*Oczami Ericki
Obudziłam się wraz ze wschodem słońca. Był to cudowny widok,
który tak naprawdę rzadko można było zaobserwować, szczególnie kiedy lubi się
dłużej pospać. Przetarłam zapuchnięte oczy i rozglądnęłam się po szpitalnym
pokoju, gdzie od niecałych dwóch godzin leżał Zayn, a co najważniejsze lekarzom
udało się przywrócić akcję serca Mulata. Nie wiem co bym zrobiła, gdyby on
umarł, nie dość, że w młodym wieku, nie zaznawszy jeszcze życia, a co dopiero
przeze mnie. Dziękowałam Bogu, że zesłał na moją drogę jakąś panią, która
wybrała się na krótki spacer. Nie chcę nawet myśleć, co by było gdyby nie ona.
Powoli zeszłam z fotela i jak najciszej umiałam, wyszłam z pomieszczenia.
Stojąc na długim korytarzy, rozglądnęłam się na boki. Na krzesłach zobaczyłam śpiących
Nialla, Louisa oraz Esterę. Nie miałam zamiaru ich budzić, ale wyszło inaczej
na skutek kichnięcia. Blondyn podniósł powieki i spojrzał na mnie.
- Erica! – wykrzyczał, budząc słodko śpiące rodzeństwo. – Co się stało?! – zaczęli mnie dopytywać o wydarzenie mające miejsce kilka godzin wcześniej. Powoli wszystko im opowiedziałam, dając przy tym upust emocjom.
- Będzie dobrze, to nie była twoja wina. – pocieszał mnie Louis, obejmując ramieniem. Nic się nie odzywałam. Całą czwórką dosiedzieliśmy tak do siódmej rano. Właśnie z tą godziną, zaczęły się odbywać kontrole. Do pokoju Zayna wszedł lekarz w asyście dwóch pielęgniarek. Opuścili pomieszczenie, po upływie niecałych czterdziestu minut.
- I co z nim? – spytał Louis, podchodząc do lekarza.
- Jego stan jest stabilny, zagrożenie minęło. – oznajmił. – Na szczęście obudził się dość szybko, jak na tak ciężki przypadek. – dodał, uśmiechając się do nas.
- Czy można do niego wejść? – spytał Niall, patrząc na doktora z nadzieją. W odpowiedzi skinął jedynie głową i poszedł dalej. Chłopcy popatrzyli na mnie błagalnie.
- Idźcie. – rzuciłam i usiadłam na krześle. Po jakimś czasie wyszli z Sali, do której z kolei weszłam ja. Na szczęście Zayn mnie nie usłyszał. Cały czas wpatrywał się w okno. Zwrócił na mnie uwagę w tedy, kiedy usiadłam na brzegu szpitalnego łóżka. – Jak się czujesz? – spytałam, wpatrując się w twarz Mulata.
- Mam złamane kilka żeber, co troszkę boli, ale jest już lepiej. – odpowiedział, uśmiechając się. – Ważne, że nic większego nie stało się tobie. – dodał, cały czas mnie obserwując. Momentalnie spuściłam wzrok.
- Przepraszam Zayn. – wyszeptałam. Czułam jak do mojej głowy powracają wspomnienia, a oczy napełniają się łzami. Chłopak ujął w swoją dłoń moją.
- Nie masz mnie za co przepraszać. To nie była twoja wina. – powiedział z dosłyszalną troską w głosie.
- Ale gdyby nie to, że musiałeś mnie ratować, nic by ci się nie stało. Mogłeś umrzeć, byłeś tego tak bliski, że nie zdajesz sobie sprawy. – oznajmiłam, a po moim policzku spłynęła pojedyncza łza.
- To już nie jest ważne, było i nie wróci. – odpowiedział, powoli siadając. – A ty nie płacz. – odpowiedział z rozbawieniem i prawą ręką starł mi spływające łzy. Nie czekając długo, rzuciłam się na niego i przytuliłam go jak najmocniej umiałam.
- Dziękuję. – wyszeptałam.
- Nie ma za co. A teraz mogłabyś mnie lżej przytulać, bo bolą mnie żebra. – powiedział, mocniej oddychając.
