*Oczami Louisa
Siedzieliśmy z Esterą razem z rodzicami oraz pozostałym
rodzeństwem w salonie, opowiadając im jak minął nam miesiąc w Londynie. Z
początku nie mogli uwierzyć w całą historię z Harrym i Anabel, zresztą miałem
podobnie. Przez pierwsze dni chciałem by to okazało się tylko koszmarem, który
śni mi się po nocach, a tak naprawdę jest inaczej. Jednak cóż poradzić.
- A rozmawiałeś z Harrym na spokojnie? – spytała mnie Lottie, jedna z moich młodszych sióstr.
- Jeszcze nie, ale wiem, że prędzej czy później dojdzie między nami do takiego spotkania. – odpowiedziałem jej. – W każdym razie w tym momencie nie jest to najważniejsze. – popatrzyłem na wszystkich po kolei. – Estera chciała by wam coś powiedzieć. – oznajmiłem.
- Znalazłam szkołę, w której chciałabym podjąć naukę od września. – powiedziała. – Daje mi możliwości rozwijania się w tym co zawsze chciałam robić, czyli w projektowaniu wnętrz.
- Wiemy o tym, że zawsze chciałaś to robić. Problem w tym, że w Doncaster nie ma takiej szkoły. – przerwał jej tata.
- Wiem o tym. Dlatego znalazłam ów szkołę w Londynie. – oznajmiła i popatrzyła na rodziców wyczekując odpowiedzi.
- Estera, kto się tobą będzie zajmował? – zapytała mama z troską.
- Razem damy sobie jakoś radę, a kiedy ja nie będę w stanie jej pomóc ma jeszcze Nialla, Liama, Zayna oraz Harrego, bo przecież to, że ja i Styles jesteśmy teraz pokłóceni nie oznacza, że Estera nie może się z nim zadawać. – odpowiedziałem. – Zresztą sami mówiliście, że najważniejsze w życiu to spełnianie swoich marzeń, nawet tych, których szanse na zaistnienie są małe niczym okruszek ciastka. – przypomniałem im ich słowa, które mówili mi w tedy kiedy rozważałem pójście na casting siódmej edycji X Factora. – Prędzej czy później tak będzie musiała wyjechać z naszego rodzinnego domu, chociażby na studia. – dodałem. – Nie trzymajcie jej na siłę. – w pomieszczeniu zapanowała cisza, którą po paru długich minutach przerwała mama, wcześniej wymieniając porozumiewawcze spojrzenie z ojcem.
- Ale masz dzwonić do nas częściej niż za czasów ostatniego pobytu w Londynie. – oznajmiła mama szeroko się uśmiechając. Estera nie czekając długo, przytuliła oboje rodziców i zaczęła im dziękować. Nagle po całym domu rozniósł się dzwonek. Powoli udałem się w stronę przedpokoju, a kiedy już tam byłem uchyliłem drzwi i ujrzałem zdyszanego Zayna. Chwilę później do pomieszczenia dołączyła Estera i ze zdziwieniem spojrzała na mulata.
- Louis powiedz mi czy na tym zadupiu nie ma taksówek?! – spytał ledwo łapiąc oddech.
- Może mniej niż w Londynie, ale są. Zresztą to nie moja wina, że nie umiesz żadnej złapać. – po wypowiedzeniu tych dwóch zdań, Estera zaczęła się śmiać, a Malik obdarzył nas morderczym spojrzeniem.
- Po co przyleciałeś? – spytała go moja siostra, kiedy tylko przestała się śmiać.
- Nie mogłem pozwolić Erice wrócić do Doncaster, nie mówiąc jej wcześniej co do niej czuję. – odpowiedział. - Teraz w końcu zebrałem się na odwagę i nie po to czekałem półtorej godziny na następny samolot, siedziałem obok wrzeszczącej - jak to mnie bardzo kocha – fanki oraz biegłem do waszego domu, żeby jej nie powiedzieć.
- Mogłeś zadzwonić, że przyleciałeś, to bym po ciebie wyjechał. – poinformowałem go, na co on pogroził mi palcem.
- Nie pogarszaj swojej sytuacji Tomlinson. Tak musisz mnie zawieść do rezydencji państwa Wilson bo za cholerę nie wiem gdzie ona się mieści. – oznajmił mi szeroko się przy tym uśmiechając.
- Rezydencji. – powtórzyłem sobie pod nosem. – No to zbieraj się Malik, jedziemy na podbój damy twego serca! – wykrzyknąłem entuzjastycznie i już obaj szliśmy w stronę podjazdu, na którym zaparkowany był czarny mercedes rodziców, kiedy zatrzymała nas Estera.
- Czekajcie! Jadę z wami. – oznajmiła i szybko zaczęła się zbierać.
- Nie. Nie. Nie. – zaprzeczyłem. – Ty się lepiej paków. – dodałem, kiedy staliśmy już koło samochodu.
- Nie ma mowy. Chcę to widzieć jak Zayn tchórzy. – powiedziała. – No chyba, że się odważy, to ktoś będzie musiał ją przekonać do przeprowadzi do Londynu. – dodała, patrząc na mało zadowoloną minę mojego przyjaciela.
- W sumie racja. – odpowiedziałem. Po chwili całą trójką siedzieliśmy już w samochodzie i jechaliśmy w stronę domu Ericki. Jednym z plusów mojego rodzinnego miasta było to, że nie było tu korków, dlatego szybko dojechaliśmy na miejsce. Zayn wyskoczył z pojazdu jak oparzony, a Estera zaraz za nim i kiedy ja zdążyłem zamknąć auto oni stali już pod drzwiami i pukali w nie. Równocześnie z moim dojściem, brązowowłosa otworzyła nam drzwi. Jej mina była bezcenna, szczególnie na widok Zayna, którego najmniej się tutaj spodziewała.
- Cześć wam. – przywitała nas. – Wjedziecie do środka? – spytała.
