nie gniewacie. A i cieszycie się, że Jade jednak jest z Harrym, czy wolałybyście gdyby była z Louisem? Tak jak obiecałam pod ostatnim rozdziałem, dodaję Wam link do mojego nowego bloga. Na razie są tylko bohaterowie i jeśli chcecie czytać, a tam obiecuję już tutaj z ręką na sercu nie będziecie musiały długo czekać na rozdziały, chyba, że wyniknie jakaś grubsza sprawa, zachęcam do dodawania się do obserwatorów. I jeszcze taka mała informacja, blog ruszy równo z zakończeniem tego. Do następnego ;*

http://make-dreams-come-true-la.blogspot.com/

środa, 16 stycznia 2013

Rozdział 16


*Oczami Cher

Szłam jedną z londyńskich uliczek, co jakiś czas ziewając. Było to spowodowane nieprzespaną nocą. Przez cały czas bowiem zastanawiałam się nad tym czy dobrze robię pomagając Anabel. Nie wiem co głównie mną kierowało. Były dwie możliwości. Pierwszą z nich była chęć zemsty na Stylesie, która nie opuszczała mnie od roku, czyli momentu kiedy zerwał ze mną przez smsa. Nie powiem bolało mnie to, w końcu pokochałam tego człowieka. W tamtym momencie zachował się jak tchórz. Może gdyby załatwił tę sprawę inaczej, nie żywiłabym do niego uczucia zwanego nienawiścią? Drugą opcją było to, że kierowałam się dobrem dziecka, którego spodziewała się blondynka. Nie chciałam aby było wychowywane tylko przez matkę, ale i ojca. Prościej mówiąc chciałam aby miało prawdziwą rodzinę. Zastanawiał mnie też sms od Harrego, którego otrzymałam kilka dni temu, kiedy wyszłam z domu Collins.
Po kilkunastu minutach marszu przez zatłoczone o tej porze miasto, doszłam do mojej ulubionej kawiarni, która mieściła się w starym budynku na rogu. Uchylając szklane drzwi, weszłam do pomieszczenia i rozglądnęłam się dokładnie dookoła. Było to miejsce, w którym można było od wszystkiego odpocząć, gdyż nie przychodziło tu za wiele ludzi. Przy stoliku w końcu sali siedziała moja przyjaciółka, która jak tylko mnie zobaczyła od razu wstała, a ja szybko do niej podeszłam. Na przywitanie pocałowała mnie w policzek.
- Hej. – powiedziałam i obdarzyłam rudowłosą szerokim uśmiechem.
- Cześć. – odwzajemniła gest i ruchem prawej ręki, pokazała abyśmy usiadły. – Co nowego? – spytała, kiedy siedziałyśmy już wygodnie w fotelach obitych czerwoną skórą. W między czasie podeszła do nas kelnerka, której podałyśmy nasze zamówienia, jakie stale zamawiałyśmy podczas pobytu tutaj. Kiedy kobieta zapisała sobie wszystko, obdarzyła nas uśmiechem i odeszła, a wtedy ja zabrałam głos.
- Claudie, ja już nie wiem co o tym wszystkim myśleć. Może znam tylko wersję, którą przedstawiła mi Anabel i z początku wydawało mi się, że nie miała potrzeby kłamać, ale po rozmowie z Harrym i tym smsem wysłanym przez niego kilka dni temu, ja nie wiem komu mogę wierzyć. – odpowiedziałam zrezygnowana.
- Cher sama do niedawna twierdziłaś, że tej całej Anabel Collins nie można w niczym do końca wierzyć. – przypomniała mi moje słowa, które jeszcze dwa tygodnie wcześniej bez zawahania powtórzyłabym każdemu, kto spytałby mnie o dziewczynę, a raczej byłą dziewczynę Louisa Tomlinsona.
- Masz rację, ale Styles też nie jest święty. – powiedziałam.
- Co sugerujesz? – spytała z nieukrywanym zaciekawieniem, bacznie mi się przyglądając.
- Ani ty, ani ja nie zaprzeczymy, że Harry Styles jest przystojny. Tak więc może tym swoim urokiem uwiódł ją, zabawił się jej kosztem, czym przyczynił się do rozpadu związku Louisa.
- Nie wykluczam tej wersji, ale mogło być na odwrót. Anabel jest atrakcyjna, dzięki czemu to ona uwiodła Stylesa i sama sobie zawiniła. – oznajmiła. – Prawda jest taka, że każde z nich może przedstawiać wersję obciążającą stronę drugą, a siebie samego przedstawiać w lepszym świetle. Tak więc jeśli chcesz bardziej wtoczyć się w tę sprawę radzę ci najpierw porozmawiać z Harrym, a potem jeśli będzie tak jak przypuszczamy, z kimś kto może być wtoczony w tę całą sprawę. – dodała.
- Claudie ja jestem piosenkarką a nie detektywem. – oznajmiłam mojej przyjaciółce ze śmiechem. – Ale co do jednego się zgodzę. Muszę o tym wszystkim porozmawiać z Harrym, bo ostatnim razem nie dałam mu zbyt wiele szans na wypowiedzenie się w tej sprawie. – dodałam.


