poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Rozdział 3

*Oczami Harrego

- Liam to nie tak jak myślisz. – powiedziałem zakłopotany. Tylko na tyle było mnie stać w zaistniałej sytuacji. Czułem się głupio, że dałem się przyłapać na całowaniu narzeczonej Louisa. To nie musiało mieć miejsca, gdybym był dobrym przyjacielem. Sam jestem sobie winien. Chłopak wyszedł na korytarz i kierował się ku schodom, a my pobiegliśmy za nim.
- Wszystko ci wyjaśnimy. – wyszeptała przez łzy Anabel.
- Tu nie ma co wyjaśniać. – oznajmił szorstko. Już miał schodzić na dół, kiedy złapałem go za rękę i pociągnąłem do mojego pokoju, zamykając za sobą drzwi. Nasz los leżał w jego rękach, dlatego też musiałem go jakoś przekonać by nie mówił Louisowi co przed momentem zobaczył.
- Porozmawiajmy. – nalegałem. – W końcu jesteś też moim przyjacielem. Jeśli jednak cię nie przekonam, możesz powiedzieć Louisowi co widziałeś. - Anabel spojrzała na mnie z przerażeniem.
- Niech będzie. – przystał na propozycję. Powoli usiadł na pufie. Przez dłuższą chwilę panowała przytłaczająca cisza. Blondynka siedząc na krańcu łóżka, delikatnie wycierała łzy z okolicy swoich niebieskich oczu, ja chodziłem w kółko po pokoju cały podenerwowany, natomiast Liam spoglądał na każde z nas. Wiedziałem, że muszę coś powiedzieć, ale za bardzo nie wiedziałem co.
- Jak długo to trwa? - spytał nas mój przyjaciel o ile nasze stosunki po tym wszystkim nie ulegną zmianie.
- Prawie tak długo jak ich związek. - oznajmiłem ze wstydem.
- Jak mogliście mu coś takiego zrobić?! – prawie, że krzyknął. Następnie zwrócił się do każdego z nas. – Anabel jesteś miłością jego życia, a ciebie Harry traktuje jak brata. On na to wszystko z waszej strony nie zasłużył. – oznajmił z nutką rozczarowania w głosie.
- Ja ją kocham Liam! Jest dla mnie kimś ważnym! Wiem, że nie powinienem zaczynać tego związku, nie było dnia, w którym bym o tym nie myślał, i o tym, że źle robię, ale spróbuj mnie zrozumieć. – wybuchnąłem. Wskazałem na dziewczynę, która momentalnie odwróciła wzrok i wbiła go w ścianę. – Z resztą zanim przyszedłeś do mojego pokoju, Anabel chciała zakończyć nasz potajemny romans. Tylko, że mi trudno było pogodzić się z tą myślą i nie chcąc się na to zgodzić, pocałowałem ją.
- Harry takie już jest życie. Nie jest powiedziane, że wszystko będziemy dostawali. - powiedział, klepiąc mnie po ramieniu.
- Nie możesz mu tego powiedzieć. On się załamie. – powiedziałem błagalnie. Nie chciałem by Louis cierpiał i w tym momencie chodziło mi tylko o to. Byłem gotów zrobić wszystko.
- Nie powiem mu, ale pod warunkiem, że jak najszybciej skończycie ze sobą. – powiedział prawie, że niedosłyszalnie na jednym wdechu. Popatrzyłem porozumiewawczo na Anabel, a ona na mnie.
- Zgoda. – powiedziała coś po raz pierwszy od dłuższego czasu, blondynka. Ja natomiast przytaknąłem. Liam to dobry przyjaciel. Nie dlatego, że obiecał nic nie mówić o zajściu, którego był światkiem, tylko, że stara się każdego zrozumieć. Nie marnując czasu zeszliśmy na dół gdzie było już po kolacji. Zayna i Nialla już nie było.
- Co ci się stało Harry? – spytał zatroskany Louis.
- Źle się poczułem. – wymyśliłem pierwsze lepsze usprawiedliwienie, które przyszło mi do głowy. – A nie powiedziałem nic, dlatego, że nie chciałem byście przerywali posiłek z mojego powodu. Ale teraz jest już w porządku. – Louis bez słowa podszedł do mnie i przytulił do siebie.
- Zawsze mów mi o takich spawach. Jesteś dla nas wszystkich ważny i nie chcielibyśmy by stało ci się coś poważnego. – oznajmił. Czułem się głupio, dlatego, że on jest dla mnie taki serdeczny, a ja sypiam z jego narzeczoną. Chwilę jeszcze tak postaliśmy, a kiedy mój przyjaciel, ubrany w pasiastą koszulę wypuścił mnie z pod swoich objęć, pożegnaliśmy się z wychodzącymi Liamem i Anabel. Następnie zaprowadziliśmy dziewczyny do ich pokoju.
- I jak wam się podoba? - spytał Tomlinson.
- Jest taki dosyć duży. - odparła Estera.
- Uważajcie żeby się w nim nie zgubić. - zażartował Louis i poczochrał dziewczyny po włosach. - Kolorowych snów.
- Dobranoc. - pożegnaliśmy się z dziewczynami a następnie każdy z nas udał się do swojego pokoju. Byłem bardzo zmęczony. Mimo to cały czas myślałem o tym co teraz będzie i czy dam radę żyć bez Anabel. Z tego wszystkiego nawet nie wiem kiedy usnąłem.