- Nie! – odpowiedział Zayn, a raczej krzyknął. – Znaczy tak, ale za chwilę po najpierw muszę zrobić to po co tu przyleciałem. – odpowiedział, a ja i moja siostra usunęliśmy się powoli na bok. – Troszkę się denerwuję, ale tą przemowę ćwiczyłem na Niallu, więc może tak źle nie wypadnę? – spytał bardziej sam siebie i zaśmiał się pod nosem. - Erica przyleciałem do Doncaster po to aby powiedzieć ci, że jesteś najładniejszą dziewczyną na całej kuli ziemskiej. Kiedy się uśmiechasz czuję w moim brzuchu miliony motylków. Kocham zatapiać się w twoich brązowych oczach, które często zasłaniają nerdy, a także momenty kiedy się złościsz, bo jesteś w tedy taka słodka. – wyznał jej swoje uczucia jak najszybciej umiał, a zanim dziewczyna zdążyła sobie wszystko poukładać, ujął jej twarz w swoje dłonie i namiętnie pocałował. – Kocham cię Erica i teraz wiem, że jesteś tą jedyną, dla której jestem zdolny do największych poświęceń. – oznajmił jej, a brązowowłosa lekko się uśmiechnęła.
- Ja ciebie też Malik. – oznajmiła mu i przytuliła się do Zayna, co odwzajemnił.
- A rozmawiałeś z Harrym na spokojnie? – spytała mnie Lottie, jedna z moich młodszych sióstr.
- Jeszcze nie, ale wiem, że prędzej czy później dojdzie między nami do takiego spotkania. – odpowiedziałem jej. – W każdym razie w tym momencie nie jest to najważniejsze. – popatrzyłem na wszystkich po kolei. – Estera chciała by wam coś powiedzieć. – oznajmiłem.
- Znalazłam szkołę, w której chciałabym podjąć naukę od września. – powiedziała. – Daje mi możliwości rozwijania się w tym co zawsze chciałam robić, czyli w projektowaniu wnętrz.
- Wiemy o tym, że zawsze chciałaś to robić. Problem w tym, że w Doncaster nie ma takiej szkoły. – przerwał jej tata.
- Wiem o tym. Dlatego znalazłam ów szkołę w Londynie. – oznajmiła i popatrzyła na rodziców wyczekując odpowiedzi.
- Estera, kto się tobą będzie zajmował? – zapytała mama z troską.
- Razem damy sobie jakoś radę, a kiedy ja nie będę w stanie jej pomóc ma jeszcze Nialla, Liama, Zayna oraz Harrego, bo przecież to, że ja i Styles jesteśmy teraz pokłóceni nie oznacza, że Estera nie może się z nim zadawać. – odpowiedziałem. – Zresztą sami mówiliście, że najważniejsze w życiu to spełnianie swoich marzeń, nawet tych, których szanse na zaistnienie są małe niczym okruszek ciastka. – przypomniałem im ich słowa, które mówili mi w tedy kiedy rozważałem pójście na casting siódmej edycji X Factora. – Prędzej czy później tak będzie musiała wyjechać z naszego rodzinnego domu, chociażby na studia. – dodałem. – Nie trzymajcie jej na siłę. – w pomieszczeniu zapanowała cisza, którą po paru długich minutach przerwała mama, wcześniej wymieniając porozumiewawcze spojrzenie z ojcem.
- Ale masz dzwonić do nas częściej niż za czasów ostatniego pobytu w Londynie. – oznajmiła mama szeroko się uśmiechając. Estera nie czekając długo, przytuliła oboje rodziców i zaczęła im dziękować. Nagle po całym domu rozniósł się dzwonek. Powoli udałem się w stronę przedpokoju, a kiedy już tam byłem uchyliłem drzwi i ujrzałem zdyszanego Zayna. Chwilę później do pomieszczenia dołączyła Estera i ze zdziwieniem spojrzała na mulata.
- Louis powiedz mi czy na tym zadupiu nie ma taksówek?! – spytał ledwo łapiąc oddech.
- Może mniej niż w Londynie, ale są. Zresztą to nie moja wina, że nie umiesz żadnej złapać. – po wypowiedzeniu tych dwóch zdań, Estera zaczęła się śmiać, a Malik obdarzył nas morderczym spojrzeniem.
- Po co przyleciałeś? – spytała go moja siostra, kiedy tylko przestała się śmiać.
- Nie mogłem pozwolić Erice wrócić do Doncaster, nie mówiąc jej wcześniej co do niej czuję. – odpowiedział. - Teraz w końcu zebrałem się na odwagę i nie po to czekałem półtorej godziny na następny samolot, siedziałem obok wrzeszczącej - jak to mnie bardzo kocha – fanki oraz biegłem do waszego domu, żeby jej nie powiedzieć.
- Mogłeś zadzwonić, że przyleciałeś, to bym po ciebie wyjechał. – poinformowałem go, na co on pogroził mi palcem.
- Nie pogarszaj swojej sytuacji Tomlinson. Tak musisz mnie zawieść do rezydencji państwa Wilson bo za cholerę nie wiem gdzie ona się mieści. – oznajmił mi szeroko się przy tym uśmiechając.
- Rezydencji. – powtórzyłem sobie pod nosem. – No to zbieraj się Malik, jedziemy na podbój damy twego serca! – wykrzyknąłem entuzjastycznie i już obaj szliśmy w stronę podjazdu, na którym zaparkowany był czarny mercedes rodziców, kiedy zatrzymała nas Estera.
- Czekajcie! Jadę z wami. – oznajmiła i szybko zaczęła się zbierać.
- Nie. Nie. Nie. – zaprzeczyłem. – Ty się lepiej paków. – dodałem, kiedy staliśmy już koło samochodu.
- Nie ma mowy. Chcę to widzieć jak Zayn tchórzy. – powiedziała. – No chyba, że się odważy, to ktoś będzie musiał ją przekonać do przeprowadzi do Londynu. – dodała, patrząc na mało zadowoloną minę mojego przyjaciela.
- W sumie racja. – odpowiedziałem. Po chwili całą trójką siedzieliśmy już w samochodzie i jechaliśmy w stronę domu Ericki. Jednym z plusów mojego rodzinnego miasta było to, że nie było tu korków, dlatego szybko dojechaliśmy na miejsce. Zayn wyskoczył z pojazdu jak oparzony, a Estera zaraz za nim i kiedy ja zdążyłem zamknąć auto oni stali już pod drzwiami i pukali w nie. Równocześnie z moim dojściem, brązowowłosa otworzyła nam drzwi. Jej mina była bezcenna, szczególnie na widok Zayna, którego najmniej się tutaj spodziewała.