 
*Oczami Holly

Stałam na werandzie, wpatrując się w dal.
- Co tak milczysz? – spytał mnie Liam, obejmując od tyłu. Wyswobadzając się z pod jego uścisku, odwróciłam się tak, że patrzyliśmy sobie prosto w oczy. – Co się stało? – nie czekając na odpowiedź, zadał kolejne pytanie, widząc na mojej twarzy malujące się zmartwienie.
- Martwię się o Jade. Nie odpowiada na żadne wiadomości, które masowo jej wysyłam, ani nie odbiera moich telefonów. – powiedziałam zaniepokojona.
- Może jest zajęta? – popatrzył na mnie i przytulił do siebie.
- Tylko, że to już cały tydzień. – oznajmiłam, ze strachem na samą myśl, że coś mogło się jej stać.
- Nie bój się. Na pewno wszystko z nią dobrze, bo gdyby było przeciwnie jej ciocia powiadomiła by cię o tym. – stwierdził i pocałował mnie w czoło. – Zresztą jak tak bardzo się niepokoisz, zawsze możesz zadzwonić do Annie. – dodał po chwili, a ja wyciągnęłam mój telefon komórkowy z przedniej kieszeni czarnych szortów. W spisie kontaktów odszukałam numeru cioci mojej przyjaciółki i wybierając go czekałam aż odbierze. Każdy kolejny sygnał ciągnął się niemiłosiernie.
- Halo? – usłyszałam dobrze znany mi głos.
- Dzień dobry. – przywitałam się i przełknęłam głośno ślinę.
- Witaj Holly. - odpowiedziała mi.
- Dzwonię po to, aby spytać czy wszystko w porządku z Jade? Nie odpowiada na mojej smsy i telefony. Po prostu martwię się. – powiedziałam. Po drugiej stronie usłyszałam głośne westchnięcie.
- Właściwie to nie za bardzo. Od tygodnia siedzi zamknięta w swoim pokoju i nie chce z nikim porozmawiać. Nie wiem w ogóle co się z nią stało. – odpowiedziała kobieta z dosłyszalnym smutkiem przeplatającym się z troską.
- Zaraz u was będę. – oznajmiłam i szybko rozłączając się, schowałam telefon w jego poprzednie miejsce, czyli do kieszeni. 
- Co się dzieje? – spytał mnie mój chłopak, nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Nie wiem, ale zaraz się dowiem. – powiedziałam i ruszyłam w kierunku wyjścia z domu. W przedpokoju założyłam na nogi buty i już miałam wychodzić, kiedy zatrzymał mnie Liam. 
- Zaczekaj! – zawołał. – Jadę z tobą. – oznajmił. Kiedy był już gotowy do wyjścia, opuściliśmy mój dom i wsiedliśmy do samochodu Payna. Po dwudziestu minutach drogi byliśmy na miejscu. – Będę czekał w samochodzie. – powiedział, a ja jedynie lekko skinęłam głową i wyszłam z samochodu. Prędko udałam się w stronę wejścia do kamienicy gdzie mieszkała moja przyjaciółka. W progu przepuścił mnie jakiś starszy pan, idący na spacer ze swoim pupilem. Na moje szczęście mieszkanie Jade mieściło się na parterze, więc nie musiałam aż tak daleko iść. Stojąc pod drzwiami, zapukałam w nie i czekałam, aż ktoś mi otworzy. Chwilę później w progu stanęła Annie, która bez słowa wpuściła mnie do środka.  