*Oczami Estery

Wstałam wczesnym rankiem, na skutek szturchnięcia w bok. Z początku nie zwracałam na to większej uwagi. Osoba, która siedziała między nami, zdając sobie sprawę z tego, że to nie działa wypróbowała inną z metod.
- Estera! Erica! Wstawajcie! - krzyczał ktoś nad naszymi głowami.
- Odejdź człowieku. - wymamrotała brązowowłosa i uderzyła nieproszonego gościa siedzącego pomiędzy nami białą dużą poduszką.
- Za co to?! - spytał rozżalony blondyn.
- Za wczesne budzenie! - odpowiedziałam mu.
- Dobra. Ja też nie lubię gdy ktoś mnie budzi, ale akurat jedziecie z nami na naszą próbę. Dlatego mogłybyście z łaski swojej wstać? - spytał błagalnym tonem.
- Na próbę?! - spytałam podekscytowana. Wiedziałam co to znaczy. Dzisiaj nastał dzień, kiedy spełnią się moje marzenia!
- Przecież przed momentem to powiedziałem. – odpowiedział, drapiąc lewą ręką swoje farbowane blond włosy.
- Erica wstawaj! - krzyknęłam spychając przyjaciółkę z łóżka. Po pokoju rozniosły się jej krzyki oznaczające ból.
- Estera kocham cię, ale cię zabiję! - wrzeszczała.
- Niall czy mógłbyś wyjść? - widząc minę chłopaka, zaczęłam mu wyjaśniać. - Chciałybyśmy się ubrać.
- A tak. Jasne. - widać, że jeszcze nie za bardzo kontaktował. W końcu było kilka minut po szóstej. Kiedy blondas opuścił nasz pokój szybko podeszłam do Ericki i zaczęłam skakać ze szczęścia.
- Jedziemy na próbę! Jedziemy na próbę! - chwyciłam ją za ręce, tak że ona również robiła to samo co ja. - Tylko w co się ubiorę?! - podbiegłam szybko do szafy, gdzie wczorajszego wieczora wypakowałam swoje ubrania i zaczęły się poszukiwania.
- Spokojnie. Ładnemu we wszystkim do twarzy. - uspokajała mnie.
- Dziękuję. Jesteś kochana, ale to nie tobie mam się podobać tylko Joshowi! - krzyknęłam rzucając w nią jakąś bluzką.
- Co zakochanie robi z człowiekiem?! - spytała na głos.
- Tutaj masz żywy przykład. - powiedziałam wskazując palcami obu rąk na moją uśmiechniętą twarz. Po pół godzinnym przygotowywaniu się zeszłyśmy na dół. W salonie czekali na nas chłopcy.
- Dłużej się nie dało?! - spytał wkurzony Zayn.
- I kto to mówi? - zwrócił się do niego Liam. - Przecież sam przed chwilą ledwo co opuściłeś łazienkę, bo musiałeś sobie fryzurę poprawić. - kiedy skończył wypominać Zaynowi co przed chwilą robił, zwrócił się do nas. - Nie przejmujcie się nim dziewczyny. On zawsze jest podenerwowany, kiedy musi wcześnie wstać. - wyjaśnił nam.
- To co? Jedziemy? - spytał Louis, na co my wszyscy pokiwaliśmy twierdząco głowami. Pośpiesznie opuściliśmy mieszkanie i udaliśmy się w stronę podjazdu, gdzie stały dwa samochody, czarne audi mojego brata a drugi czerwony mini cooper, zapewne któregoś z chłopców. - Jest nas dzisiaj trochę więcej niż zwykle, więc musimy się podzielić. Ja, Liam i Harry pojedziemy moim samochodem, a reszta z Niallem. - jak też zarządził Tomlinson, tak też zrobiliśmy. Pośpiesznie wsiedliśmy do pojazdów i ruszyliśmy w drogę. Po dwudziestu minutach byliśmy na miejscu. Kiedy weszliśmy do pomieszczenia, czekała już na nas cała kapela. Louis zaczął od przedstawienia nas.
- To jest moja siostra Estera i jej przyjaciółka Erica, a to chłopcy z kapeli. - Lou zaczął wymieniać kolejno ich imiona, lecz ja zatrzymałam się na tym jedynym. Byłam w siódmym niebie, uściskałam rękę Josha i pewnie długo bym ją trzymała, gdyby nie to, że Erica dyskretnie ukuła mnie łokciem w bok. W sumie byłam na nią za to wkurzona, ale wiem, że robiła to z myślą o mnie bym nie wyszła na wariatkę. Kiedy już ze wszystkimi się wyściskałyśmy, zajęłyśmy miejsca gdzieś z tyłu, a chłopcy zaczęli od przećwiczenia wszystkich piosenek z albumu.
- I jak się czujesz? - spytała mnie przyjaciółka, patrząc na wyraz mojej twarzy.
- Jak bym była w siódmym niebie. - powiedziałam rozmarzona. - Poznałam Josha. Nawet go dotknęłam! Zaraz. A jeśli to sen?
- To pewnie się obudzisz. - powiedziała pokazując mi język. Ona umiała wszystko zepsuć.
- Bardzo śmieszne. Jak też będziesz zakochana będę się tak samo zachowywała. - chciałam jej pogrozić, jednak nie udało mi się to przez śmiech.
- Ja się nie zakocham.
- Czemu? - spytałam zdziwiona.
- Bo nie chcę wyglądać jak ty! - powiedziała, po czym obie wybuchłyśmy śmiechem.
- Aż tak ze mną źle?
- Ty jeszcze się pytasz?
- Bardzo śmieszne. - resztę dnia siedziałyśmy wygłupiając się, słuchając kawałków wykonywanych przez chłopców i rozmawiając. Ja jeszcze co parę minut kukałam na Josha. W końcu zaczęło nam się robić nudno. Zrezygnowane rozłożyłyśmy się na jednym fotelu. - Erica? - szturchnęłam towarzyszkę.
- Co chcesz? - spytała.
- Zapewne tak samo jak ja, nie masz ochoty przesiedzieć reszty dnia tutaj. - zaczęłam swoją wypowiedź.
- Co w związku z tym?
- Może wybierzemy się dzisiaj do jakiegoś klubu? - zaproponowałam.
- Świetny pomysł. W sumie mam ochotę potańczyć.
- Ja tak samo.
- I jak wam się podoba? - pomiędzy nas wepchnął się Louis, zwalając nasze nogi na ziemię.
- Całkiem nieźle. - odpowiedziała Erica.
- Dzięki, ale tak resztę dnia spędzimy tutaj na próbie. - oznajmił nam. – Musimy wszystko wyćwiczyć do perfekcji.
- Louis, a czy nie mogłybyśmy gdzieś dzisiaj wyjść? - spytałam brata.
- Same?
- No tak. Nie wiem do jakiegoś klubu czy na spacerek?
- Wykluczone.
- Czemu?! - krzyknęłyśmy równo.
- Wieczorami w Londynie nie jest bezpiecznie. Nie puszczę was nigdzie bez opieki.
- To może zatrudnij nam nianię?
- Myślałem nad tym. - powiedział a my uderzyłyśmy go z pięści w ramię, ja w lewe, a Erica w prawe. - No co?!
- Czyli nigdzie nie możemy iść?
- Nie.
- A odwieziesz nas przynajmniej do domu, bo nam się nudzi.