- Cześć wam. – przywitała nas. – Wjedziecie do środka? – spytała.
- Nie! – odpowiedział Zayn, a raczej krzyknął. – Znaczy tak, ale za chwilę po najpierw muszę zrobić to po co tu przyleciałem. – odpowiedział, a ja i moja siostra usunęliśmy się powoli na bok. – Troszkę się denerwuję, ale tą przemowę ćwiczyłem na Niallu, więc może tak źle nie wypadnę? – spytał bardziej sam siebie i zaśmiał się pod nosem. - Erica przyleciałem do Doncaster po to aby powiedzieć ci, że jesteś najładniejszą dziewczyną na całej kuli ziemskiej. Kiedy się uśmiechasz czuję w moim brzuchu miliony motylków. Kocham zatapiać się w twoich brązowych oczach, które często zasłaniają nerdy, a także momenty kiedy się złościsz, bo jesteś w tedy taka słodka. – wyznał jej swoje uczucia jak najszybciej umiał, a zanim dziewczyna zdążyła sobie wszystko poukładać, ujął jej twarz w swoje dłonie i namiętnie pocałował. – Kocham cię Erica i teraz wiem, że jesteś tą jedyną, dla której jestem zdolny do największych poświęceń. – oznajmił jej, a brązowowłosa lekko się uśmiechnęła.
- Ja ciebie też Malik. – oznajmiła mu i przytuliła się do Zayna, co odwzajemnił.
*Oczami Jade
- Dasz radę. – wyszeptał mi Harry, kiedy staliśmy już pod
drzwiami, a ja pokręciłam głową. – Spokojnie Jade. Będę cały czas blisko
ciebie. On ci nic już nie zrobi. – próbował mnie uspokoić. Po kilku minutach
wiedziałam, że mój chłopak nie odpuści i naciskając na mosiężną klamkę, lekko
pchnęłam drzwiami. Przeszliśmy przez próg, a następnie udaliśmy się za głosem
mojej cioci, który doprowadził nas do salonu.
- Jade! – krzyknęła na mój widok i podeszła by mnie przytulić. – Co ci się stało? – spytała patrząc w moje zapuchnięte od płaczu oczy. Już miałam jej wszystko powiedzieć, lecz zaniosłam si histerycznym płaczem. Mimo wszystko, że miałam przy sobie Harrego wspomnienia z tamtego wydarzenia sprawiały mi trudność. I jak o nich pomyślałam, i jak w ogóle o nich mówiłam. Popatrzyłam na kędzierzawego, który lekko uśmiechnął się do mnie i skierował swoje spojrzenie na moją ciocię.
- Pani chłopak zgwałcił Jade. – powiedział jej spokojnie. W tedy wyswobodziłam się z pod jej objęć i spojrzałam na nią.
- Nie wierzę. – mówiła jakby sama do siebie, kręcąc przecząco głową. – To nie możliwe.
- Taka jest niestety prawda. – oznajmiłam jej.
- Jak mogłeś?! Ufałam ci! – zwróciła się do Taylora, który tylko się zaśmiał. Po jej policzkach zaczęły spływał łzy. Puścił jej uwagę mimo uszu i wstał z kanapy skierował się w moją stronę, lecz na drodze stanął mu szatyn.
- Widzę, że sobie obrońcę znalazłaś. – zwrócił się do mnie z kpiną.
- Nic ci do tego. – wycedził Harry przez zaciśnięte zęby. – Zapłacisz za to co jej zrobiłeś. – dodał i rzucił się na niego z pięściami.
- Harry przestań! – krzyknęłam. – Nie warto. – dodałam już znacznie ciszej.
- Ten palant zrobił ci krzywkę, zasługuje na to. – zwrócił się do mnie.
- Proszę. Zostaw go. Zrób to dla mnie. – powiedziałam błagalnie. Nie musiałam długo czekać, aż chłopak wstał i podszedł do mnie, przytulając do siebie i całując w czoło.
- Spotkamy się w sądzie. – poinformowała go moja prawna opiekunka. – A tym czasem zabieraj swoje rzeczy i wynoś się z mojego domu! – nie musieliśmy długo czekać na o by Taylor pozbierał swoje rzeczy. Zrobił to w błyskawicznym tempie i wybiegł z domu.
Kiedy emocje opadły opowiedziałam cioci wszystko jeszcze raz na spokojnie, a także przedstawiłam jej Harrego. Była mu wdzięczna za to, że się mną zajął. Nagle po pomieszczeniu rozniósł się dźwięk smsa. Kędzierzawy wyjął swój czarny iPhone z przedniej kieszeni jeansów i spojrzał na wyświetlacz.
- Porozmawiajcie sobie na spokojnie. Macie sobie dużo do opowiedzenia. – powiedział i wstał z fotela.
- Wychodzisz już? – spytałam patrząc na niego.
- Muszę się z kimś spotkać, to bardzo ważne. Obiecuję, że przyjadę po ciebie jak najszybciej się da. – oznajmił i pochodząc do mnie pocałował mnie w policzek. – Miło było panią poznać. – zwrócił się do mojej cioci.
- Wzajemnie. – odpowiedziała mu i odprowadziła go do przedpokoju, a następnie z powrotem wróciła do salonu i usiadła obok mnie. – Mam nadzieję, że będziesz z nim szczęśliwa. – powiedziała, a na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
- Jade! – krzyknęła na mój widok i podeszła by mnie przytulić. – Co ci się stało? – spytała patrząc w moje zapuchnięte od płaczu oczy. Już miałam jej wszystko powiedzieć, lecz zaniosłam si histerycznym płaczem. Mimo wszystko, że miałam przy sobie Harrego wspomnienia z tamtego wydarzenia sprawiały mi trudność. I jak o nich pomyślałam, i jak w ogóle o nich mówiłam. Popatrzyłam na kędzierzawego, który lekko uśmiechnął się do mnie i skierował swoje spojrzenie na moją ciocię.