 
*Oczami Jade

- Będę za tobą tęsknił. - zaczął swoją wypowiedź. - Postaram się wrócić jak najszybciej. A tym czasem, opiekuj się mamą. Proszę cię o to, bo jesteś już dużą, ładną i odważną dziewczynką.

Otworzyłam oczy pełne już od łez. Czy przez sen można płakać? Najwidoczniej można. Nie wiem co jest ze mną nie tak. Zawsze kiedy miałam jakieś problemy, śniły mi się urywki z tego dnia. Dnia kiedy moi rodzicie zginęli pod szynami pociągu. To był jeden z najgorszych dni w moim całym siedemnastoletnim życiu. Najwidoczniej tata pomylił się co do mnie. Gdybym była odważna umiałabym stawić czoła mojemu problemowi, a nie zamknęła się w pokoju, tym samym odizolowując się od społeczeństwa, i całymi dniami płacząc jak najgorszy tchórz. Zawsze mogłam powiedzieć o wszystkim Annie, ale bałam się, że ona mi nie uwierzy bo jest w nim zakochana, a Taylor znów może znów mi to zrobić.
Usłyszałam pukanie do drzwi, co puściłam mimo uszu. Jednak ktoś nie chciał za bardzo ustąpić. Po chwili pukanie przerodziło się można rzec w walenie. Powoli podniosłam się z łóżka i nie chcąc wysłuchiwać już tych nieprzyjemnych dźwięków, lekko uchyliłam drzwi, za którymi zobaczyłam Holly.
- Mogę wejść? – spytała z nadzieją i obdarzyła mnie ciepłym uśmiechem. Skinęłam lekko głową i wpuściłam ją do swojego pokoju, zamykając za nią drzwi na klucz. Usiadłam na moim poprzednim miejscu, czyli na łóżku, a moja przyjaciółka obok. – Martwiłam się o ciebie. Nie odpowiadałaś na moje smsy, telefony. – oznajmiła i cały czas bacznie mi się przyglądała.
- Przepraszam. – powiedziałam szeptem, spuszczając wzrok. – Po prostu nie byłam w stanie normalnie funkcjonować. – dodałam już trochę głośniej.
- Co się dzieje Jade? – spytała z dosłyszalną troską. – Tylko mi nie mów, że nic. Znam cię lepiej niż ktokolwiek i potrafię poznać kiedy coś ci jest. – nawet nie wiem kiedy po moich policzkach zaczęły spływać łzy. – Jade jesteśmy przyjaciółkami. Możesz mi o wszystkim powiedzieć. – dodała widząc dwa strumienie, które utworzyły się na mojej twarzy.
- Mogę cię o coś poprosić? – spytałam z nadzieją.
- O co tylko chcesz. – odpowiedziała, lekko się uśmiechając.
- Zabierz mnie jak najdalej z tego domu. – powiedziałam błaganie. Dziewczyna nie pytając czemu, skinęła głową na znak zgody i pomogła mi spakować najważniejsze rzeczy. Kiedy opuściłyśmy mój pokój, w salonie zastałyśmy Annie i Taylora, którzy żywo o czymś rozmawiali. Powiedziałam jej, że na jakiś czas zamieszkam u Holly. Z początku nie wiedziała czy się zgodzić, widząc mój stan. Lecz w końcu pozwoliła mi na to. Kiedy wyszłyśmy z kamienicy udałyśmy się w stronę samochodu Liama, z którym moja przyjaciółka przyjechała. Wsiadałam do środka, witając się z chłopakiem. Po paru minutach drogi, dojechaliśmy do domu Morgan. Pożegnałyśmy się Liamem, który obiecał, że odwiedzi nas wieczorem.

 