- W sumie właśnie zaczęła nam się przerwa, więc jeśli tego chcecie to nie ma problemu. - całą trójką zebraliśmy się i opuściliśmy budynek, w którym chłopcy odbywali swoje próby. Na parkingu odszukaliśmy zaparkowany samochód Louisa i pośpieszne do niego wsiadając, odjechaliśmy w kierunku Privet Drive, ulicy na której mieszkaliśmy. Kiedy byliśmy na miejscu, Louis oznajmił nam, że mogą wrócić nawet nad ranem. W tym wypadku mamy nie wpuszczać nieznajomych, siedzieć w domu i zrobić sobie kolację.
- Nawet rodzice na więcej mi pozwalają. – stwierdziłam, a brązowowłosa się ze mną zgodziła.
- To co będziemy robiły? – spytała kiedy przeszłyśmy przez drzwi.
- Na pewno nie będziemy siedziały w domu. - oznajmiłam.
- To jednak dzisiaj sobie potańczymy. - powiedziała Erica, po czym przybiłyśmy sobie żółwika, beczkę i piąteczkę. Kiedy rzebrałyśmy się oraz zrobiłyśmy sobie lekki makijaż, zeszłyśmy na dół w celu zrobienia sobie czegoś do zjedzenia. O równej osiemnastej wyszłyśmy z domu i z pomocą GPSa w moim telefonie kierowałyśmy się w stronę jednego z londyńskich klubów. Po niecałej godzinie drogi byłyśmy na miejscu. Był to średni budynek, szarego koloru ze szklanymi drzwiami. Nad nimi wisiało świecące logo tego lokalu. Już miałyśmy wchodzić, kiedy zatrzymała nas ochrona.
- Dowody proszę. - powiedział groźnie wyglądający mężczyzna w czerni.
- To tu są potrzebne dowody? - zaczęła udawać głupią Erica. Postanowiłam wziąć z niej przykład.
- Myślałyśmy z koleżanką, że się nie przydadzą więc zostawiłyśmy je w domu.
- Bez dowodów nie ma wstępu. - oznajmił.
- Spokojnie. One są z nami. - odparł jakiś chłopak podchodząc w naszym kierunku z grupką swoich kumpli. Widocznie był tu częstym bywalcem.
- Wchodźcie. - rzucił niechętnie mężczyzna a my zrobiłyśmy co kazał. Kiedy byłyśmy już w środku podziękowałyśmy brunetowi za pomoc i udałyśmy się na parkiet. Było bardzo dużo ludzi. Większość tańczyła w rytm muzyki puszczanej przez DJa. Niektórzy siedzieli przy stolikach a jeszcze inni przy barze. Tak jak zamierzałyśmy, bawiłyśmy się świetnie. Nim się oglądnęłam była godzina pierwsza w nocy. Nie wiedziałam czy Louis z Harrym wrócili już do domu, ale pasowałoby byśmy już stąd wyszły. Rozglądnęłam się w poszukiwaniach Ericki, z którą rozdzieliłam się kilka dobrych godzin temu, na rzecz tańca z przystojnymi londyńczykami. Niestety nigdzie nie dostrzegłam nastolatki przypominającej moją przyjaciółkę. Przepchałam się przez tłum i wyszłam na pole. Ochroniarza już nie było. W sumie stałam tu tylko ja. Wyciągnęłam komórkę z przedniej kieszeni szortów i miałam dzwonić do Ericki, kiedy uświadomiłam sobie, że i tak nie usłyszy dzwonka w tak głośnym pomieszczeniu. Postanowiłam przejść dokładnie po sali i ją odszukać kiedy ktoś złapał mnie od tyłu w tali. Serce ze strachu zaczęło bić szybciej. Poczułam ciepły oddech za uchem. Szybko odwróciłam się przodem to osoby, która najwidoczniej czegoś ode mnie chciała. Był to chłopak niedużo większy ode mnie. Brunet z niebieskimi oczami. Ten sam, dzięki któremu weszłyśmy do tego klubu.
- Szukałem cię. - powiedział. Poczułam od niego nieprzyjemny zapach alkoholu.
- Czego chcesz? - spytałam, na co on uśmiechnął się łobuzersko i łapiąc mnie znów w talii przyciągnął do siebie. Próbowałam się wyrwać, ale na próżno się to zdało. Był ode mnie silniejszy.
- Spokojnie. Chcę się tylko zabawić. - oznajmił mi. Wiedziałam co to znaczy. Strasznie się bałam. Do oczu napłynęły mi łzy. Zaczęłam go błagać by dał mi spokój, lecz jego to za bardzo nie ruszało. Liczyła się zabawa, przyjemność, którą na pewno chciał sobie sprawić w tej chwili.
- Czemu to robisz? - spytałam szeptem.
- Dla zabawy. A w końcu musisz mi się odwdzięczyć, za to, że pomogłem wam wejść do klubu. - i już miał przykładać swoje wargi do mojej szyi, lecz coś go powstrzymało.
___________________________________________________________
Cześć! Na samym początku chcę Wam serdecznie podziękować za ponad tysiąc wejść, jestem na prawdę dumna. Przepraszam również, że w tamtym tygodniu opublikowałam tylko jeden rozdział, ale przez końcowkę wakacji, którą staram się spędzić z przyjaciółkami, z którymi nie zobaczę się już we wrześniu, jakoś mam mało czasu na pisanie. Jednak staram się niezaniedbywać czytania Waszych blogów. Mam nadzieję, że nie zawiodłam Was, że tą osobą, która stanęła w drzwiach nie był jak narazie Louis tylko Liam. W końcu mam jeszcze parę planów, których nie chcę Wam zdradzać, bo nie będziecie miały niespodzianki. Z rodziału jestem średnio zadowolona, ale nie wszystko jest idealne. Kolejny rozdział ukarze się albo w ostatni weekend wakacji, albo ostatecznie pierwszego września. W tedy dowiecie się co jak ostatnie słowa mówią, powstrzyamło chłopaka i po razpierwszy ukaże się Jade. Przepraszam za wszystkie możliwe błędy, które mogły się zdarzyć. Niby sprawdzałam, ale zawsze też mogłam coś przeoczyć. Chciałabym też bardzo podziękować Weronice, za komentarz, podobnej długości do rodziałów, które zazwyczaj piszę. I nie chodziło tu o długość, ale o treść. Czytając go czułam wzruszenie, jeszcze kilka słów i bym uroniła pierwszą łzę. I wcale nie wychodzicie przy mnie na analfabetki. Piszecie sto razy lepsze opowiadanie ode mnie! Wy jesteście świetne a nie ja. I też jestem Waszą fanką :) Jeśli czytacie to chociaż skomentujcie jednym słowem, bo dla Was to kilka sekund, a dla mnie motywacja do napisania rozdziału, który może kiedyś wyjdzie arcydziełem. Pozdrawiam wszystkich i życzę udanej pogody na resztę wakacji :*