- Pani chłopak zgwałcił Jade. – powiedział jej spokojnie. W tedy wyswobodziłam się z pod jej objęć i spojrzałam na nią.
- Nie wierzę. – mówiła jakby sama do siebie, kręcąc przecząco głową. – To nie możliwe.
- Taka jest niestety prawda. – oznajmiłam jej.
- Jak mogłeś?! Ufałam ci! – zwróciła się do Taylora, który tylko się zaśmiał. Po jej policzkach zaczęły spływał łzy. Puścił jej uwagę mimo uszu i wstał z kanapy skierował się w moją stronę, lecz na drodze stanął mu szatyn.
- Widzę, że sobie obrońcę znalazłaś. – zwrócił się do mnie z kpiną.
- Nic ci do tego. – wycedził Harry przez zaciśnięte zęby. – Zapłacisz za to co jej zrobiłeś. – dodał i rzucił się na niego z pięściami.
- Harry przestań! – krzyknęłam. – Nie warto. – dodałam już znacznie ciszej.
- Ten palant zrobił ci krzywkę, zasługuje na to. – zwrócił się do mnie.
- Proszę. Zostaw go. Zrób to dla mnie. – powiedziałam błagalnie. Nie musiałam długo czekać, aż chłopak wstał i podszedł do mnie, przytulając do siebie i całując w czoło.
- Spotkamy się w sądzie. – poinformowała go moja prawna opiekunka. – A tym czasem zabieraj swoje rzeczy i wynoś się z mojego domu! – nie musieliśmy długo czekać na o by Taylor pozbierał swoje rzeczy. Zrobił to w błyskawicznym tempie i wybiegł z domu.
Kiedy emocje opadły opowiedziałam cioci wszystko jeszcze raz na spokojnie, a także przedstawiłam jej Harrego. Była mu wdzięczna za to, że się mną zajął. Nagle po pomieszczeniu rozniósł się dźwięk smsa. Kędzierzawy wyjął swój czarny iPhone z przedniej kieszeni jeansów i spojrzał na wyświetlacz.
- Porozmawiajcie sobie na spokojnie. Macie sobie dużo do opowiedzenia. – powiedział i wstał z fotela.
- Wychodzisz już? – spytałam patrząc na niego.
- Muszę się z kimś spotkać, to bardzo ważne. Obiecuję, że przyjadę po ciebie jak najszybciej się da. – oznajmił i pochodząc do mnie pocałował mnie w policzek. – Miło było panią poznać. – zwrócił się do mojej cioci.
- Wzajemnie. – odpowiedziała mu i odprowadziła go do przedpokoju, a następnie z powrotem wróciła do salonu i usiadła obok mnie. – Mam nadzieję, że będziesz z nim szczęśliwa. – powiedziała, a na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
*Oczami Cher
Siedziałam na jednej z drewnianych ławek obok dużego drzewa
brzozy. Z każdą kolejną chwilą robiło się coraz ciemniej. Cały czas patrzyłam
na swój biały iPhone trzymany w prawej ręce. Przez moment zawahałam się. Czy
jego wersja wydarzeń może wiele wnieść? Czy da mi jakąś potrzebną informację,
którą można by było nazwać przełomową dla sprawy, dzięki której rozwieją się
moje wątpliwości? Nie czekając ani chwili dłużej, odblokowałem telefon i
wystukałam na ekranie kilka słów, które wysłałam do Harrego Stylesa.
Musimy się spotkać. To bardzo ważne dla mnie. Nie dałam ci wcześniej szansy byś przedstawił mi swoją wersję wydarzeń, więc teraz masz możliwość to zrobić. Czekam w naszym parku, na naszej ławce. Cher xx
Nie minęły dwie minuty jak dostałam odpowiedź od
kędzierzawego.Musimy się spotkać. To bardzo ważne dla mnie. Nie dałam ci wcześniej szansy byś przedstawił mi swoją wersję wydarzeń, więc teraz masz możliwość to zrobić. Czekam w naszym parku, na naszej ławce. Cher xx
Będę za kilka minut. Harry xx
Czekając na niego rozglądałam się po parku połączonym z placem zabaw, z którym związane było wiele wspaniałych wspomnień, głównie z osobą, której tak bardzo nienawidzę. Czasami zastanawiam się czy to nie jest zbyt mocne określenie uczuć, którymi go darzę. Może źle się w stosunku do mnie zachował, ale czy od razu zasłużył sobie na to? Od kilku dni myślę czy chęć zemsty jest słuszna. Jedna część mnie bardzo tego pragnie, lecz ta druga już niekoniecznie.
- Witaj Harry. – moje rozmyślenia na temat Stylesa przerwał on sam. Kiedy zbliżył się do zajmowanej przeze mnie ławki na bardzo bliską odległość, przywitałam się z nim.
- Cześć Cher. – odpowiedział i lekko się do mnie uśmiechnął. – Cieszę się, że jednak chcesz wysłuchać tego co mam do powiedzenia. – dodał i przysiadł obok mnie.
- Możesz zacząć od razu. – poinformowałam go, na co skinął jedynie głową i zaczął opowiadać.
Jego wersja nieco różniła się od tej przedstawionej mi przez Anabel. Jej wersja przedstawiałam Stylesa w złym świetle, za to jego ich obu. Wina leżała po środku. Coś wewnątrz mnie mówiło mi bym uwierzyła Harremu, ale czy tego chciałam?
- Czemu mam uwierzyć właśnie tobie a nie jej? – spytałam, kiedy skończył mówić, a ja zdążyłam sobie wszystko przetworzyć.
- Znasz ją i wiesz jaka jest naprawdę. – odpowiedział. – Sama mi powtarzałaś, że tej dziewczynie nie można do końca wierzyć, a ja byłem głupi i zamiast później posłuchać tych twoich rad zrobiłem na odwrót. – odpowiedział, a w jego oczach pojawiły się łzy, które szybko starł.
- Niby masz rację. – odpowiedziałam szeptem i wlepiłam spojrzenie w przestrzeń. – Muszę to wszystko zakończyć. – dodałam po chwili i wstałam z ławki.