*Oczami Estery

Od kilku dni jestem dziewczyną najwspanialszego chłopaka, jaki dotąd chodził po ziemi. Tu wcale nie chodzi o to, że jest to ten Niall Horan, sławny i bogaty, ale o to co ten chłopak ma w środku i co potrafi ze mną zrobić. Jestem z nim zaledwie tydzień, a już sprawił, że czuję się przy nim tak, jak jeszcze przy nikim innym – tak wyjątkowo.
Siedziałyśmy z Ericą w salonie, oglądając jakąś komedię, kiedy zadzwonił mój telefon. Brązowowłosa popatrzyła na mnie z zaciekawieniem.
- Moja mama. – oznajmiłam jej, kiedy popatrzyłam na wyświetlacz mojego telefonu. Dziewczyna tylko kiwnęła głową i wróciła do oglądania. Ja za to odebrałam połączenie i przyłożyłam aparat do ucha.
- Cześć mamo. – przywitałam moją rodzicielkę.
- Hej kochanie. Co tam u was nowego? Wszystko w porządku? Od twojego przyjazdu do Londynu, rozmawiałyśmy ze sobą może raz lub dwa. Ani ty, ani Louis nie dajecie żadnych znaków życia. Nawet na portalach plotkarskich trudno jest cokolwiek dowiedzieć się o poczynaniach twojego brata. – powiedziała z nutką żalu w głosie. – Zapewne zajęty jest przygotowaniami do ślubu. – dodała, przy czym tym razem radośnie. Widocznie mój brat nic im nie wspomniał o tym, że nic z tego nie będzie. Ani im, ani całemu światu. Na razie postanowiłam im nic nie mówić, gdyż zapewne Lou zrobi to sam.
- Przepraszam, że nic się nie odzywałam, ale nie było za wiele czasu. U nas jest wszystko w jak najlepszym porządku. Nie musisz się nic martwić. – odpowiedziałam szybko. Miałam nadzieję, że przekonałam ją do tego co powiedziałam, w końcu nie chciałam aby się denerwowała.
- To bardzo się cieszę. – oznajmiła entuzjastycznie, a ja odetchnęłam z ulgą. – A tak właściwie, jak tobie i Erice minął miesiąc w Londynie? – zadała kolejne pytanie. Nie mogłam uwierzyć, że połowę wakacji mam za sobą. Pamiętam nasz przyjazd do stolicy, tak hak by to było wczoraj. Moment kiedy witałyśmy się z Louisem na lotnisku, spotkanie Anabel na parkingu, poznanie reszty zespołu, a także próbę chłopców, na której poznałam Josha – chłopaka, który do niedawna jeszcze szwendał się po mojej głowie dniami i nocami, oraz te mniej przyjemne rzeczy. Jak teraz tak pomyślę, trudno jest mi uwierzyć, że tyle wydarzyło się w tak krótkim czasie.
- Świetnie! Zwiedziłyśmy miasto, które naprawdę jest piękne. A także poznałyśmy wielu nowych ludzi. – powiedziałam.
- Bardzo się cieszymy z mamą Ericki, która jest tutaj teraz ze mną i karze was pozdrowić, że jesteście zadowolone z tych wakacji. – oznajmiła. – Mam jednak nadzieję, że zdajcie sobie sprawę, że już niedługo musicie wracać do Doncaster. Przecież w rozpoczynający się tydzień jest ostatnim na złożenie podań do liceum. – przypomniała mi moja rodzicielka, a ja poczułam jak mój mały świat się zawalił. Nie byłam gotowa wracać do domu, chociaż jeszcze tydzień temu to było by niczym. Czemu nie pomyślałam o tym wcześniej, zanim zgodziłam się zostać dziewczyną Horana? – Na kiedy mam zarezerwować bilety? – z zamyślenia wyrwał mnie głos mojej rodzicielki. – Pasowałoby jak najszybciej. – dodała.


***
Cześć kochane ;* Na samym początku przperaszam, że musiałyście czakać na nowy rozdział aż dziesięć dni, chociaż z doświadczenia wiecie, że jak na mnie to i tak jest mało. Drugą rzeczą, za którą przperaszam to jest to coś powyżej. Moim zdaniem jest najgorszym rozdziałem jaki dodałam dotąd na mojego bloga, ale cóż. Za to obiecuję, że przez kolejne rozdziały będzie ciekawiej: rozwinie się akcja, dwa wątki miłosne, a także kilka tajemnic dojrzy światła dziennego i powoli zbliżymy się do końca. Wiem już jak skończy się opowiadanie - miałam dwie możliwości i moim zdaniem wybrałam tą ciekawszą. Dla osób, które lubią czytać moje bazgroły najprawdopodobniej pod kolejnym rozdziałem, który pojawi się w piątek wieczorem, lub wczesną porą w sobotę, dodam linka, abyście mogły poznać bohaterów, a równo z zakończeniem tego bloga dodam nowy pierwszy rozdział, od którego zacznę. Przepraszam, za wszystkie błędy i bardzo Wam dziękuję, za ilość komentarzy pod ostatnim rozdziałem. Do następnego ;*