wtorek, 21 sierpnia 2012

Rozdział 2

*Oczami Estery

Nadszedł dzień zakończenia roku szkolnego, a co się z tym wiąże, wakacje. Całe dwa miesiące słodkiego nieustającego lenistwa. Czas wyczekiwany przez wszystkich uczniów od pierwszego września do ostatniego czerwcowego dnia roboczego. Dziesięć ciągnących się miesięcy ciężkiej nauki. Te wakacje miały być moimi pierwszymi bez rodziców. Uzgodniłam z bratem, który mieszka w Londynie, że przyjadę do niego razem z moją przyjaciółką Ericą. Z jednej strony cieszyłam się, że nie będę musiała wstawać wcześnie rano do szkoły i uczyć się dzień w dzień czy to na sprawdziany, kartkówki lub w razie wzięcia do odpowiedzi, ale kończyłam już trzecią klasę gimnazjum co oznacza rozstanie ze swoją klasą, z którą chodziłam przez dziewięć lat. Wszyscy byli dla mnie taką ,,rodzinką’’, w końcu widywaliśmy się prawie każdego dnia. Nie wyobrażam sobie mojego dalszego kształcenia bez moich koleżanek i kolegów. Na ten dzień przygotowywałam się już od kilku tygodni. Nie trudno było przewidzieć płacz, mimo, że leżę jeszcze w łóżku i czekam aż zadzwoni budzik, na myśl rozstania z tymi ludźmi chce mi się płakać. W końcu zrozumiałam słowa wierszyka, który wpisała mi moja wychowawczyni do pamiętnika w pierwszej klasie podstawówki. Porównując szkolne lata do rzeki odnoszące się do czasu, którego nie da się ani zatrzymać, ani cofnąć, już w tedy uświadamiając, że będzie mi tego żal. I nie pomyliła się. Wiele bym dała by być jeszcze dzieckiem, a co się z tym wiąże, prowadzić beztroskie życie. A tak to po wakacjach pójdę do liceum, zwanej szkołą dojrzałości. Moje przemyślenia przerwał nieprzyjemny dla uszu dźwięk mojego budzika. Pośpiesznie wyłączyłam urządzenie i odrzucając kołdrę w bok, podniosłam się z łóżka i wolnym krokiem powędrowałam do łazienki. Wykonawszy wszystkie codzienne czynności, założyłam odświętne ubrania jak każdy uczeń, w których wchodziła w skład prosta czarna sukienka oraz czarne buty na słupku i kopertówka. Włosy natomiast pozostawiłam rozpuszczone. Gotowa zeszłam na dół, gdzie czekała na mnie moja mama z pysznym śniadaniem, w postaci naleśników z dżemem, bitą śmietaną i owocami. Konsumując przygotowany przez rodzicielkę posiłek i popijając go herbatką, tak ważnym elementem w tym kraju, słuchałam wiadomości wydobywających się z niewielkiego telewizorka stojącego na lodówce. Pozostawiając po sobie puste naczynia, włożyłam je do zmywarki. W tym samym czasie, po domu rozniósł się dźwięk dzwonka. Domykając drzwiczki od urządzenia, pobiegłam do przedpokoju otworzyć drzwi. We framudze stała Ericka obdarowywując mnie serdecznym uśmiechem tak częstym zjawiskiem na jej twarzy. Była ubrana w czarną przylegającą spódnicę przed kolana i w sadzoną w nią białą koszulę niedopiętą do końca, buty na słupkach i małą podręczną torebeczkę przewieszoną przez rami. Na oczy miała założone nerdy, bez których nigdzie się nie ruszała. Kiedy przywitałam moją przyjaciółkę, poinformowałam mamę krzykiem, że wychodzę. Po drodze rozmawiałyśmy o wszystkim po trochu. Niebawem doszłyśmy pod kościół, w którym miała odbyć się msza na zakończenie roku. W tłumie uczniów i gdzie nie gdzie stojących nauczycieli, odszukałyśmy swoich koleżanek z klasy. Pośpiesznie udałyśmy się w ich stronę. Kiedy już się przywitałyśmy, weszłyśmy to Domu Bożego by zająć sobie miejsca, których prawie, że nie było. Siadłyśmy sobie w piątej ławce od przodu. Chwilę potem dało się usłyszeć dźwięk dzwonu, po którym wyszedł ksiądz, nauczający w naszej szkole religii, w towarzystwie ministrantów i rozpoczął msze. Kazanie było związane ze szkołą, a te wszystkie historyjki, które kapłan przytaczał, z naszą klasą. Już w tedy zbierało mi się na płacz. Jak nigdy msza z takiej okazji, szybko zleciała. Wraz z wychowawcami udaliśmy się do szkoły. Na sali gimnastycznej odbył się apel, nic nie różniący się od tego w tamtym roku. Po skończonej akademii głos zajął pan dyrektor. Następnie rozeszliśmy się do klas. Kiedy już się tam znaleźliśmy, wygłosiliśmy długie podziękowanie za trzy lata opieki nad nami i przekazanej nauki, przepraszając jednocześnie za wszystkie problemy, które stwarzaliśmy. Nasza pani rozdała nam świadectwa ukończenia gimnazjum oraz podejścia do testów gimnazjalnych oraz nagrody książkowe. Życząc dalszych sukcesów w nauce oraz życiu dorosłego człowieka, które powoli zbliżało się, pożegnała nas. Kierując się z Ericą do wyjścia po moich policzkach zaczęły spływać zły. To uczucie, że stawiasz tu swoje ostatnie kroki i nigdy nie wejdziesz w mury tego budynku publicznego gimnazjum i nie wejdziesz po wakacjach do klasy w tym samym składzie co przez ostatnie dziewięć lat zaczynając opowiadać co robiło się przez ostatnie dwa miesiące. Przyjaciółka widząc to, przytuliła mnie do siebie. Nie musiała o nic pytać, wszystko doskonale wiedziała. W końcu w głębi serca przeżywała to samo. Postałyśmy jeszcze kilka minut w ciszy i wyszłyśmy ze szkoły. Na zewnątrz pożegnałyśmy się z naszymi znajomymi. Pod dom zaszłam w ciągu dwudziestu minut. Z Ericą umówiłam się na lotnisku, gdyż jeszcze dziś o piętnastej mamy lot to Londynu. Ostatni raz sprawdziłam czy wszystko wzięłam. Kiedy już to zrobiłam, zasunęłam walizkę i biorąc przygotowane na wyjazd ubrania, udałam się do łazienki. Napuściłam wody do wanny dodając płynu z bąbelkami. Zakręcając kurek, zanurzyłam się o szyję. Myślałam o tym jak będziemy spędzały czas w Londynie. W każdym razie mam nadzieję, że tegoroczne wakacje będą niezapomniane.
- Estera! Za godzinę masz samolot! Więc wychodź już z tej łazienki! – z zamyślenia wyrwał mnie głos mojej rodzicielki dobijającej się do drzwi. Jak ten czas szybko leci. Pośpiesznie wynurzyłam się z wody i wycierając moim białym ręcznikiem, który miałam pod ręką, wyszłam całkowicie z wanny i podeszłam pod wiklinowy koszyk. Wzięłam z niego pozostawione wcześniej ubrania i założyłam je na siebie. Następnie stojąc przed lustrem, chwyciłam swoje blond włosy i związałam je w wysokiego kucyka. Uznając, że nie wyglądam najgorzej, opuściłam pomieszczenie i przeszłam do swojego pokoju. Rozglądnęłam się dookoła. Nie zauważyłam nigdzie swojej walizki, co oznaczało, że tata już zapakował ją do samochodu. Zabierając swoją czarną torebkę ostatni raz rzuciłam wzrokiem na sypialnię i wychodząc z pomieszczenia, udałam się w stronę schodów, po których zbiegłam, tym samym znalazłam się na dole. Oznajmiłam rodzicom, że możemy już jechać. Całą trójką wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do zaparkowanego na podjeździe auta. Przez całą drogę patrzyłam przez szybę oglądając dobrze znane mi miejsca w Doncaster, tak jakbym miała tu nigdy nie wrócić lub dopiero co się wprowadzić się do tego miasta. Po dwudziestu minutach drogi dojechaliśmy na lotnisko. Przed wejściem czekała na nas Erica i jej rodzice. Ciągnąc walizkę, pośpiesznie udaliśmy się w ich stronę. Kiedy wszyscy się przywitali, całą szóstką weszliśmy do zatłoczonego budynku.
- Pasażerów lecących z Doncaster do Londynu prosimy o udanie się do odprawy. - nadano komunikat informujący, że zaraz mamy lot. Erica pożegnała się ze swoimi rodzicami, a ja ze swoimi.
- Pilnujcie się wzajemnie z Ericą. - zaczęła instruować mnie moja zmartwiona rodzicielka.
- Dobrze mamo. – przytaknęłam.
- I pamiętaj, że zawsze możesz do nas zadzwonić. O każdej porze. W dzień czy w nocy.
- Dobrze.
- Będziemy za tobą tęsknić z mamą.
- Ja za wami też.
- Pozdrów od nas Louisa.
- Dobrze. Tak zrobię. - powiedziałam, po czym przytuliłam się do rodziców i razem z moją przyjaciółką udałyśmy się w stronę odprawy. Po dziesięciu minutach siedziałyśmy wygodnie w samolocie.
- Proszę wszystkich pasażerów o zapięcie pasów. Zaraz odlatujemy. - poinformowała nas stewardesa. Tak jak poleciła tak też zrobiłyśmy. Nagle wzbiłyśmy się w przestworza. Cieszyłam się, że za niecałe trzy godziny spotkam się z bratem. Tak bardzo dawno go nie widziałam. Rzadko też dzwoni, w końcu większość jego czasu pochłania zespół, czy też jego dziewczyna.
- Zastanawiałaś się co będziemy robiły w Londynie? – spytałam przyjaciółkę siedzącą po mojej lewej ręce, zajmując miejsce koło okna.
- Znając nas to co pierwsze zrobimy to udamy się na szalone zakupy w londyńskich butikach. A potem może wyskoczymy do jakiegoś klubu, pozwiedzamy. – odpowiedziała na moje pytanie.
- Ty to wymyśliłaś? Bo mi się wydawało, że to ja. – powiedziałam, po czym obie wybuchłyśmy śmiechem. Fakt. Zazwyczaj myślimy podobnie. – Ale zapomniałaś dodać do listy koncert One Direction, albo ich próbę.
- Po co próbę? – spytała ze śmieszną minę. Lecz po chwili namysłu zrozumiała o co mi chodziło. - Czyżby chodziło ci o Josha Devine?
- Dokładnie tak. – pokiwałam twierdząco głową uśmiechając się na samą myśl o tym chłopaku.
- No wiesz. Twój brat ma takich ładnych przyjaciół, a tobie perkusista po głowie chodzi.
- Bywa. To nie moja wina, że żaden nie równa się jego urodzie.
- Kwestia gustu.
- Czy ja o czymś nie wiem?
- Niby o czym?
- No nie wiem, może który z One Direction ci się podoba?! – krzyknęłam i zaczęłam łaskotać brązowowłosą.
- Przestań! Żaden mi się nie podoba. – mówiła przez śmiech, próbując odepchnąć moje ręce.
- Do prawdy? – spytałam z niedowierzaniem.
- Nie znam ich, a nie chcę oceniać po wyglądzie, bo bym musiała powiedzieć, że wszyscy. – zażartowała, po czym zaczęłyśmy się śmiać. Resztę lotu spędziłyśmy wygłupiając się, śmiejąc z dowcipów opowiadanych przez moją towarzyszkę i słuchając muzyki.
- Proszę o zapięcie pasów. Za chwilę lądujemy. - zakomunikowała stewardesa. Po raz kolejny zrobiłyśmy to co podała w instrukcjach. Po paru minutach wylądowaliśmy. Po kolejnych, już z bagażami czekałyśmy na mojego brata.