- Poczekaj! – odezwał się mój były chłopak i złapał mnie za rękę. – Idę z tobą. Mam niewyrównane rachunki z tą blondynką. – odpowiedział i nim się obejrzałam stał już koło mnie gotowy do drogi.
*Oczami Louisa
Cieszyłem się, że Estera jak i Erica zamieszkają z nami w
Londynie. Po powrocie do stolicy na lotnisku czekał na nas uśmiechnięty Niall.
- No to co Malik? Możemy już iść na tę podwójną randkę, czy stchórzyłeś? – spytał mulata, na co wszyscy wybuchliśmy głośnym śmiechem. Po godzinie czasu siedzieliśmy wszyscy u blondyna w domu pijąc tradycyjną londyńską herbatę i wygłupiając się. Nagle rozbrzmiał dźwięk mojego telefonu, tym samym sygnalizując mi, że dostałem smsa. Szybko otworzyłem wiadomość i zacząłem ją czytać.
Louis proszę cię.
Spotkajmy się w naszej ulubionej kawiarni. Będę tam na ciebie czekała. Anabel
xx- No to co Malik? Możemy już iść na tę podwójną randkę, czy stchórzyłeś? – spytał mulata, na co wszyscy wybuchliśmy głośnym śmiechem. Po godzinie czasu siedzieliśmy wszyscy u blondyna w domu pijąc tradycyjną londyńską herbatę i wygłupiając się. Nagle rozbrzmiał dźwięk mojego telefonu, tym samym sygnalizując mi, że dostałem smsa. Szybko otworzyłem wiadomość i zacząłem ją czytać.
- Co się stało Louis? – spytała mnie Erica, patrząc na moją
zdenerwowaną minę. Nie chciałem ich okłamywać, więc postanowiłem wyznać prawdę.
- Anabel napisała do mnie prosząc o spotkanie. – oznajmiłem im.
- Chyba nie zamierzasz iść?! – spytał Niall, a wszyscy go poparli.
- Niechętnie, ale pójdę. W końcu kiedyś będzie musiało dojść do tego spotkania. – powiedziałem. Pożegnałem się ze wszystkimi i biorąc kluczyki do samochodu, opuściłem mieszkanie. Wsiadłem do pojazdu i odpalając silnik, ruszyłem w stronę umówionego miejsca.
Po dwudziestu minutach dojechałem na miejsce. Zaparkowałem samochód na pobliskim parkingu i biegiem ruszyłem w stronę ,,naszej kawiarni’’. Popychając szklane drzwi i usłyszałem dźwięk dzwonka. Szybko wszedłem do pomieszczenia, po którym dokładnie rozglądnąłem się. Na samym końcu sali zobaczyłem moją byłą narzeczoną. Pewnym krokiem udałem się w jej stronę.
- Cieszę się, że zgodziłeś się ze mną spotkać. – oznajmiła mi z jednym z tych jej słodszych uśmiechów, kiedy już siedziałem naprzeciwko niej. – To nasz stolik, pamiętasz? – spytała, lekko zagryzając wargę.
- Może odstawmy sentymenty na kiedy indziej. Na przykład nigdy? – spytałem, mocniej akcentując ostatni wyraz. – Lepiej mów, czemu chciałaś się ze mną spotkać. – powiedziałem znaczenie poważniej.
- Chciałabym abyśmy przestali toczyć ze sobą spory. – odpowiedziała, a ja zaśmiałem się z kpiną. – Louis najwyższy czas dorosnąć. Będziemy mieli dziecko. – dodała i pogłaskała się po płaskim brzuchu.
- Ty czy ja? A może ty i Harry? – spytałem dość chamsko.
- Przestań Louis. – skarciła mnie Anabel. – Musisz mi pomóc. – poinformowała mnie, zmieniając ton głosu na chłodniejszy. – Nie poradzę sobie sama. – dodała po chwili.
- Mogłaś o tym myśleć, zanim zaczęłaś mnie zdradzać z moim najlepszym przyjacielem. – wycedziłem przez zęby, patrząc prosto w jej niebieskie oczy. Na dość długą chwilę między nami zapanowała przytłaczająca cisza, której żadne nie chciało przerwać.
- To on mnie uwiódł tymi swoimi słodkimi słówkami, gestami. – powiedziała, patrząc na jeden z obrazów wiszących na ścianie, przy której mieścił się nasz stolik.
- Może Harry nie jest bez winy, ale ty również. – odpowiedział. – Omotałaś go, okręciłaś sobie wokół palca. – powiedziałem.
- Louis to nie prawda!
- Nie kłam Anabel. Przez ostatni rok karmiłaś mnie stekiem bzdur, w które wierzyłem bo byłem w tobie na zabój zakochany. Jednak teraz wszystko się zmieniło, więc nie dam się już na to nabrać. – starałem się mówić jak najspokojniej umiałem, jednak wewnątrz mnie wszystko się gotowało. – Kto wie czy to dziecko naprawdę istnieje. – stwierdziłem patrząc na nią z nienawiścią.
- Jak śmiesz! – wycedziła przez swoje równe, białe jak śnieg zęby.
- Masz jakiś dowód? – spytałem. – Może pójdziemy do ginekologa, razem, pierwszego lepszego i wszystko sprawdzimy. – zaproponowałem, na co ona pokręciła przecząco głową. – Czyżbyś się bała?
- Nie muszę ci nic udowadniać. – odpowiedziała i skierowała spojrzenie w bukiet różowych róż, stojących na środku stołu.