niedziela, 6 stycznia 2013

Rozdział 15


*Oczami Harrego

- Cześć Harry. – beznamiętnie rzuciła na przywitanie moja była dziewczyna, Cher Lloyd. – Nie cieszysz się na mój widok? – spytała, widząc moją reakcję na jej widok.
- Szczerze Cher, nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć. – wyznałem jej, a ona jedynie się zaśmiała.
- Nie wpuścisz mnie do środka? – zadała kolejne dzisiejszego dnia pytanie. Bez słownej odpowiedzi, lekko przesunąłem się w bok, dając jej znak, że może wejść. Dziewczyna przekroczyła próg i rozglądnęła się dookoła. Następnie zdjęła buty i kładąc je od razu przy ścianie, przeszła do salonu i rozsiadła się na fotelu.
- Nic się u was nie zmieniło. – oznajmiła patrząc przed siebie. – Chociaż nie. – szybko poprawiła się i tym razem spojrzała na mnie. – Jakoś dziwnie tu cicho. Gdzie jest Louis? – spytała entuzjastycznie. – Ups! Zapomniałam, że jego najlepszy przyjaciel wyciął mu taki numer.
- Skąd to wiesz? – tym razem ja zadałem pytanie, a brązowowłosa jedynie wzruszyła ramionami. – Zresztą nieważne. Czego ode mnie chcesz? – tym razem zapytałem, z wyczuwalnym podenerwowaniem przeplatanym z nutką strachu.
- Czyżby Harold Edward Styles wstał dzisiaj lewą nogą? – spytała, kiedy wstała z fotela i podeszła do mnie, kładąc mi swoją ciepłą dłoń na ramieniu. – Kim była ta ładna dziewczyna, która chwilę przede mną wyszła od ciebie z domu? – nie czekając odpowiedź, zadała kolejne pytanie.
- Moja dobra koleżanka. Tak właściwie co cię to obchodzi Cher? Po co w ogóle tu przyszłaś?
- Już nie wolno odwiedzić starego przyjaciela? – spojrzała na mnie i przygryzając lekko wargę, zamrugała parę razy. – Tak dawno się nie widzieliśmy. Mogłeś do mnie przyjść na kawę, zadzwonić lub przynajmniej wysłać smsa. – powiedziała, bardziej akcentując dwa ostanie wyrazy.
- Dalej to rozpamiętujesz? – popatrzyłem na nią, lekko unosząc brew do góry.
- Ale o co ci chodzi? – zaczęła udawać głupią.
- Żałuję wielu rzeczy. To, że zdradzałem mojego przyjaciela z jego narzeczoną, o czym doskonale skądś wiesz, a także tego w jaki sposób cię potraktowałem. Zachowałem się jak ostatnie chamidło. Byłem głupi i bardzo cię za to przepraszam. – oznajmiłem jej. – Wybaczysz mi? – spytałem po czasie z nadzieją w głosie.
- To zależy co będziesz mógł dla mnie zrobić. – odpowiedziała tajemniczo.
- W imię starej znajomości wszystko. – oznajmiłem, obdarzając ją uśmiechem, co odwzajemniła.
- Nakłoń Louisa by wrócił do Anabell. – powiedziała bardzo szybko, przestając być miła.
- Zwariowałaś?! – podniosłem głos, kładąc moje obie ręce na jej ramionach. Dziewczyna pokręciła głową. – Przecież ona go oszukiwała.
- Razem z tobą. – dodała Cher, zdejmując moje ręce i siadając z powrotem na fotelu.
- Razem ze mną. – powtórzyłem. – Jednak to już inna sprawa. – dodałem i wypuściłem powietrze z ust. – Czemu chcesz jej pomóc? Przecież ją poznałaś i sama mówiłaś, że nie wygląda na taką, która by kochała bezinteresownie. – starałem się przypomnieć Cher jej wypowiedź sprzed kilku miesięcy.
- Pozory mylą Harry. Anabell naprawdę zależy na twoim przyjacielu. – powiedziała. – Poprawka. Twoim byłym przyjacielu! – dodała.
- Od kiedy ty zaczęłaś się przyjaźnić z tą blondynką? – spytałem z niedowierzaniem. Jak dobrze sięgam pamięcią, obie nie darzyły się wzajemną sympatią.
- Od kiedy zdałam sobie sprawę, że łączy nas jedno. – odpowiedziała.
- To znaczy? – po wypowiedzeniu kolejnego pytania, uniosłem jedną brew do góry. Podeszła do mnie i przykładając swoją dłoń do mojego policzka, pogłaskała mnie po nim.
- Nam obydwu zepsułeś życie. – wycedziła z nienawiścią. – Tylko teraz mi nie mów, że nie chciałeś Styles, bo najpierw mogłeś pomyśleć, a potem zrobić. – powiedziała. – A teraz posłuchaj mnie uważnie. Masz jej pomóc i nie obchodzi mnie jak to zrobisz. – powiedziała i ostatni raz obdarzając mnie chłodnym spojrzeniem wyszła do przedpokoju, gdzie założyła na swoje nogi buty i opuściła mój dom z głośnym trzaskiem.