- Wybacz. Zapomniałam.
- Erica! – wykrzyczał, budząc słodko śpiące rodzeństwo. – Co się stało?! – zaczęli mnie dopytywać o wydarzenie mające miejsce kilka godzin wcześniej. Powoli wszystko im opowiedziałam, dając przy tym upust emocjom.
- Będzie dobrze, to nie była twoja wina. – pocieszał mnie Louis, obejmując ramieniem. Nic się nie odzywałam. Całą czwórką dosiedzieliśmy tak do siódmej rano. Właśnie z tą godziną, zaczęły się odbywać kontrole. Do pokoju Zayna wszedł lekarz w asyście dwóch pielęgniarek. Opuścili pomieszczenie, po upływie niecałych czterdziestu minut.
- I co z nim? – spytał Louis, podchodząc do lekarza.
- Jego stan jest stabilny, zagrożenie minęło. – oznajmił. – Na szczęście obudził się dość szybko, jak na tak ciężki przypadek. – dodał, uśmiechając się do nas.
- Czy można do niego wejść? – spytał Niall, patrząc na doktora z nadzieją. W odpowiedzi skinął jedynie głową i poszedł dalej. Chłopcy popatrzyli na mnie błagalnie.
- Idźcie. – rzuciłam i usiadłam na krześle. Po jakimś czasie wyszli z Sali, do której z kolei weszłam ja. Na szczęście Zayn mnie nie usłyszał. Cały czas wpatrywał się w okno. Zwrócił na mnie uwagę w tedy, kiedy usiadłam na brzegu szpitalnego łóżka. – Jak się czujesz? – spytałam, wpatrując się w twarz Mulata.
- Mam złamane kilka żeber, co troszkę boli, ale jest już lepiej. – odpowiedział, uśmiechając się. – Ważne, że nic większego nie stało się tobie. – dodał, cały czas mnie obserwując. Momentalnie spuściłam wzrok.
- Przepraszam Zayn. – wyszeptałam. Czułam jak do mojej głowy powracają wspomnienia, a oczy napełniają się łzami. Chłopak ujął w swoją dłoń moją.
- Nie masz mnie za co przepraszać. To nie była twoja wina. – powiedział z dosłyszalną troską w głosie.
- Ale gdyby nie to, że musiałeś mnie ratować, nic by ci się nie stało. Mogłeś umrzeć, byłeś tego tak bliski, że nie zdajesz sobie sprawy. – oznajmiłam, a po moim policzku spłynęła pojedyncza łza.
- To już nie jest ważne, było i nie wróci. – odpowiedział, powoli siadając. – A ty nie płacz. – odpowiedział z rozbawieniem i prawą ręką starł mi spływające łzy. Nie czekając długo, rzuciłam się na niego i przytuliłam go jak najmocniej umiałam.
- Dziękuję. – wyszeptałam.
- Nie ma za co. A teraz mogłabyś mnie lżej przytulać, bo bolą mnie żebra. – powiedział, mocniej oddychając.
- Wybacz. Zapomniałam.
*Oczami Harrego
Gdy tylko razem z Liamem dowiedzieliśmy się o tym, że Zayn
jest w szpitalu, bez zastanowienia wyszliśmy z domu, wcześniej zamykając go na
klucz, wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy do miejsca, w którym leżał nasz
przyjaciel. Parkując pojazd na parkingu, wysiedliśmy i biegiem udaliśmy się w
stronę wejścia do szpitala. Kiedy znaleźliśmy się w środku, Liam zapytał pani
przy informacji, gdzie możemy znaleźć Mulata. Kobieta wskazała nam numer
pokoju, a także, na którym piętrze mieści się pomieszczenie. Nie chcąc tracić
zbędnego czasu w oczekiwaniu na windę, pokonaliśmy schody i znaleźliśmy się na
trzecim piętrze. Stojąc przed białymi drzwiami, zastukaliśmy w nie i po
usłyszeniu zgody na wejście, uchyliliśmy je i przeszliśmy przez próg. Na łóżku
leżał Zayn, a nad nim stał Niall. Momentalnie spojrzeli na nas.
- Co wy tu robicie? – spytał Malik, patrząc na nas ze zdziwieniem.