- Wiedziałem. – powiedziałem. – Nic tu po mnie. – dodałem i nie zważając na wołania dziewczyny skierowałem się do wyjścia. Nagle w drzwiach pojawiła się Cher Lloyd i Harry, który gdy tylko mnie zobaczył zatrzymał się. Zresztą dziewczyna również. Już chcieli coś mówić, kiedy wyszedłem z pomieszczenia i biegiem udałem się do samochodu. Byłem podenerwowany jak jeszcze nigdy w życiu. Odpaliłem silnik i ruszyłem w kierunku domu blondyna. Na polu zrobiło się zimno, a z nieba zaczął padać deszcz, czyli tradycyjna londyńska pogoda, do której zdążyłem się już przyzwyczaić. Ulice robiły się śliskie, a ja jechałem coraz szybciej. Moje serce biło szybciej niż kiedykolwiek wcześniej, a nerwy utrudniały normalne oddychanie. Nagle zza zakrętu zobaczyłem światła, które z ułamkami sekund stawały się coraz jaśniejsze, a następnie poczułem mocny ból. Samochód zaczął się obracać. Po kabinie walały się setki szklanych odłamków. Poczułem się senny, bardziej niż po męczącym dniu. Głowa pękała mi z bólu, czemu nie pomagały przeraźliwe krzyki ludzi. Ostatni raz zamykając ciężki powieki, zobaczyłem ciemność.
- Anabel napisała do mnie prosząc o spotkanie. – oznajmiłem im.
- Chyba nie zamierzasz iść?! – spytał Niall, a wszyscy go poparli.
- Niechętnie, ale pójdę. W końcu kiedyś będzie musiało dojść do tego spotkania. – powiedziałem. Pożegnałem się ze wszystkimi i biorąc kluczyki do samochodu, opuściłem mieszkanie. Wsiadłem do pojazdu i odpalając silnik, ruszyłem w stronę umówionego miejsca.
Po dwudziestu minutach dojechałem na miejsce. Zaparkowałem samochód na pobliskim parkingu i biegiem ruszyłem w stronę ,,naszej kawiarni’’. Popychając szklane drzwi i usłyszałem dźwięk dzwonka. Szybko wszedłem do pomieszczenia, po którym dokładnie rozglądnąłem się. Na samym końcu sali zobaczyłem moją byłą narzeczoną. Pewnym krokiem udałem się w jej stronę.
- Cieszę się, że zgodziłeś się ze mną spotkać. – oznajmiła mi z jednym z tych jej słodszych uśmiechów, kiedy już siedziałem naprzeciwko niej. – To nasz stolik, pamiętasz? – spytała, lekko zagryzając wargę.
- Może odstawmy sentymenty na kiedy indziej. Na przykład nigdy? – spytałem, mocniej akcentując ostatni wyraz. – Lepiej mów, czemu chciałaś się ze mną spotkać. – powiedziałem znaczenie poważniej.
- Chciałabym abyśmy przestali toczyć ze sobą spory. – odpowiedziała, a ja zaśmiałem się z kpiną. – Louis najwyższy czas dorosnąć. Będziemy mieli dziecko. – dodała i pogłaskała się po płaskim brzuchu.
- Ty czy ja? A może ty i Harry? – spytałem dość chamsko.
- Przestań Louis. – skarciła mnie Anabel. – Musisz mi pomóc. – poinformowała mnie, zmieniając ton głosu na chłodniejszy. – Nie poradzę sobie sama. – dodała po chwili.
- Mogłaś o tym myśleć, zanim zaczęłaś mnie zdradzać z moim najlepszym przyjacielem. – wycedziłem przez zęby, patrząc prosto w jej niebieskie oczy. Na dość długą chwilę między nami zapanowała przytłaczająca cisza, której żadne nie chciało przerwać.
- To on mnie uwiódł tymi swoimi słodkimi słówkami, gestami. – powiedziała, patrząc na jeden z obrazów wiszących na ścianie, przy której mieścił się nasz stolik.
- Może Harry nie jest bez winy, ale ty również. – odpowiedział. – Omotałaś go, okręciłaś sobie wokół palca. – powiedziałem.
- Louis to nie prawda!
- Nie kłam Anabel. Przez ostatni rok karmiłaś mnie stekiem bzdur, w które wierzyłem bo byłem w tobie na zabój zakochany. Jednak teraz wszystko się zmieniło, więc nie dam się już na to nabrać. – starałem się mówić jak najspokojniej umiałem, jednak wewnątrz mnie wszystko się gotowało. – Kto wie czy to dziecko naprawdę istnieje. – stwierdziłem patrząc na nią z nienawiścią.
- Jak śmiesz! – wycedziła przez swoje równe, białe jak śnieg zęby.
- Masz jakiś dowód? – spytałem. – Może pójdziemy do ginekologa, razem, pierwszego lepszego i wszystko sprawdzimy. – zaproponowałem, na co ona pokręciła przecząco głową. – Czyżbyś się bała?
- Nie muszę ci nic udowadniać. – odpowiedziała i skierowała spojrzenie w bukiet różowych róż, stojących na środku stołu.
- Wiedziałem. – powiedziałem. – Nic tu po mnie. – dodałem i nie zważając na wołania dziewczyny skierowałem się do wyjścia. Nagle w drzwiach pojawiła się Cher Lloyd i Harry, który gdy tylko mnie zobaczył zatrzymał się. Zresztą dziewczyna również. Już chcieli coś mówić, kiedy wyszedłem z pomieszczenia i biegiem udałem się do samochodu. Byłem podenerwowany jak jeszcze nigdy w życiu. Odpaliłem silnik i ruszyłem w kierunku domu blondyna. Na polu zrobiło się zimno, a z nieba zaczął padać deszcz, czyli tradycyjna londyńska pogoda, do której zdążyłem się już przyzwyczaić. Ulice robiły się śliskie, a ja jechałem coraz szybciej. Moje serce biło szybciej niż kiedykolwiek wcześniej, a nerwy utrudniały normalne oddychanie. Nagle zza zakrętu zobaczyłem światła, które z ułamkami sekund stawały się coraz jaśniejsze, a następnie poczułem mocny ból. Samochód zaczął się obracać. Po kabinie walały się setki szklanych odłamków. Poczułem się senny, bardziej niż po męczącym dniu. Głowa pękała mi z bólu, czemu nie pomagały przeraźliwe krzyki ludzi. Ostatni raz zamykając ciężki powieki, zobaczyłem ciemność.
*Oczami Anabel
- Witaj Cher. – popatrzyłam na moją wspólniczkę, a następnie
na towarzyszącą jej osobę. – Harry jak my się dawno nie widzieliśmy. – zwróciłam
się do Stylesa, który nic mi nie odpowiedział.