*Oczami Cher

Rozmowa z Harrym okazała się dla mnie trudniejsza, niż przewidywałam. Nie dlatego, że w głębi serca co do niego czułam, coś innego poza nienawiścią, ale dlatego, że do mojej głowy napłynęło wiele związanych z nim wspomnień. Jedne należały do tych szczęśliwych, do których, mówiąc z ręką na sercu, z chęcią bym powróciła, drugie zaś już niestety nie. To po pierwsze. Po drugie utrudniało mi to, że naprawdę nie jestem złą osobą i granie takiej sprawiała mi wielką trudność. Jednak zemsta jest słodka. Niech się przekona na własnej skórze, co to znaczy tak naprawdę cierpieć. W jednym może Harry miał trochę racji. Chodzi mi tu oczywiście o Anabell Collins. Faktycznie, w dalszym ciągu nie wydawało mi się, żeby ona kochała Louisa za to kim jest, ale za jego sławę i pieniądze, a także za to może jej zapewnić ten związek, czyli w jej mniemaniu same korzyści. Jednak pragnęłam tej zemsty bardziej niż czegokolwiek innego. W jednym było mi żal blondynki i doskonale ją rozumiałam, bo z tego co mi dzisiejszego południa przedstawiła, Styles potraktował ją podle. Najpierw uwiódł ją, co wychodzi mu naprawdę dobrze, a potem zostawił i szantażował, że powie Louisowi o jej zdradzie, jeśli tylko mu się narazi.
Po paru minutach doszłam pod dom mojej można rzec ,,wspólniczki’’. Zapukałam do drzwi i cierpliwie czekałam, aż raczy je otworzyć. Kilkanaście sekund później blondynka stała już w progu i wpuściła mnie do środka.
- Witaj Cher. – przywitała mnie ze słodkim uśmieszkiem, który był czymś częstym na jej twarzy. Między innymi to mnie od niej odpychało, ale cóż poradzić. – Jak ci poszło? – spytała z dosłyszalną nadzieją.
- Nie mogę do końca powiedzieć, że mamy go w garści, ale jesteśmy na dobrej drodze ku temu. – odpowiedziałam z entuzjazmem, a moja rozmówczyni uśmiechnęła się chytrze. – Niech poczuje co to cierpienie. – dodałam, a dziewczyna mi przytaknęła.
- Czyli odzyskanie Louisa stało się możliwe bardziej niż kiedykolwiek. – powiedziała, bardziej do siebie niż do mnie. Dziewczyna udała się do salonu, a ja zaraz za nią. Usiadłam wygodnie na fotelu i odprowadziłam wzrokiem Anabell, zmierzającą do kuchni w celu przygotowania nam tradycyjnej londyńskiej herbaty, z którą wróciła po upływie dobrych paru minut. Pijąc gorącą ciesz, obgadywałyśmy dalsze plany i na wszelki wypadek parę zastępników. Dość późnym wieczorem pożegnałam się z nią rzucając od niechcenia, że będziemy w stałym kontakcie, po czym wyszłam z jej domu i oświetlaną blaskiem latarń uliczką, udałam się w stronę swojego domu. Szłam powoli, nie śpiesząc się, kiedy nagle poczułam wibrację mojego telefonu. Wyciągnęłam go z przedniej kieszeni spodni i odczytałam wiadomość.
Zrobisz z tym co będziesz chciała, ale wyjdziesz na tym lepiej, jak się zastosujesz do mojej rady. Nie ufaj jej bezgranicznie Cher, bo nie znasz jej naprawdę. To co mówi to w połowie stek bzdur, którym cię karmi tak jak kiedyś Louisa oraz mnie. Harry xx



