poniedziałek, 21 stycznia 2013

♔Epilog



*Oczami Harrego

Szedłem długim, ciemnym korytarzem, na którego obiecanym końcu widniała jasność. Z każdym kolejnym stawianym przeze mnie krokiem byłem coraz bliżej wyjścia. Z otaczającej mnie ciemności zaczęły dobiegać mnie głosy moich przyjaciół, dziewczyny, a także inne, których za życia nie słyszałem. Nie myśląc długo przyśpieszyłem kroku. Nie chciałem bowiem żyć, gdyż to według mnie straciło sens ze śmiercią Louisa, osoby tak bardzo ważnej dla mnie. Moja dusza i tak odeszła z tego popapranego świata ludzi, wraz ze śmiercią mojego najlepszego przyjaciela. Najgorsze było to, że nie zdążyliśmy się wcześniej pogodzić.
Po upływie czasu, którego nie potrafiłem zliczyć, stanąłem na niewielkiej polance. Równo skoszona trawa przyodziana była w krople zimnej, porannej rosy. Przede mną wznosiła się szczerozłota brama, przez którą przeplatały się gałązki soczystego winogrona. Ogromne wrota oświetlane były długimi, ciepłymi promieniami wschodzącego słońca, przez co błyszczały we wszystkie strony.
- Czyli udało mi się. – szepnąłem sam do siebie, a na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
- Tak, udało ci się. – powtórzył po mnie mężczyzna z mocnym głosem, który znikąd pojawił się obok mnie. Był to dorosły szatyn z zielonymi oczami, średniego wzrostu. Ubrany był całkowicie na biało. Z jego placów wyrastały ogromne skrzydła. Na tle jego całego stroju wyróżniała się złota aureolka wznosząca się nad brązowymi włosami ułożonymi w loczki oraz pasek, zawiązany w kokardę na tali. – Lecz za jaką cenę. – powiedział już smutnym głosem i spoglądnął w puszyste kłębki chmur. – Czy zdajesz sobie sprawę Harry z tego, jak się teraz czują twoja rodzina, przyjaciele, dziewczyna i wszyscy, którym na tobie zależy? – spytał i popatrzył na mnie. – Czy posuwając się do tak drastycznego kroku pomyślałeś chociaż o nich? – zadał kolejne pytanie i tym razem popatrzył na mnie, a w jego oczach pojawiła się chęć poznania odpowiedzi. Kiedy anioł wspomniał o wszystkich, których kocham a zostawiłem na ziemi, zrobiło mi się ich żal. Momentalnie spuściłem wzrok i spojrzałem na czubki swoich białych conversów. – Odezwiesz się?! –
- Jesteś zbyt ciekawski. – skarciłem go, na co on tylko się uśmiechnął. – Nie! Nie pomyślałem o nich. Byłem samolubny i chciałem zakończyć swoje cierpienie spowodowane śmiercią Louisa, ale zapomniałem, że oni cierpią tak samo jak ja, w końcu to był też ich przyjaciel, członek rodziny lub osoba, którą za kogoś takiego uważali. – anioł uśmiechnął się triumfalnie, ukazując rząd białych zębów, a na jego twarzy pojawiły się dołeczki.
- Nie musiałeś mi nic mówić, bo ja wiedziałem co czułeś w tedy, jak i w tym momencie. – odpowiedział mi, chytrze się uśmiechając. – Wiesz czemu? – spytał, a ja pokręciłem przecząco głową. – Dlatego, że jestem twoim aniołem stróżem imbecylu! – krzyknął, na co ja wzdrygnąłem się.
- To dlatego jesteśmy tacy podobni! – wykrzyknąłem. Bowiem odkąd pojawił się koło mnie, dziwiło mnie to bijące podobieństwo między nami. – Tylko, że ja jestem seksowniejszy i ładniejszy. – skomentowałem, na co anioł pokiwał głową z rezygnacją. Na chwilę między nami zapadła długa cisza, która wcale mnie nie krępowała. Być może było to spowodowane, że mężczyzna stojący obok wiedział o mnie dosłownie wszystko i był moim nierozłącznym towarzyszem za życia. Rozglądnąłem się dookoła. Było tu naprawdę pięknie, tak jak opisywali ludzie, którzy byli tutaj wcześniej, jednak wrócili do świata żywych. – Możemy już wchodzić, o ile jest mi to dane? – spytałem szatyna, przerywając tym panującą ciszę.
- Oczywiście! Zanim jednak ostatecznie przekroczysz wrota niebieskie musisz zamienić z kimś parę zdań. – oznajmił i kładąc mi swoją ciepłą dłoń na moim prawym ramieniu, drugą ręką wskazał mi kierunek, w który miałem spojrzeć. Stała tam duża, okrągła fontanna, wykonana ze złota – w sumie jak chyba wszystko tutaj. Na jej brzegu siedziała postać smutnego, młodego chłopaka, którego od razu rozpoznałem po brąz czuprynie pozostawionym w nieładzie. Mój anioł stróż pchnął mnie lekko, tym samym zmuszając do podejścia bliżej przyjaciela.
- Louis. – wyszeptałem jego imię, kiedy stanąłem nad nim. Tomlinson momentalnie podniósł głowę i skierował swój wzrok na mnie. Miał zapuchnięte od płaczu oczy i smutną twarz. Kiedy jednak na mnie patrzył nie zauważyłem niechęci, którą ostatnimi czasy do mnie żywił. Nie czekając ani chwili dłużej, przytuliłem go do siebie jak najmocniej umiałem, co odwzajemnił. – Tak bardzo cię przepraszam za to wszystko co miało miejsce od roku. Byłem złym przyjacielem, o ile w ogóle mogę się tak nazywać. – szatyn lekko poklepał mnie po policzku i uśmiechnął się szeroko.
- Wcale nie byłeś złym przyjacielem. Może popełniłeś kilka błędów, ale w większości wina leży po stronie Anabel, która bawiła się nami i mąciła nam w głowach. – odpowiedział.
- Ale i tak przepraszam za wszystko. – powiedziałem.
- Przeprosiny przyjęte. Jednak ja również chcę cię przeprosić. – oznajmił entuzjastycznie. – Przepraszam za to, że mało spędzałem w tedy z tobą czasu, a także za to, że nie dałem ci się szansy od razu usprawiedliwić. Mogłem cię wysłuchać. Może w tedy wszystko potoczyłoby się inaczej. – dodał, widząc pytanie malujące się na mojej twarzy.
- Cieszę się, że jestem tu teraz z tobą. – powiedziałem, jednocześnie klepiąc go po ramieniu.
- Ja również się cieszę. – odpowiedział. W tedy w naszą stronę zaczął iść mój anioł stróż.
- Dzięki Bogu! – wykrzyknął, unosząc ręce oraz spojrzenie w górę, a my spojrzeliśmy na niego pytająco. – W końcu się pogodziliście. Miejmy nadzieję, że nic na ziemi czy w niebie, nie stanie na drodze waszej przyjaźni. – dodał, ale widząc, że nasze wyrazy twarzy nie zmieniły się, zaczął dalej ciągnąć swoją wypowiedź. – Odkąd pojawiliście się u nas w niebie, na ziemi minęło zaledwie od kilku do kilkunastu sekund. Tak więc tym sposobem staniecie pod wyborem, czy chcecie wrócić do świata ludzi czy wolicie pozostać z nami w tej o to pięknej krainie znajdującej się za złotą bramą. – objaśnił, wskazując prawą ręką na ogromne wrota. Spojrzeliśmy na niego z niedowierzaniem, a następnie sami wymieniliśmy porozumiewawcze spojrzenia.
- W niebie jest naprawdę pięknie, a co najważniejsze jest to miejsce wolne od problemów, jednak chcielibyśmy wrócić na ziemię. W końcu coś czuję, że jeszcze nie przyszedł dla nas czas by przekroczyć złote wrota. – odpowiedział Louis, a ja pokiwałem twierdząco głową na znak, że się z nim całkowicie zgadzam. Anioł wziął głęboki oddech.
- Jak chcecie, ale szanujcie daną wam szansę. – odpowiedział. – A ty Harry zacznij zachowywać się stosownie. Nie pić, nie przeklinać, a przede wszystkim łamać serca wielu dziewczynom na całym świecie! Przez ciebie wychodzą mi zmarszczki i pojawiają się siwe włosy! – powiedział z żalem, na co my tylko się zaśmialiśmy.
- Postaram się, a ty kieruj mnie na dobro, w końcu za to ci płacą. – rzuciłem na odchodnym i nim się oglądnąłem pochłonęła nas ciemność…