- Anabel przyszłam tutaj tylko w jednym celu. – oznajmiła mi dziewczyna. – Nie pomogę ci już więcej w realizacji twojego chorego planu. – dodała i już miała wychodzić razem z chłopakiem, z którym tutaj przyszła, lecz zatrzymałam ją.
- I masz teraz zamiar pomóc jemu? Chłopakowi, którego nienawidzisz? Osobie, która zostawia cię nie mówiąc tego wprost, lecz przysyłając smsa jak ostatni tchórz? – spytałam, a moją twarz zdobił chamski uśmiech. – A wiesz może dla kogo on cię zostawił? – zadałam kolejne pytanie i wstając od stołu, podeszłam bliżej ich. – Dla mnie. – oznajmiłam jej z szyderczym uśmiechem.
- Wiesz co Anabel, jeśli myślisz, że…
- Może masz rację Anabel. Zerwałem z Cher dla ciebie, ale okazało się to jednym wielkim błędem, bo mogłem mieć prawdziwą dziewczynę, która mnie kochała, a nie osobę bez uczuć. – powiedział.
- Czyżbyś Harry mnie już nie kochał? – spytałam z cwanym uśmieszkiem.
- Nigdy prawdziwie cię nie kochałem. To było ślepe uczucie od samego początku budowane na kłamstwach. – chwilę się zawahał, lecz zaczął dalej kontynuować. – Może w tedy myślałem inaczej, że jesteś tą jedyną, ale teraz wiem, że to miejsce było pisane komuś innemu.
- Harry Styles znalazł sobie jakąś dziewczynę? – spytałam kpiąco.
- Niech cię to nie obchodzi. – powiedział. - Nie zbliżaj się do nas, ani do mnie, ani do Louisa, ani Cher czy też innych osób, na których mi zależy, bo w przeciwnym razie zniszczę cię, do tego stopnia, że nie będziesz mogła wyjść na ulicę. – zagroził mi i wyszli z kawiarni. W sumie może to byłoby lepszym rozwiązaniem. Louis nie nabrał się na ciążę i zapewne on jak i Harry już do mnie nie wrócą, a Harry wie o mnie bardzo dużo tego, czego nie chciałabym ujawnić.
- Anabel przyszłam tutaj tylko w jednym celu. – oznajmiła mi dziewczyna. – Nie pomogę ci już więcej w realizacji twojego chorego planu. – dodała i już miała wychodzić razem z chłopakiem, z którym tutaj przyszła, lecz zatrzymałam ją.
- I masz teraz zamiar pomóc jemu? Chłopakowi, którego nienawidzisz? Osobie, która zostawia cię nie mówiąc tego wprost, lecz przysyłając smsa jak ostatni tchórz? – spytałam, a moją twarz zdobił chamski uśmiech. – A wiesz może dla kogo on cię zostawił? – zadałam kolejne pytanie i wstając od stołu, podeszłam bliżej ich. – Dla mnie. – oznajmiłam jej z szyderczym uśmiechem.
- Wiesz co Anabel, jeśli myślisz, że…
- Może masz rację Anabel. Zerwałem z Cher dla ciebie, ale okazało się to jednym wielkim błędem, bo mogłem mieć prawdziwą dziewczynę, która mnie kochała, a nie osobę bez uczuć. – powiedział.
- Czyżbyś Harry mnie już nie kochał? – spytałam z cwanym uśmieszkiem.
- Nigdy prawdziwie cię nie kochałem. To było ślepe uczucie od samego początku budowane na kłamstwach. – chwilę się zawahał, lecz zaczął dalej kontynuować. – Może w tedy myślałem inaczej, że jesteś tą jedyną, ale teraz wiem, że to miejsce było pisane komuś innemu.
- Harry Styles znalazł sobie jakąś dziewczynę? – spytałam kpiąco.
- Niech cię to nie obchodzi. – powiedział. - Nie zbliżaj się do nas, ani do mnie, ani do Louisa, ani Cher czy też innych osób, na których mi zależy, bo w przeciwnym razie zniszczę cię, do tego stopnia, że nie będziesz mogła wyjść na ulicę. – zagroził mi i wyszli z kawiarni. W sumie może to byłoby lepszym rozwiązaniem. Louis nie nabrał się na ciążę i zapewne on jak i Harry już do mnie nie wrócą, a Harry wie o mnie bardzo dużo tego, czego nie chciałabym ujawnić.
*Oczami Liama
Liam przyjedźcie z
Harrym do szpitala. Louis miał poważny wypadek i walczy o życie. Estera xx
Kiedy odczytałem wiadomość przysłaną mi przez młodszą
siostrę jednego z moich przyjaciół, poczułem jakby wszystko wewnątrz mnie się
zawaliło. Co to ma znaczyć, że miał poważny wypadek i walczy o życie?! Czemu to
akurat musiało się przydarzyć jednemu z ludzi, na których mi bardziej zależy.
Nie czekając dłużej razem z Holly udaliśmy się do domu Jade i jej cioci, gdzie
mieli być. Niestety była tam tylko Jade, która i tak z nami pojechała.
Napisaliśmy smsa Harremu, żeby przyszedł jak najszybciej do szpitala i sami się
tam udaliśmy. Na jednym z korytarzy pośród krzątających się pielęgniarek, lekarzy czy pacjentów,
wypatrzyliśmy naszych przyjaciół, do których szybko podbiegliśmy. Niestety nic
większego nie wiedzieli. Aktualnie nasz przyjaciel, nasz Louis, Boo Bear, był
operowany i trudno cokolwiek było powiedzieć. Wszyscy siedzieliśmy w
przerażającej ciszy, którą jedynie zakłócały nierównomierne oddechy. W tej
chwili łączyło nas jedno, nadzieja, że będzie dobrze. Rozglądnąłem się po korytarzu. Na jego końcu dostrzegłem biegnących w naszą stronę Harrego i Cher.
- Co z nim?! – spytał podenerwowany najmłodszy z całego zespołu. Już miałem mu odpowiadać, kiedy z Sali wyszedł lekarz.
- Przykro mi. – powiedział po cichu. Słychać było tylko płacz wielu z nas, a na twarzach malował się smutek.