*Oczami Estery

Po kolacji w Nandos, chodziliśmy nieznanymi mi do końca uliczkami. Na zewnątrz było ciemno, świecił jedynie księżyc, a tak dokładniej jego połówka, oraz towarzyszące mu gwiazdy i latarnie, które najbardziej ze wszystkich wymienionych oświetlały nam drogę. Jedno jest pewne, w towarzystwie Nialla nie da się nudzić. Jest naprawdę zabawny, a poza tym opiekuńczy i wrażliwy, za co mogłyby poświadczyć wylane wczorajszego wieczoru łzy. Według mnie to słodkie, że chłopak płacze. Oczywiście nie można odmówić mu urody, której dodawały mu piękne niebieskie oczy i irlandzki akcent, który sprawiał, że idący obok mnie chłopak, sprawiał ciekawsze wrażenie. Przynajmniej takie były moje odczucia względem niego.
- Gdzie my tak w ogóle jeszcze idziemy? – spytałam chłopaka, po krótkiej chwili panującej między nami ciszy. Niall jedynie tajemniczo się uśmiechnął.
- Za moment zobaczysz. – odpowiedział puszczając do mnie oczko. Resztę drogi przeszliśmy w ciszy. W końcu Irlandczyk zatrzymał się, a ja zaraz za nim. – Jesteśmy na miejscu. – oznajmił z entuzjazmem.
- London Eye? – spytałam, patrząc na obiekt przed nami. Farbowany blondyn kiwnął twierdząco głową i chwytając mnie za rękę, podprowadził bliżej koła obserwacyjnego, zwanego potocznie diabelskim młynem. Chwilę później wyjeżdżaliśmy siedząc wygodnie w jednej z trzydziestu dwóch kapsuł pasażerskich, wyjeżdżaliśmy na samą górę, gdzie co było dziwne, zatrzymaliśmy się. Dokładnie przyglądałam się widocznym z tej wysokości miejscom.
- I jak? Podoba ci się? – zapytał chłopak, a ja lekko kiwnęłam głową. Spojrzałam na Nialla, który nie wiedząc skąd, w swoich rękach trzymał akustyczną gitarę i zaczął wygrywać na niej jakąś melodię jednocześnie śpiewając.
You'll never love yourself half as much as I love you.
 You'll never treat yourself right, darlin' but I want you to.
 If I let you know, I'm here for you, maybe you'll love yourself,
 Like I love you. Ooh..

Kiedy skończył uśmiechnął się do mnie i odłożył gitarę na miejsce obok. Następnie spoglądnął w moje zaszklone od wzruszenia oczy.
- To było niesamowite. – tylko tyle w tej chwili zdołałam z siebie wydusić. – Twoja przyszła dziewczyna, będzie największą szczęściarą na całym świecie. – dodałam, a chłopak zaśmiał się pod nosem.
- Cieszę się, że tak sądzisz. – powiedział uroczo się przy tym uśmiechając. Nagle przykucnął przede mną, opierając swoje ręce na moich kolanach i patrząc się mi głęboko w oczy ponownie zabrał głos. – Wiem, że nie czujesz do mnie tego samego co ja do ciebie, ale jeśli nie spróbuję i nie wyznam ci tego, że mi na tobie zależy jak jeszcze na żadnej dziewczynie, to będę tego żałował do końca swoich dni. Tak więc Estero, dasz mi szansę sprawić być właśnie ty była tą największą szczęściarą na całym świecie? – spytał, a ja zaśmiałam się pod nosem.
- Byłabym niemądra nie zgadzają się na to. – odpowiedziałam entuzjastycznie. Chłopak nie czekając ani chwili, złapał moją twarz w swoje obie ręce i złączył nasze usta w długim, czułym pocałunku, podczas którego zapomniałam o całym świecie.