- Dowiedzieliśmy się, że trafiłeś dzisiejszej nocy do szpitala, więc postanowiliśmy wpaść z wizytą. – odpowiedział Liam.
- Skąd o tym wiecie? – dopytywał Mulat.
- Jesteś przecież Zaynem Malikiem z sławnego zespołu One Direction i myślisz, że prasa oraz inne media puściłyby to mimo uszu? – spytałem, po czym wszyscy się zaśmialiśmy. – Zresztą byliśmy przyjaciółmi, można też rzec, że traktowaliśmy się jak bracia. Wiem, że głupio wyszło, ale nie chcę was stracić, jesteście najlepszym co mam. – oznajmiłem, uśmiechając się delikatnie.
- My też nie chcemy tego Harry. – odezwał się Niall. – To całe zajście, to sprawa pomiędzy Louisem a tobą. A my nie powinniśmy się mieszać. – powiedział.
- Czyli, że wy nie gniewacie się na nas? – spytał Liam.
- Pewnie, że nie. Może z początku dziwnie to wyglądało, ale przyjaciele są na dobre i na złe. – odpowiedział mu Blondyn, a Zayn kiwnął lekko głową. Za czas spędzony u Mulata, opowiedziałem im wszystko co było pomiędzy mną i Anabel i jak do tego doszło. Zrozumieli mnie, lub przynajmniej próbowali, a nie wytykali mi błędów, które popełniłem. Pod wieczór wraz z Paynem pożegnaliśmy się z chłopakami i udaliśmy się w kierunku wyjścia z budynku. Niestety los chciał, byśmy natknęli się na Louisa. Nie odezwał się do nas ani jednym słowem, jedynie obdarzył spojrzeniem pełnym bólu i nienawiści. Kiedy minęliśmy się, stanąłem w miejscu, nie mając zamiaru pójść dalej.
- Harry co jest? – spytał Liam, lecz nie doczekał odpowiedzi. Gwałtownie odwróciłem się do tyłu i spostrzegłem idącego dalej Louisa. Nie mówiąc nic pobiegłem w jego stronę i wymijając go stanąłem przed nim, tak że patrzyliśmy sobie w oczy.
- Louis porozmawiaj ze mną, proszę. – chłopak nic się nie odzywał, lecz patrzył na mnie, tym samym spojrzeniem, którym obdarzył mnie wcześniej. Jednak po chwili nienawiść zniknęła, a w jego oczach pozostał sam ból.
- Chyba nie mamy o czym. – odpowiedział, kierując swoje spojrzenie w bok i już chciał pójść dalej, lecz kolejny raz zagrodziłem mu drogę.
- Louis ja wiem, że jesteś na mnie wściekły, chociaż to może za mało powiedziane, ale zrozum ja nie chciałem. To wszystko wina Anabel, ona oszukała nas obu. Wiem, że nie jestem bezwinny, ale jest mi naprawdę głupio i żałuję tego co zrobiłem. Szczególnie, że cierpisz przeze mnie. – kiedy skończyłem, Louis prychnął ze złością.
- Nie masz pojęcia co ja teraz czuję Styles! – odpowiedział ze złością. – Mój najlepszy przyjaciel z dziewczyną, którą kochałem. Jak mogliście mi coś takiego zrobić?! Widocznie pomyliłem się co do ciebie. – odpowiedział i popychając mnie lekko w bok, udał się w stronę windy.
- Louise Wiliamie Tomlinsonie, wiedz, że nie odpuszczę sobie ciebie tak łatwo! – krzyknąłem. Chłopak ubrany w bluzkę w paski, zatrzymał się na moment, lecz po upływie kilku sekund ruszył dalej, a ja obracając się na pięcie, poszedłem w stronę Liama, czekającego na mnie w drzwiach.
- Co się stało? Rozmawiałeś z nim? – zadawał mi pytania mój przyjaciel.
- Powiedziałem mu, że się nie poddam. – powiedziałem. – Jeszcze będzie tak jak dawniej. – dodałem po chwili, zaciskając dłonie w pięści.
- Co wy tu robicie? – spytał Malik, patrząc na nas ze zdziwieniem.