*Oczami Louisa

- Louis! – usłyszałem głos mojej siostry, a po chwili we własnej osobie uwiesiła mi się na szyi.
- Estera. Jak ja cię dawno nie widziałem. – powiedziałem, przytulając ją do siebie. – Nawet nie wiesz jak za wami tęskniłem.
- My za tobą też. Ale mógłbyś tak od czasu do czasu zadzwonić. – oznajmiła z obrażoną miną. – Spokojnie Louis. Rozumiemy, że musisz dbać o karierę. Nie mamy do ciebie żalu. – dodała patrząc na wyraz mojej twarzy i lekko z pięści uderzyła mnie w ramię. - A właśnie, mama i tata kazali cię pozdrowić.
- Jak zadzwonią, przekaż im, że dziękuję i też ich pozdrów. – poleciłem jej. Następnie odszedłem od siostry by przywitać się z jej towarzyszką.
- Hej Ericka. – powiedziałem i przytuliłem ją. Za nią również tęskniłem. Traktowałem ją jak własną siostrę, może między innymi dlatego, że znałem brązowowłosą od dawna i tak samo jak ja lubiła się wygłupiać, co nas zbliżało do siebie.
- Cześć Louis. – odwzajemniła gest. Kiedy w końcu uwolniłem się spod objęć, dziewczyny stanęły obok siebie, a ja naprzeciwko nich.
- Ale wy wyrosłyście. - oznajmiłem patrząc na dwie szesnastolatki, na co one wybuchły śmiechem. - Nie było mnie tylko półtora roku. - kiedy już się uspokoiły, wzięły walizki i udaliśmy się w kierunku wyjścia z lotniska po drodze rozmawiając. – Pamiętajcie! Jesteście pod moją opieką, więc macie mnie słuchać, a jak będziecie miały jakiś problem, możecie przyjść i się wygadać, a ja wam zawsze pomogę. Wszystko jasne?
- Jak słońce. - odpowiedziały na moje pytanie jednocześnie.
- Louis. - zaczęła niepewnie Erica. - Moja walizka jest zbyt ciężka. Mógłbyś coś z tym zrobić?
- Tak Louis. Moja tak samo.
- Możemy wyrzucić parę rzeczy. - zaproponowałem.
- Tylko żartowałyśmy! – krzyknęły.
- A ja nie. – powiedziałem uśmiechając się pod nosem. Cieszyłem się z tego, że będę miał komu wycinać żarty i od czasu do czasu podenerwować. – Anabel te chciała po was przyjechać. – oznajmiłem dziewczynom idąc po parkingu w stronę mojego samochodu, o który opierała się blondynka. Kiedy nas zauważyła, od razu zaczęła iść w naszą stronę.
- Estera! Jak znowu miło cię zobaczyć. – powiedziała na widok mojej siostry, którą poznała pod czas naszej wizyty parę miesięcy temu u mnie w rodzinnym domu. Na całe szczęście dziewczyny bardzo się polubiły.
- I wzajemnie. – blondynki uścisnęły się na powitanie. Następnie moja narzeczona podeszła do brązowowłosej.
- Jestem Anabel. – przedstawiła się z uśmiechem wyciągając dłoń w jej stronę.
- Ericka. Miło cię poznać.
- Mnie również. – kiedy dziewczyny witały i zapoznawały się, postanowiłem zapakować ich bagaże. Nim się obejrzałem, cała trójka siedziała wygodnie w aucie, przypięta pasami. Po chwili sam do nich dołączyłem i ruszyliśmy w stronę mojego oraz Harrego domu. Na drogach panowały straszne korki, jak to w dużych miastach bywa. Po ponad półgodziny drogi, byliśmy na miejscu.
- Mam nadzieję, że jesteście głodne, bo chłopcy mieli przygotować kolację. – oznajmiłem dziewczynom, jednocześnie wyciągając ich ciężkie bagaże.
- I to bardzo. – odpowiedziały równocześnie, jak to miały w zwyczaju. Kiedy przekroczyliśmy próg domu zastaliśmy jak dla mnie co dzienną sytuację, lecz nie wiem jak odebrały ją dziewczyny. Pomiędzy kuchnią a salonem biegał podenerwowany Liam. Starał się uspokoić chłopaków.
- Niall przestań wyjadać jedzenie, bo to na kolację! Zayn wychodź z tej łazienki! Ileż można układać sobie fryzurę?! Na Boga! Harry ubierz się! Nie każdy przyzwyczajony jest do tego widoku! – wrzeszczał bezradnie Daddy Direction.
- Przyzwyczaicie się. - powiedziałem do dziewczyn, klepiąc każdą po ramieniu.
- Louis! Nareszcie! Co tak długo?!
- Korki. - odpowiedziałem przyjacielowi. Zostawiając walizki w dużym przedpokoju, udaliśmy się do salonu. Czekała tam na nas reszta. - To jest moja siostra Estera, a to jej najlepsza przyjaciółka Erica. A to są pozostali członkowie One Direction. Harry, Niall, Liam i Zayn. - przedstawiłem ich sobie wzajemnie.
- Bardzo miło was poznać. Louis dużo nam o was opowiadał. - oznajmił Liam.
- Nam również miło was poznać. - odpowiedziała Erica.
- To jak już dziewczyny są, możemy zjeść tą kolację? - ponaglał nas Horan. Nie zwlekając ani chwili dłużej zasiedliśmy do stołu i zajadaliśmy się pysznie przygotowanym posiłkiem przez samego Nialla. Kto jak kto, ale ten młody Irlandczyk umiał gotować.
- Korzystając z okazji, że jesteśmy tutaj wszyscy, chciałbym coś ogłosić. A więc ja i Anabel zaręczyliśmy się. - oznajmiłem.
- Czemu nic nie mówiliście?! - dopytywał Niall.
- Czekaliśmy z Lou, aż dziewczyny przyjadą. - odpowiedziała mu blondynka.
- Gratuluję wam. - Estera przytuliła nas, a my grzecznie podziękowaliśmy. Od razu zaczęły się setki pytań.
- Ustaliliście już datę? - spytał Liam.
- Myślimy nad końcem tego rocznych wakacji. – oznajmiła blondynka, trzymając mnie za dłoń.
- Przepraszam na chwilę. - Harry podniósł się z krzesła i wyszedł z jadalni.
- A jemu co się stało? – spytałem.
- Nie wiem, ale porozmawiam z nim. - powiedziała Anabel. Puściła moją dłoń i również opuściła pomieszczenie.