*Oczami Jade

Powoli usypiałam, jednak cały czas myślałam o dziewczynie, którą spotkałam pod domem Harrego. Czemu ona tak uważała? Może oceniała go tylko po tym zdarzeniu, które zaszło pomiędzy nim a Louisem? Tylko, że skąd ona by o tym wiedziała, skoro jest to tak bardzo pilnie strzeżoną tajemnicą? A może znała Harrego i sama była tą jedną z osób, których kosztem się zabawił? Tyle pytań, a tak mało odpowiedzi. Ogólnie lubiłam Harrego. Przy nim czułam się jak przy kimś kogo znałabym od bardzo dawna i mogłam się wygadać, tak jak do przyjaciela. Nic więcej. Za to bardziej przyciągało mnie w stronę Louisa, którego prawdziwego oblicza jeszcze nie zdołałam poznać przez smutek, który nim zawładnął.
Powieki robiły się coraz cięższe, a ja zapadałam w sen, z którego wybudziły mnie kroki, robiące się z każdą chwilą coraz to głośniejsze. Popatrzyłam w stronę drzwi od mojego pokoju i w połowie drogi w stronę mojego łóżka szedł Taylor, chłopak mojej cioci, mieszkający z nami już od tygodnia.
- Coś się stało? – spytałam cały czas patrząc na blondwłosego mężczyznę. On jednak nie odpowiedział i szedł coraz bliżej mnie. Kiedy już stał obok, przysiadł się na chwile skraja i ściągając ze mnie kołdrę, położył się na mnie. – Co ty robisz?! – spytałam go dzisiejszej nocy już po raz drugi.
- Po prostu mam ochotę się zabawić. – wyszeptał mi do ucha z szyderczym uśmiechem na twarzy, a następnie zaczął całować mnie zachłannie po mojej szyi.
- Masz w tej chwili mnie zostawić i wynosić się z tego domu! – wrzeszczałam, lecz on tylko się zaśmiał.
- Jaka ostra, lubię takie. – powiedział i puścił mi oczko. – A teraz bądź tak miła i przestań krzyczeć. – dodał i wrócił do poprzedniej czynności. Próbowałam go jakoś powstrzymać, szczególnie przy użyciu siły. Kopałam, okładałam go pięściami, lecz na próżno się to zdało bo był zdecydowanie zbyt silny. Jednym ruchem zerwał ze mnie bluzkę od piżamy, a także stanik i schodził swoimi brudnymi ustami coraz niżej. Do moich oczu dawno napłynęły łzy, łzy bólu i strachu. Byłam przerażona. Przez całe zajście nie przestawałam krzyczeć, lecz utrudniały mi to strumienie łez, którymi w owej chwili się dławiłam. Niebawem pozbył się także dolnej partii stroju u mnie, jak i u siebie.  Wszedł we mnie wydając przy tym jęki podniecenia. Mnie to jedynie bolało, przeraźliwie bolało. Po upływie kilku kolejnych minut, wstał i założył zdjęte z siebie wcześniej ubrania.
- Jak komuś o tym powiesz szczególnie Annie to pożałujesz, że się urodziłaś. – wycedził przez zęby i szybko opuścił mój pokój, a ja zaniosłam się histerycznym płaczem. W tym momencie czułam odrazę do samej siebie.

***
Cześć ;* Zazwyczaj zaczynałam od przeproszenia Was za opóźnienia z mojej strony, jednak dzisiaj tak nie będzie. Jakimś cudem udało mi się, dodać ten rozdział zaledwie dzień po opublikowaniu poprzedniego i już będę się starała dodawać je w miarę w normalnych odstępach a nie dwa, trzy tygodnie, tu czy na następnym blogu, który ruszy od razu po zakończeniu tego opowiadania, ale to już inna bajka. Dziękuję za miłe i motywujące komentarze pod rozdziałem czternastym. Ogólnie rzecz biorąc, jestem zadowolona z tego rozdziału, co bardzo długo się nie zdarzało. Może jedynie nie wyszła mi scena gwałtu, ale wiedzcie, że jeszcze czegoś takiego nie pisałam i jest ona tą pierwszą. Być może z czasem się wprawie. Kiedy pierwszy raz usłyszałam little things to od razu zaplanowałam tą scenę pomiędzy Niallem a Esterą. I tak, ogłaszam, że oficjalnie do opowiadania dołączyła Cher Lloyd, której już od dawna wyczekiwaliście. Następny dodam najwcześniej w piątek, ale za to wynagrodzę Wam na feriach. Pozdrawiam i do następnego ;*