- Dowiedzieliśmy się, że trafiłeś dzisiejszej nocy do szpitala, więc postanowiliśmy wpaść z wizytą. – odpowiedział Liam.
- Skąd o tym wiecie? – dopytywał Mulat.
- Jesteś przecież Zaynem Malikiem z sławnego zespołu One Direction i myślisz, że prasa oraz inne media puściłyby to mimo uszu? – spytałem, po czym wszyscy się zaśmialiśmy. – Zresztą byliśmy przyjaciółmi, można też rzec, że traktowaliśmy się jak bracia. Wiem, że głupio wyszło, ale nie chcę was stracić, jesteście najlepszym co mam. – oznajmiłem, uśmiechając się delikatnie.
- My też nie chcemy tego Harry. – odezwał się Niall. – To całe zajście, to sprawa pomiędzy Louisem a tobą. A my nie powinniśmy się mieszać. – powiedział.
- Czyli, że wy nie gniewacie się na nas? – spytał Liam.
- Pewnie, że nie. Może z początku dziwnie to wyglądało, ale przyjaciele są na dobre i na złe. – odpowiedział mu Blondyn, a Zayn kiwnął lekko głową. Za czas spędzony u Mulata, opowiedziałem im wszystko co było pomiędzy mną i Anabel i jak do tego doszło. Zrozumieli mnie, lub przynajmniej próbowali, a nie wytykali mi błędów, które popełniłem. Pod wieczór wraz z Paynem pożegnaliśmy się z chłopakami i udaliśmy się w kierunku wyjścia z budynku. Niestety los chciał, byśmy natknęli się na Louisa. Nie odezwał się do nas ani jednym słowem, jedynie obdarzył spojrzeniem pełnym bólu i nienawiści. Kiedy minęliśmy się, stanąłem w miejscu, nie mając zamiaru pójść dalej.
- Harry co jest? – spytał Liam, lecz nie doczekał odpowiedzi. Gwałtownie odwróciłem się do tyłu i spostrzegłem idącego dalej Louisa. Nie mówiąc nic pobiegłem w jego stronę i wymijając go stanąłem przed nim, tak że patrzyliśmy sobie w oczy.
- Louis porozmawiaj ze mną, proszę. – chłopak nic się nie odzywał, lecz patrzył na mnie, tym samym spojrzeniem, którym obdarzył mnie wcześniej. Jednak po chwili nienawiść zniknęła, a w jego oczach pozostał sam ból.
- Chyba nie mamy o czym. – odpowiedział, kierując swoje spojrzenie w bok i już chciał pójść dalej, lecz kolejny raz zagrodziłem mu drogę.
- Louis ja wiem, że jesteś na mnie wściekły, chociaż to może za mało powiedziane, ale zrozum ja nie chciałem. To wszystko wina Anabel, ona oszukała nas obu. Wiem, że nie jestem bezwinny, ale jest mi naprawdę głupio i żałuję tego co zrobiłem. Szczególnie, że cierpisz przeze mnie. – kiedy skończyłem, Louis prychnął ze złością.
- Nie masz pojęcia co ja teraz czuję Styles! – odpowiedział ze złością. – Mój najlepszy przyjaciel z dziewczyną, którą kochałem. Jak mogliście mi coś takiego zrobić?! Widocznie pomyliłem się co do ciebie. – odpowiedział i popychając mnie lekko w bok, udał się w stronę windy.
- Louise Wiliamie Tomlinsonie, wiedz, że nie odpuszczę sobie ciebie tak łatwo! – krzyknąłem. Chłopak ubrany w bluzkę w paski, zatrzymał się na moment, lecz po upływie kilku sekund ruszył dalej, a ja obracając się na pięcie, poszedłem w stronę Liama, czekającego na mnie w drzwiach.
- Co się stało? Rozmawiałeś z nim? – zadawał mi pytania mój przyjaciel.
- Powiedziałem mu, że się nie poddam. – powiedziałem. – Jeszcze będzie tak jak dawniej. – dodałem po chwili, zaciskając dłonie w pięści.
*Oczami Holly
W Londynie powoli ruch ustępował, dzięki czemu razem z
Liamem mogliśmy się poruszać. Po paru minutach doszliśmy na rozciągający się
nad Tamizą, most. Oparliśmy się o barierkę i wpatrywaliśmy się z zachodzące
słońce.