*Oczami Harrego

Jako przyjaciel Louisa powinienem się cieszyć jego szczęściem. Niestety tak nie było. Może nie do końca, lecz w większym stopniu. Jednak wiedziałem, że będę musiał zakończyć romans z Anabel i przymierzałem się do tego od dłuższego czasu, z dnia na dzień przekładając ten zamiar, jednocześnie czyniąc go jeszcze trudniejszym. Teraz kiedy oni się zaręczyli powinienem w końcu to skoczyć, ale nie umiem wyobrazić sobie bez niej życia. Ona nadaje mu sens, wiem, że mam po co budzić się rano. Nie wiem jak poradzę sobie bez tych namiętnych pocałunków, bliskości i nawet tego śnieżnobiałego uśmiechu czy dźwięku jej głosu. W każdym razie zasłużyłem sobie na taki los. Nie powinienem zaczynać z dziewczyną mojego przyjaciela. Ja o tym wiem, ale czasu nie cofnę.
- Co się stało? - spytała mnie swoim zatroskanym głosem, siadając mi na kolanach.
- Nic. - powiedziałem nawet na nią nie patrząc.
- Harry. - dotknęła mojego policzka. - Przecież widzę, że coś nie gra.
- Wychodzisz za mąż. Gratuluję. - powiedziałem smutnym głosem. Na chwilę zapanowała cisza. - Czemu nic mi nie powiedziałaś?! – wykrzyczałem jej. W moim głosie można było dosłyszeć żal.
- Przepraszam, ale...
- Ale? - przerwałem jej. W tym czasie ściągając ją z kolan, posadziłem ją na miejscu, które przed chwilą zajmowałem, a sam zacząłem chodzić po pokoju. - Anabel kocham cię! Oszalałem z miłości do ciebie! Wiesz o tym doskonale! Jednak nie powinnaś tego przede mną ukrywać!
- Mogę skończyć?! - pokiwałem twierdząco głową. Blondynka podeszła do mnie.
- Ale patrząc na zaistaniałe okoliczności nie możemy się już spotykać. - powiedziała patrząc mi prosto w oczy, które natychmiast zapełniły łzy. Szybko starłem je rękawem od mojej szarej bluzy. - Wiem. Dla mnie też jest to ciężkie, ale Louis jest moim narzeczonym a twoim przyjacielem.
- A kilka dni temu czy miesięcy, nie był nim?! – wybuchnąłem.
- Harry. – starała się mnie uspokoić.
- Co Harryl?! – w tedy rozkleiłem się na dobre. Po policzkach zaczęły spływać strumienie gorzkich łez, bólu i żalu. Mimo iż próbowałem, nie mogłem ich pohamować. Anabel przytuliła się do mnie. Mogłem poczuć zapach ich perfum, które tak dobrze znałem. - Kocham cię jak nikogo innego. - szepnąłem jej do ucha.
- Ja ciebie też. Nie chcę żyć bez ciebie, twoich objęć, uśmiechów czy pocałunków.
- Obiecuję ci, że jeśli da się coś zrobić to zrobię wszystko byśmy mogli nadal to ciągnąć. – powiedziałem. Blondynka wytarła moje łzy, jednocześnie uśmiechnęła się do mnie słodko, a ja czule ją pocałowałem.
- Co wy do cholery wyprawiacie?! – usłyszeliśmy dobrze znany nam głos. Szybko odsuwając się od siebie, oboje skierowaliśmy nasz wzrok w stronę drzwi, w których ktoś stał.


***

Cześć! Na samym początku przepraszam, że tak długo musiałyście czekać na ten rozdział. Jest to spowodowane tym, że staram się jakoś spędzić tę resztkę wakacji z przyjaciółmi poza domem. Chciałabym również podziękować za tak dużą ilość komentarzy i liczbę wyświetleń. Jesteście niesamowite! Mam nadzieję, że chociaż troszkę podoba Wam się już drugi z kolei rozdział. Nie wiem czy umiałabym go lepiej napisać, w każdym razie starałam się. Chciałabym od razu zaznaczyć, że w zbliżającym się roku szkolnym mam zamiar nadal prowadzić bloga, dodając minimum jeden post w tygodniu. Idę do liceum i nauki będę miała coraz więcej ale jakoś się postaram. Nie pomaga mi też fakt, że mam nauczyciela w rodzinie, który uczył w szkole, do której idę. Moja babcia zawsze jakoś inaczej na mnie patrzy i stawia inne wymagania. Ale przeciez jestem tylko człowiekiem. No ale dam radę. Życzę udanej końcówki wakacji.