~*~

- Proszę cię Harry! Obudź się wreszcie! – krzyczał mi nad głową Niall z tym swoim irlandzkim akcentem. Powoli zacząłem otwierać oczy. Ujrzałem nad sobą głowę blondyna oraz Liama. – Harry! – krzyknął radośnie Niall i przytulił do siebie, tak mocno, że aż trudno było mi złapać powietrze. – Nawet nie wiesz jakiego napędziłeś nam stracha. – odpowiedział rozżalony.
- Zdaję sobie z tego sprawę za co bardzo was wszystkich przepraszam. – powiedziałem i obdarzyłem każdego z osobna szczerym uśmiechem. Spostrzegłem na moją lewą ręką, którą przykrywał opatrunek.
- Co z Louisem? – spytałem chwilę po moim wybudzeniu.
- Na całe szczęście lekarzom udało się go odratować, co można bez problemu określić mianem cudu. – odpowiedział Tomlinson na moje pytanie. Odwróciłem głowę w stronę, z którego dobiegał mnie jego głos. Kiedy patrzyliśmy tak twarzą w twarz, mój przyjaciel puścił mi oczko, po czym wybuchliśmy głośnym śmiechem.
- Macie nam coś do opowiedzenia? – spytała Estera lustrując każdego z osobna. – Kiedy wy w ogóle zdążyliście się pogodzić? – zadała kolejne pytanie, a wszyscy obecni w pokoju, w którym leżeliśmy przytaknęli jej.
- To długa historia, którą kiedyś może wam opowiemy. – powiedziałem i uśmiechnąłem się lekko.