- Piękny widok. – powiedziałam, nie odrywając od niego wzroku.
- Nie piękniejszy od ciebie. – odpowiedział Liam. Jego komplementy, którymi mnie obsypywał, sprawiały, że moje policzki momentalnie pokrywały rumieńce.
- Daj spokój. – zwróciłam się na niego, uśmiechając się od ucha do ucha.
- Mówię tylko prawdę. – powiedział, podnosząc ręce ku górze w geście obrony.
- Twoja przyszła dziewczyna będzie miała szczęście. – wyszeptałam, mając nadzieję, że tego nie usłyszy, jednak nie poszło po mojej myśli.
- Twój chłopak również, mając u boku taką dziewczynę. – powiedział, a ja mimo woli przypomniałam sobie o Chrisie. Czy go nadal kochałam? Wątpię, jednak wspomnień nie wymarzę z pamięci, a to co zrobił mnie cholernie bolało. To między innymi przez niego pokłóciłam się z Jade, niesłusznie biorąc jego stronę. – O czym tak myślisz? – do rzeczywistości przywrócił mnie głos Liama.
- O niczym istotnym. – odpowiedziałam.
- Jednak chyba jest inaczej, skoro twoją buźkę przyodział smutek. – oznajmił, bacznie mi się przyglądając. Wiedziałam, że mogę mu zaufać, ale jakoś nie miałam ochoty rozmawiać o swoim byłym, bojąc się przy tym niepohamowania łez. – Będzie ci łatwiej, jeśli się wygadasz.
- Po prostu przypomniał mi się mój były chłopak. – powiedziałam. – Byłam z nim naprawdę szczęśliwa, ale zawsze coś musi się zepsuć. Zdradzał mnie z kim popadnie. Przez niego też pokłóciłam się z Jade. Kochałam go, a on mnie tak potraktował. Wykorzystał do swoich zachcianek. – czułam jak po policzkach zaczynają spływać słone łzy. Liam nie czekając ani chwili dłużej, przytulił mnie mocno do siebie. Nie przejmował się, że mój makijaż przesiąka na jego bluzkę. Czułam się przy nim tak dobrze i bezpiecznie, jak jeszcze przy nikim innym.
- Nie był ciebie wart, skoro zrobił coś takiego. – wyszeptał mi we włosy. – Nie myśl już o nim, tylko o kimś kto cię kocha i chce dla ciebie jak najlepiej. – popatrzyłam na chłopaka, który czule się do mnie uśmiechał.
- Liam ja… - zaczęłam, lecz wszedł mi w słowo.
- Nie wiem, czy to jest najodpowiedniejszy moment, ale zależy mi na tobie Holly, tak jak jeszcze na nikim innym. – odpowiedział, a ja nie wiedziałam co mam mu powiedzieć.
- Liam jesteś uroczym chłopakiem, ale ja po ostatnim związku najzwyczajniej w świecie boję się. Nie chcę już nigdy cierpieć. – powiedziałam.
- Nie będziesz, nie pozwolę na to. – wyszeptał, patrząc mi prosto w oczy. Nagle złożył na moich ustach delikatny pocałunek, który odwzajemniłam. Kiedy się rozdzieliliśmy, spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy i znów złączyliśmy się w pocałunku, lecz tym razem w czymś bardziej namiętniejszym. Liam złapał mnie w tali, przyciągając bardziej do siebie, ja za to oplotłam ręce wokół jego szyi. Czas dla nas stanął. Liczyliśmy się tylko my. Nie zwracaliśmy nawet uwagi na zimne krople deszczu, spadające na ziemię.
- Piękny widok. – powiedziałam, nie odrywając od niego wzroku.
- Nie piękniejszy od ciebie. – odpowiedział Liam. Jego komplementy, którymi mnie obsypywał, sprawiały, że moje policzki momentalnie pokrywały rumieńce.
- Daj spokój. – zwróciłam się na niego, uśmiechając się od ucha do ucha.
- Mówię tylko prawdę. – powiedział, podnosząc ręce ku górze w geście obrony.