czwartek, 16 sierpnia 2012

Rozdział 1


*Oczami Harrego

Powoli zacząłem podnosić powieki odsłaniając parę moich zielonych oczu. Od razu spojrzałem na śpiącą dziewczynę, wtulającą się w moje ciało. Leżeliśmy na dużym łóżku z czarnego drewna, okryci pościelą w kolorze złota. Nad nami wisiały dwa identyczne obrazy przedstawiające żółte storczyki. Na środku pokoju stał szary fotel, na którym ułożone były trzy białe poduszki, oraz czarna ława. Stały na niej butelka po winie, dwa kieliszki i kwiaty. Z dwóch stron łóżka znajdowały się dwa stoliki nocne, na których umiejscowione były lampki z żółtymi abażurami, zdjęcia przedstawiające Londyn i zielone kaktusy, puszczające swoje owoce. Pomieszczenie w odcieniach szarości, rozjaśniały promienie słoneczne przedostające się przez duże balkonowe okno. Parkiet przykryty był kremowym dywanem. Dobrze znałem to miejsce, pokój z numerem sto, jednego z bardziej luksusowych hoteli w Anglii. Spotykałem się tu niemalże codziennie z blond pięknością, spoczywającą u mojego prawego boku. Jej mięciutkie włosy układające się w fale, przysłaniały jeden z policzków, a powieki z dużą ilością rzęs zakrywały jej niebieskie oczka, którym wystarczyło jedno bliższe spojrzenie by móc się w nich zatopić. Z dnia na dzień miłość nabierała dla mnie większego znaczenia. Kochałem tą dziewczynę jak nikogo innego. Była dla mnie najważniejsza. Moje serce tkwiące w lewej piersi biło tylko dla niej, a głowa wypełniona była jej portretami, dźwiękiem tego słodkiego głosu i urywkami momentów, które wspólnie dzieliliśmy. Te wszystkie uczucia były najbardziej strzeżoną przez nas tajemnicą, której nie pozwalaliśmy ukazać się światłu dziennemu. Anabel bo tak na imię miała dziewczyna, którą tak bardzo kochałem, była już prawie od roku związana z jednym z czwórki moich najlepszych przyjaciół, Louisem Tomlinsonem. Nasz romans wcale nie trwał krócej. Już od momentu kiedy się poznaliśmy, nie byliśmy sobie obojętni. Zostaliśmy skazani na częste spotkania, z którymi coraz bardziej jej pragnąłem. Długo walczyłem sam ze sobą, ale jednak pożądanie pokonało sumienie. Z jednej strony, widząc jej porcelanową twarz, czuć jej usta na moich, złączających się w tańcu językach, mogę rzec – nie żałuję. Warto jest kochać zakazany owoc, nawet dla samego posmaku miłości. Z drugiej jednak strony, spędzając czas z Louisem, który tak świetnie mnie rozumie i daje mi swobodę dzięki czemu mogę być prawdziwym sobą oraz potrafi poprawić humor, w tedy chciałbym móc cofnąć czas. Wiem, że będę musiał to kiedyś zakończyć, jestem o tym przekonany ale nie mogę przewidzieć, czy dam radę i czy usunę się w cień by oni mogli być szczęśliwi. Nie miałem pojęcia kogo tak na prawdę wolała blondynka, która powoli zaczęła się przebudzać. Czułem jej gorący oddech na mojej szyi. W końcu nasze spojrzenia natrafiły na ten sam tor. Kiedy tak patrzyliśmy sobie prosto w oczy zapominałem o Bożym świecie, o tym, że żyję. Nic się w tedy nie liczyło, poza chwilą, w której obecnie tkwiliśmy. Anabel przywitała mnie słodkim uśmiechem, co wywołało ciarki.
- Dzień dobry. - również się uśmiechnąłem. Bo ona to u mnie wywoływała. Uśmiech, motyle w brzuchu, szybsze bicie serca. I nie tylko u mnie. Patrzyliśmy sobie tak prosto w oczy, jeszcze przez chwilę. Anabel w moje zielone, a ja w jej niebieskie. Po czym dziewczyna podniosła się z łóżka i podnosząc z ziemi swoje porozwalane wczorajszej nocy ubrania, z pośpiechem udała się do łazienki. Odprowadziłem ją wzrokiem, a kiedy już zniknęła z zasięgu mojego widzenia, pogrążyłem się w myślach.
- O czym tak myślisz Harry? - z zamyślenia wyrwał mnie jej głos. Spojrzałem na stojącą nade mną dziewczynę.
- Głównie to o tobie. - odpowiedziałem na zadane mi pytanie. Moja odpowiedź chyba ją ucieszyła, gdyż na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
- A co dokładnie? – zadała kolejne pytanie, jednocześnie zakładając garstkę włosów za ucho i lekko przygryzając wargę.
- O tym, że jesteś najpiękniejszą kobietą na świecie tak bardzo ważną dla mnie, ale… - zawahałem się. W tym samym czasie kiedy zapanowała kilku sekundowa cisza usiadłem koło niej.
- Ale? - dopytywała zaciekawiona blondynka.
- Ale jesteś dziewczyną mojego przyjaciela. – odparłem smutno.
- Nie myślmy teraz o tym. Cieszmy się sobą i tą chwilą. – zaczęła bawić się moimi lokami. Już miałem coś mówić, kiedy przysunęła się bliżej, a nasze usta zetknęły się w czułym pocałunku, który po chwili przerodził się w coś namiętnego.


~*~*W tym samym czasie


*Oczami Louisa

Czy wszystko musi być idealne? Jeśli ma się kogoś wyjątkowego, którego kocha się bezgraniczną miłością, warto się starać. Jutro mija rok odkąd jestem z tą niezwykłą kobietą. To między innymi dzięki niej nabieram chęci do życia i wszelkich starań. Moje serce zaczęło bić tylko dla niej, a miłość, której pojęcie dopiero w tedy zrozumiałem, rozgrzało jak ogień to co tkwi w mojej lewej piersi. Dlatego chciałem uczynić jutrzejszy dzień niezapomnianym. Czymś co moglibyśmy wspominać latami. Może dlatego poprosiłem o pomoc Liama. On jak nikt rozumiał innych.
- Więc mówisz, że nic nie wymyśliłeś? – spytał mnie przeczesując ręką swoje włosy. Pokręciłem przecząco głową. Chociaż dokładnie nie można uznać, że nic przez tyle czasu nie wpadło mi do głowy. Miałem setki pomysłów, ale żadne z nich nie było dość dobre.
- Kocham ją jak nikogo innego. Nie mógłbym bez niej żyć. – powiedziałem nagle.
- Wiem Louis. Widzę to w twoich oczach, a nawet w tym jak się zachowujesz i wyrażasz o swojej ukochanej. – oznajmił mi powoli i bez zastanowienia. – Jesteś w niej na zabój zakochany. – mówiąc to uśmiechnął się delikatnie.
- Jak wiesz jutro mija nasza rocznica, a ja chciałbym by był to szczególny moment dla nas, który byśmy bardzo długo pamiętali. Tak szczerze to myślałem o romantycznej kolacji, ale wydaje mi się, że to jest zbyt banalny pomysł. – odpowiedziałem opadając bezradnie na fotel, gdzie siedział mój przyjaciel.
- Louis teraz dokładnie mnie posłuchaj. Jeśli dwoje ludzi są w sobie zakochanych, nie ważne jest dla nich miejsce bo są szczęśliwi. Tu liczy się czyn. – popatrzył na mnie wytężając swój wzrok, chcąc bym zrozumiał ukryty przez niego przekaz.
- Co masz na myśli?
- Skoro kochasz Anabel tak jak jeszcze nikogo nie kochałeś i jesteś pewien swoich uczuć względem tej kobiety, to po prostu czemu się jej nie oświadczysz? – spytał energicznie.
- Przyznam, że myślałem o tym parę razy. Jednak boję się, nie tego, że mnie odrzuci, tylko zawsze chciałem być dobrym mężem. Nie wiem czy dorosłem do tak poważnej decyzji.
- Jeśli nie spróbujesz, nigdy się tego nie dowiesz. - powiedział, po czym popatrzył na zegarek. – Niestety będę musiał się zbierać. A tobie Louis dam radę. Kieruj się sercem, to jest najlepszy dorada człowieka. – poklepał mnie po ramieniu i wyszedł. Zostałem sam pośród czterech ścian. Harry nie wrócił dziś na noc, dzięki czemu mogłem sobie wszystko na spokojnie przemyśleć. Zacząłem od tego co powiedział mi Liam. Miał dużo racji. Nie mogę się wahać przez całe swoje życie, bo ktoś może ukraść mi Anabel, miłość mojego życia. W końcu jeśli kocham ją, a ona mnie, o czym ciągle mnie zapewnia, warto byłoby spróbować.