*Oczami Harrego
Nie wytrzymałem i wybiegłem z korytarza. Nie zważając na
krzyki moich przyjaciół, nie zatrzymywałem się. Skręcając za ścianą, wszedłem
do pierwszego lepszego pomieszczenia, które okazało się być łazienką. Dlaczego
on? Dlaczego Louis mój przyjaciel? Co on takiego zrobił? Nie powiem bolało mnie
to, bo był kimś ważnym dla mnie. Przyjacielem to na pewno, kolegą z zespołu,
autorytetem, ale również starszym bratem, którego nigdy nie miałem. To on
odmienił całe moje życie i odszedł, bez słowa, nie zdążając się ze mną
pogodzić. Moje życie straciło sens.
Po moich policzkach zaczęły spływać gorzkie łzy. Z krzykiem pięściami uderzyłem z całej siły w lustro, w które spoglądałem. Z charakterystycznym hukiem, rozpadło się na wiele kawałków, z których wybrałem jeden, ten najostrzejszy.
- Może jestem tutaj na ziemi, ale tylko ciałem, bo moja dusza odeszła razem z tobą Tomlinson. – powiedziałem. – Do zobaczenia po drugiej stronie przyjacielu. – dodałem i wbijając trzymany w prawej ręce kawałek, zacząłem z całej siły ciąć się nim po lewej ręce. Upadłem na kolana, brudząc się we własne krwi, traciłem powoli przytomność.
Po moich policzkach zaczęły spływać gorzkie łzy. Z krzykiem pięściami uderzyłem z całej siły w lustro, w które spoglądałem. Z charakterystycznym hukiem, rozpadło się na wiele kawałków, z których wybrałem jeden, ten najostrzejszy.
- Może jestem tutaj na ziemi, ale tylko ciałem, bo moja dusza odeszła razem z tobą Tomlinson. – powiedziałem. – Do zobaczenia po drugiej stronie przyjacielu. – dodałem i wbijając trzymany w prawej ręce kawałek, zacząłem z całej siły ciąć się nim po lewej ręce. Upadłem na kolana, brudząc się we własne krwi, traciłem powoli przytomność.
***
Cześć kochane ;* Dziękuję za dziewięć komentarzy pod
ostatnim rozdziałem. Jesteście wspaniałe. Co do rozdziału to powiem, że sam
pomysł mi się podobał i niektóre momenty też, ale nie zdołałam ich opisać tak
jak chciałam. Ale cóż. Chciałabym Wam oznajmić, że rozdział powyżej jest
ostatnim i czeka Was jeszcze tylko epilog, którego dodam w moje urodziny. Chyba,
że nie dotrwacie do czwartku to dodam wcześniej. Dla Was wszystko. Pozdrawiam i
zapraszam na mojego nowego bloga :)
make-dreams-come-true-la.blogspot.com/
make-dreams-come-true-la.blogspot.com/
Płaczę. Nie. Wróć ! Beczę jak głupia ! Zadaje sobie to samo pytanie co Harry "Dlaczego on?". Trzęsą mi się ręce.. Jest mi przykro z dwóch powodów. Z tego, że Louis nie przeżył no i dlatego, że to już ostatni rozdział.. Bardzo przywiązałam się do tego bloga i ciężko mi się będzie z nim rozstać. Wiedz, że na pewno będę czytać twoje kolejne opowiadanie. Uwielbiam cię <3
OdpowiedzUsuńŻARTUJESZ SOBIE?! Ani Louis, ani Harry nie umarli, o nie, tak się bawić nie będziemy. No już, już przywracaj ich do życia i niech wszystko się ułoży. :((
OdpowiedzUsuńOstatni rozdział? Ehhh :(( Strasznie mi pszykro ale co poradzę. Fajnie by było gdybyś epilog dodała szybciej niż w czwartek. xx
CO .? Jak mogłaś uśmiercić Harrego i Louisa i czemu to ostatni rozdział .? ;( Rycze i to przez ciebie .Oczywiście będe czytać twoje kolejne opowiadanie .Pozdrawiam i życze weny .xx
OdpowiedzUsuńPYTANIE?! POJEBAŁO CIĘ?! KONIEC?! Jaki koniec, ja się jak cholera przywiązałam do twojego opowiadania, a ty to robisz? jeszcze Lou... i Hazza? Zaraz będe płakać! Kurwa no.. :( podobno to tylko opowiadanie, a jak potrafi człowieka ruszyć, że beczy. Wiedz, że jesteś cudowna i kocham Cię jak cholera!! Xxx + dodałam notkę z dwiema sprawami :)
OdpowiedzUsuńJa.. ja.. ja płaczę.. co ty zrobiłaś?? Jak mogłaś...??? Louis, Harry.. żartujesz sobie?? Kłamiesz! To nie jest ostatni rozdział! Oni będą żyli, będą!!! Nie rób tego!!
OdpowiedzUsuńNie wyobrażam sobie.. Nie!! Nie!! Nie!!!
Przepraszam za te słowa, ale zawidłam się, zmuszasz mnie do płaczu, którego nie powinno być, teraz powinnam się smiać ze szczęśliwego zakończenia, a nie wyciskać łzy..
Nie mam słów, bo rozdział jak i całe opowiadanie było cudowne, teraz jeszcze epilog.. NIE..
Przywiązałam się do tego bloga i ja już nie chcę go nie czytać..
Przepraszam.. nie moge pisać :'/
nie wierze, że ich zabiłaś ;_________________; po prostu nie wiem ci napisać. szkoda mi tylko teraz Jade.
OdpowiedzUsuń#nowyumnie
O masakra, płacze ze szczęścia i z rozpaczy ;(
OdpowiedzUsuńDlaczego zabiłaś Lou I Harrego? No wiesz ty co ;(
Masakra nie wiem co mam napisać jakoś nie mogę nic sensownego skleić ...
Oni nie zdążyli pogodzić się, nie no tak nie może być ...
Mam nadzieje tylko że będą szczęśliwi tam na górze...
To teraz czekam na epilog ;(
Ale będzie mi brakowało tego opowiadania ;((
Pozdrawiam,
m.