- Twoja przyszła dziewczyna będzie miała szczęście. – wyszeptałam, mając nadzieję, że tego nie usłyszy, jednak nie poszło po mojej myśli.
- Twój chłopak również, mając u boku taką dziewczynę. – powiedział, a ja mimo woli przypomniałam sobie o Chrisie. Czy go nadal kochałam? Wątpię, jednak wspomnień nie wymarzę z pamięci, a to co zrobił mnie cholernie bolało. To między innymi przez niego pokłóciłam się z Jade, niesłusznie biorąc jego stronę. – O czym tak myślisz? – do rzeczywistości przywrócił mnie głos Liama.
- O niczym istotnym. – odpowiedziałam.
- Jednak chyba jest inaczej, skoro twoją buźkę przyodział smutek. – oznajmił, bacznie mi się przyglądając. Wiedziałam, że mogę mu zaufać, ale jakoś nie miałam ochoty rozmawiać o swoim byłym, bojąc się przy tym niepohamowania łez. – Będzie ci łatwiej, jeśli się wygadasz.
- Po prostu przypomniał mi się mój były chłopak. – powiedziałam. – Byłam z nim naprawdę szczęśliwa, ale zawsze coś musi się zepsuć. Zdradzał mnie z kim popadnie. Przez niego też pokłóciłam się z Jade. Kochałam go, a on mnie tak potraktował. Wykorzystał do swoich zachcianek. – czułam jak po policzkach zaczynają spływać słone łzy. Liam nie czekając ani chwili dłużej, przytulił mnie mocno do siebie. Nie przejmował się, że mój makijaż przesiąka na jego bluzkę. Czułam się przy nim tak dobrze i bezpiecznie, jak jeszcze przy nikim innym.
- Nie był ciebie wart, skoro zrobił coś takiego. – wyszeptał mi we włosy. – Nie myśl już o nim, tylko o kimś kto cię kocha i chce dla ciebie jak najlepiej. – popatrzyłam na chłopaka, który czule się do mnie uśmiechał.
- Liam ja… - zaczęłam, lecz wszedł mi w słowo.
- Nie wiem, czy to jest najodpowiedniejszy moment, ale zależy mi na tobie Holly, tak jak jeszcze na nikim innym. – odpowiedział, a ja nie wiedziałam co mam mu powiedzieć.
- Liam jesteś uroczym chłopakiem, ale ja po ostatnim związku najzwyczajniej w świecie boję się. Nie chcę już nigdy cierpieć. – powiedziałam.
- Nie będziesz, nie pozwolę na to. – wyszeptał, patrząc mi prosto w oczy. Nagle złożył na moich ustach delikatny pocałunek, który odwzajemniłam. Kiedy się rozdzieliliśmy, spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy i znów złączyliśmy się w pocałunku, lecz tym razem w czymś bardziej namiętniejszym. Liam złapał mnie w tali, przyciągając bardziej do siebie, ja za to oplotłam ręce wokół jego szyi. Czas dla nas stanął. Liczyliśmy się tylko my. Nie zwracaliśmy nawet uwagi na zimne krople deszczu, spadające na ziemię.
*Oczami Jade
Wieczorem spacerowałam po Londynie, dokładnie przyglądając
się mojemu najbliższemu otoczeniu. Ludzie byli szczęśliwi, pomimo ochłodzenia,
które towarzyszyło deszczu. Wsłuchiwałam się w odgłos silników samochodów, przejeżdżających
obok mnie. Nagle wpadając na przechodnia, straciłam równowagę i wylądowałam w kałuży.
Popatrzyłam na stojącą nade mną osobę i rozpoznałam w niej brata Esery, Louisa,
którego poznałam dzień wcześniej.
- Jade?! – chłopak wyraźnie zdziwił się na mój widok. – Wybacz. Powinienem patrzeć jak idę. – odpowiedział i pomógł mi wstać.
- To nie twoja wina, nie przepraszaj mnie. Powinnam bardziej zwraca uwagę na otoczenie, a nie myśleć o nie wiadomo czym. – powiedziałam, lekko się uśmiechając.
- W porządku? – spytał.