~*~

Dzisiaj mija równy rok od wydarzenia, w którym mnie i Louisa przywrócono do życia. Był to czas wielu zmian, które w pewnym stopniu wyszły nam na lepsze. Estera i Erica rozpoczęły naukę w jednej z lepszych londyńskich szkół i obie radzą sobie naprawdę świetnie w sprawach edukacyjnych, jak i sercowych. Niall w końcu zapałał miłością do kogoś innego niż jedzenie. Cieszę się jego szczęściem, w końcu tak długo czekał na tą jedyną w swoim rodzaju. Razem z Esterą tworzą najsłodszą parę jaką w życiu widziałem. Zayn za to wreszcie nauczył się mówić bezpośrednio o swoich uczuciach. Kocha Ericę, a ona jego i widać to na pierwszy rzut oka. Może czasem ją denerwuje, ale tylko dlatego, że jak to sam wspomniał kocha patrzeć kiedy ona się złości, bo jest w tedy taka słodka. Liam i Holly są bardzo ze sobą szczęśliwi, kochają się co najważniejsze. Mój przyjaciel jest pewny co do uczuć do blondynki, że niedługo ma zamiar się jej oświadczyć. Holly za to spełniła swoje marzenie, co według mnie jest najważniejsze, została stylistkę i to nie byle kogo, bo naszą. Louis też jest szczęśliwy. Szybko zapomniał o Anabel i znalazł sobie nową dziewczynę Eleonor Caledr, która jest damską wersją mojego przyjaciela. Cher Lloyd z dnia na dzień zdobywa więcej fanów, a jej kariera kwitnie niczym kwiat na wiosnę. Poza tym zakopaliśmy topór wojenny i staliśmy się przyjaciółmi. Dobrze, że w końcu mam kogoś, kogo mogę spytać o damskie sprawy. W końcu ja również odnalazłem tą jedyną. Chodzi tu oczywiście o Jade, którą kocham i nie wyobrażam sobie bez niej życia. Zespół One Direction nadal funkcjonuje i mamy nadzieję, że będzie tak jeszcze przez bardzo długi czas.


***

Mam nadzieję, że podoba Wam się takie zakończenie, a przede wszystkim, że w pewnym stopniu zaskoczyłam Was. Patrząc na Wasze komentarze pod ostatnim rozdziałem, zrobiło mi się Was szkoda, ale jednocześnie cieszczyłam się z niespodzianki jaką dla Was przygotowałam. Prawdę mówiąc z początku Louis miał umrzeć, ale pewnej nocy, kiedy nie mogłam usnąć zaczęłam o tym intensywnie myśleć i zdałam sobie sprawę, że ja tak nie mogę go uśmiercić. Tym bohaterom należy się szczęśliwe zakoczenie, w końcu tyle się nacierpieli. Przyznam Wam, że jest mi trochę smutno, że to opowiadanie dobiegło końca, bo związałam się zarówno z nim, jak i z bohaterami, a także Wami, bo to tylko i wyłącznie dzięki Wam powstało to opowiadanie. W końcu jeśli bym nie miała czytelników nie byłoby sensu pisania i publikowania tego co stworzyłam. Dlatego przy tej okazji jaką jest oficjalne zakończenie bloga, chciałabym szczególnie podziekować tym, którzy byli ze mną od samego początku oraz tym, którzy dołączyli później, wszystkim, którzy ze mną pozostali mimo, że dodawałam rozdziały w różnych odstępach, nawet i trzy tygodnie, ale i tak czekaliście, oraz komentowaliście co sprawiało mi radość nawet jeśli zawarta była tam krytyka. Dziękuję Wam za to ;* Było to pierwsze opowiadanie, na którym chociaż raz coś napisałam i byłam zadowlona, chociażby z prologu. Mam nadzieję, że przynajmniej część z Was zechce czytać kolejne opowiadanie, na którym pojawił się już pierwszy rozdział, od którego zaczynam. Było by mi bardzo miło gdybyście zajrzały. Kocham Was ;*

http://make-dreams-come-true-la.blogspot.com/