- Tak. Poza tym, że mam mokre spodnie. – oznajmiłam. – Plus jest taki, że jest wieczór i nikt tego nie zauważy. – stwierdziłam, a chłopak się zaśmiał. Ściągnął z siebie marynarkę i nałożył mi ją na ramiona.
- Dziękuję, ale nie trzeba. – odpowiedziałam.
- Nie chcę, żebyś zmarzła. – powiedział, obdarowując mnie uśmiechem.
- A co z tobą? – spytałam.
- Nic mi nie będzie. – powiedział i rozglądnął się dookoła. – Nie boisz się tak wieczorami spacerować po Londynie? – spytał, a ja zaprzeczyłam kręcąc głową. – To nie jest zbyt bezpieczne miejsce.
- Może i nie jest, ale nie boję się. – odpowiedziałam. – Strach to nie jest dobry towarzysz.
- W takim razie gdzie zmierzasz? – spytał mnie.
- Miałam zamiar pójść na dworzec.
- Po co? – zadawał kolejne pytania. – Masz zamiar uciec z dala od tego miasta?
- Nie. Po prostu jestem emocjonalnie związana z tym miejscem i staram się je odwiedzać jak najczęściej. – Louis wysłał mi pytające spojrzenie.
- Mogę ci towarzyszyć? – pokiwałam twierdząco głową i razem udaliśmy się w stronę miejsca, z którego odjeżdżały pociągi. Po parudziesięciu minutach doszliśmy na miejsce. Usiadłam na ławeczce przy peronie dziewiątym, a brązowowłosy zaraz obok mnie. Wiedziałam, że jest ciekawy czemu ja to robię. Czemu tu przychodzę.
- Kiedy byłam mała, moim rodzicom było naprawdę trudno. Starali się jak tylko mogli, bym miała co jeść i co na siebie ubrać. Chwytali się każdej możliwej roboty, by tylko móc zdobyć tę parę groszy. W końcu tata znalazł stałą pracę. Pewnego październikowego dnia dostał zlecenie. Musiał wyjechać gdzieś za miasto, a że nie mieliśmy samochodu za środek transportu wybrał pociąg. Poszłyśmy do z mamą odprowadzić. Kiedy byliśmy na miejscu, najpierw pożegnał się ze mną, a potem z mamą. Stali tuląc się do siebie, zbyt blisko tej przepaści chodnika z torami. Nagle nadjechał pociąg i wciągnął ich pod szyny. To było najstraszniejszym, co przeżyłam w życiu. Trudno mi się było z tego pozbierać, ale jakoś dałam radę. – kiedy skończyłam, poczułam jak Louis mnie do siebie przytula.
- Przepraszam, nie powinienem był pytać. – odpowiedział zmieszany.
- Nie przepraszaj. Niby skąd miałeś o tym wiedzieć? – posiedzieliśmy tam jeszcze chwilę. Potem Lou uparł się, że odprowadzi mnie do domu. Nie mając siły się już dalej upierać, uległam mu. Po drodze opowiadał mi różne historie z jego życia, wesołe czy te smutne. Był naprawdę miłym i zabawnym chłopakiem. Szczerze mówiąc polubiłam go. Kiedy staliśmy pod moim domem, pożegnaliśmy się. Chwilę jeszcze patrzyłam na odchodzącą postać mojego kolegi. Kiedy całkowicie zniknął z mojego pola widzenia, weszłam do środka kamienicy, a następnie do mieszkania.
- Jade?! – chłopak wyraźnie zdziwił się na mój widok. – Wybacz. Powinienem patrzeć jak idę. – odpowiedział i pomógł mi wstać.
- To nie twoja wina, nie przepraszaj mnie. Powinnam bardziej zwraca uwagę na otoczenie, a nie myśleć o nie wiadomo czym. – powiedziałam, lekko się uśmiechając.
- W porządku? – spytał.
- Tak. Poza tym, że mam mokre spodnie. – oznajmiłam. – Plus jest taki, że jest wieczór i nikt tego nie zauważy. – stwierdziłam, a chłopak się zaśmiał. Ściągnął z siebie marynarkę i nałożył mi ją na ramiona.
- Dziękuję, ale nie trzeba. – odpowiedziałam.
- Nie chcę, żebyś zmarzła. – powiedział, obdarowując mnie uśmiechem.
- A co z tobą? – spytałam.
- Nic mi nie będzie. – powiedział i rozglądnął się dookoła. – Nie boisz się tak wieczorami spacerować po Londynie? – spytał, a ja zaprzeczyłam kręcąc głową. – To nie jest zbyt bezpieczne miejsce.
- Może i nie jest, ale nie boję się. – odpowiedziałam. – Strach to nie jest dobry towarzysz.
- W takim razie gdzie zmierzasz? – spytał mnie.
- Miałam zamiar pójść na dworzec.
- Po co? – zadawał kolejne pytania. – Masz zamiar uciec z dala od tego miasta?
- Nie. Po prostu jestem emocjonalnie związana z tym miejscem i staram się je odwiedzać jak najczęściej. – Louis wysłał mi pytające spojrzenie.
- Mogę ci towarzyszyć? – pokiwałam twierdząco głową i razem udaliśmy się w stronę miejsca, z którego odjeżdżały pociągi. Po parudziesięciu minutach doszliśmy na miejsce. Usiadłam na ławeczce przy peronie dziewiątym, a brązowowłosy zaraz obok mnie. Wiedziałam, że jest ciekawy czemu ja to robię. Czemu tu przychodzę.
- Kiedy byłam mała, moim rodzicom było naprawdę trudno. Starali się jak tylko mogli, bym miała co jeść i co na siebie ubrać. Chwytali się każdej możliwej roboty, by tylko móc zdobyć tę parę groszy. W końcu tata znalazł stałą pracę. Pewnego październikowego dnia dostał zlecenie. Musiał wyjechać gdzieś za miasto, a że nie mieliśmy samochodu za środek transportu wybrał pociąg. Poszłyśmy do z mamą odprowadzić. Kiedy byliśmy na miejscu, najpierw pożegnał się ze mną, a potem z mamą. Stali tuląc się do siebie, zbyt blisko tej przepaści chodnika z torami. Nagle nadjechał pociąg i wciągnął ich pod szyny. To było najstraszniejszym, co przeżyłam w życiu. Trudno mi się było z tego pozbierać, ale jakoś dałam radę. – kiedy skończyłam, poczułam jak Louis mnie do siebie przytula.
- Przepraszam, nie powinienem był pytać. – odpowiedział zmieszany.
- Nie przepraszaj. Niby skąd miałeś o tym wiedzieć? – posiedzieliśmy tam jeszcze chwilę. Potem Lou uparł się, że odprowadzi mnie do domu. Nie mając siły się już dalej upierać, uległam mu. Po drodze opowiadał mi różne historie z jego życia, wesołe czy te smutne. Był naprawdę miłym i zabawnym chłopakiem. Szczerze mówiąc polubiłam go. Kiedy staliśmy pod moim domem, pożegnaliśmy się. Chwilę jeszcze patrzyłam na odchodzącą postać mojego kolegi. Kiedy całkowicie zniknął z mojego pola widzenia, weszłam do środka kamienicy, a następnie do mieszkania.
***
Witajcie Kochane ;* Wiem, że to jest zbyt dziwne i
nieprawdopodobne, sama nie mogę w to uwierzyć, ale i oto kolejny rozdział,
dodany z odstępem dwóch dni. Może tak na urodziny naszego Louisa, który je
dzisiaj obchodzi. Mam nadzieję, że chociaż troszkę się Wam spodoba. Sama mam co
do niego mieszane uczucia, ale trudno się mówi. Niestety trudno jest mi przewidzieć, czy wena pozwoli mi dodać nastepny rozdział jeszcze przed Nowym Rokiem, ale będę się starała. Może macie jakieś życzenia odnośnie czyją perspektywę chcecie mieć w następnym rozdziale? Mam też do Was prośbę, tak na Boże Narodzenia. Komentujcie, chociażby nawet jednym słowem. Dla Was to kilka sekund, a dla mnie uśmiech do końca dnia i ogromna motywacja do napisania kolejnego rozdziału, tak więc bardzo proszę ;* Jeszcze raz życzę Wam wesołych
świąt, pysznych dań i góry prezentów pod jakże cudownie ubranymi choinkami. Na
razie ;*