~*~*Następnego dnia

Czas leciał nieubłaganie. Dopiero co wstałem, a już zbliżał się wieczór. Powoli dochodziła godzina dwudziesta, na którą byłem umówiony z Anabel. Ostatni raz sprawdziłem, czy wziąłem pierścionek zaręczynowy. Kiedy już to zrobiłem byłem gotowy do wyjścia. Przekroczyłem próg domu i szybkim krokiem udałem się w stronę podjazdu, na którym stał mój samochód. Prędko wsiadłem do środka i odpalając silnik, udałem się po ukochaną. Pod jej drzwiami stanąłem punktualnie o dwudziestej. Wziąłem głęboki wdech i zapukałem. Odczekałem kilka sekund nim moim oczom ukazała się najpiękniejsza dziewczyna na świecie. Była ubrana w czarną koronkową sukienkę z falbaniastym dołem, podtrzymywaną na ramiączkach, zasuwaną z tyłu złotym zamkiem. Do tego dobrała złote dodatki. Włosy za to pozostawiła rozpuszczone, a twarz pokrywał delikatny makijaż, współgrający z całością. Jej widok sprawił, że nie mogłem wypowiedzieć żadnego słowa. Prościej mówiąc zaniemówiłem z wrażenia.
- Hej. – powitała mnie swoim słodkim głosem i ucałowała w policzek, co przyśpieszyło szybsze bicie serca.
- Cześć. - odpowiedziałem drżącym głosem, nad którym nie mogłem w tej chwili zapanować. - Pięknie wyglądasz.
- Dziękuję. – uśmiechnęła się do mnie. Zapanowała cisza, a my staliśmy w siebie wpatrzeni. Nigdy przy niej aż tak się denerwowałem. Być może spowodowane jest obawą, że mnie odrzuci. Lecz w końcu raz się żyje.
- To jak? Idziemy? – spytałem dając kres przytłaczającemu milczeniu. Dziewczyna tylko pokiwała głową na znak, że się zgadza. Zaczekałem tylko, aż zamknie dom, po czym razem podeszliśmy pod mój pojazd. – Zanim jednak wejdziemy do środka, mam do ciebie taką jedną prośbę. Czy mogłabyś założyć tą opaskę? – spytałem, wyciągając z kieszeni przedmiot i pokazując go dziewczynie.
- Jasne. – bez wahania zgodziła się na to, o co przed momentem ją poprosiłem. Stanąłem za Anabel i czując jej różany szampon, zasłoniłem jej oczy opaską, wiążąc jej końce w malutką kokardkę. Następnie pomogłem jej usiąść wygodnie w fotelu samochodu. Kiedy oboje znaleźliśmy się w środku, ruszyliśmy w drogę.
- Mogę wiedzieć gdzie jedziemy? – spytała z nadzieją w głosie.
- Niespodzianka. – uśmiechnąłem się sam do siebie.
- Może odsłonisz chociaż rąbek tajemnicy?
- Już niedługo zobaczysz wszystko na własne oczy. – odpowiedziałem. Resztę drogi przesiedzieliśmy w ciszy. Kiedy przejechaliśmy most zaparkowałem mój samochód na najbliższym parkingu i opuszczając mój wygodny fotel pokryty mięciutką skórą skierowałem się w stronę drzwi, z których pomogłem spokojnie wysiąść blondynce.
- Czy mogę już ściągnąć opaskę? – spytała, dotykając swoimi dłońmi czarnej tkaniny zasłaniającej jej oczy. Szybkim ruchem rąk powstrzymałem ją od jej zamiaru.
- Jesteśmy już prawie na miejscu. – odpowiedziałem. – A opaskę będziesz mogła ściągnąć za parę minut. Jednak najpierw musimy jeszcze podejść w jedno miejsce. – oznajmiłem jej. Dziewczyna po omacku odnalazła mnie i zarzuciła mi ręce na szyje.
- Wiesz jak trudną sztuką jest chodzenie na dosyć wysokim obcasie nic nie widząc? – na jej twarzy pojawił się cwany uśmieszek.
- Spokojnie. Przecież masz mnie. – poinformowałem swoją ukochaną pozostawiając na jej wargach delikatny pocałunek. – Teraz mi ufasz? – spytałem. Dziewczyna tylko pokiwała głową. Chwyciłem ją więc za rękę. Szliśmy chwiejnym krokiem wzdłuż Tamizy. Po paru minutach spaceru, stanąłem za nią i obejmując ją w pasie z radością oznajmiłem, że jesteśmy na miejscu. Anabel szybko ściągnęła opaskę. Przed nami stał duży biały jacht. – Masz może ochotę popływać? – szepnąłem jej do ucha.
- Z tobą zawsze. – odpowiedziała mi głośniej i ciągnąc mnie za rękę poprowadziła na pokład. Weszliśmy na ostatnie piętro, stając przy czym na niewielkim balkoniku. Było ono przyozdobione czerwono żółtymi kwiatami pośród dużych zielonych liści. Na samym środku stał dwuosobowy stół, przystrojony białym obrusem sięgającym do ziemi. Stały na nim między innymi dwa kieliszki i butelka czerwonego wina oraz talerze, sztućce, serwetki i zapalone świeczki. Po podłodze porozrzucane były płatki czerwonych róż. Odsunąłem Anabel krzesło, a sam zająłem naprzeciwko niej. Nim się obejrzeliśmy, zostaliśmy obsłużeni przez kelnerów. Płynęliśmy statkiem po Tamizie, kołysani delikatnie ruchami jakie wykonywała woda, a nad nami miliony świecących wyjątkowo jasno gwiazd. Jedliśmy przepyszne jedzenie, popijając winem. Śmialiśmy się i wspominaliśmy miniony rok. Kiedy powoli dochodziła dwudziesta druga zebrałem się na odwagę i zacząłem powoli wypełniać plan.
- Anabel dzisiaj świętujemy to, że jesteśmy ze sobą od roku. Cieszę się z tego, że to właśnie ty jesteś moją dziewczyną, a nie kto inny. Kocham cię całym sercem i nie mogę wyobrazić sobie bez ciebie życia. Chociaż nawet bym chciał to i tak nie potrafię. Dzięki tobie zrozumiałem co to jest miłość i wiem, że mam dla kogo codziennie widać nowy dzień.
- Ja ciebie też kocham i nikt inny się dla mnie nie liczy tak jak liczysz się ty. Bez ciebie byłabym nikim, a moje życie przepełniałaby pustka, a życie nie miałoby najmniejszego sensu.
- Jesteś dla mnie tą jedyną, którą każdy z nas stara się znaleźć przez swoje życie. Dlatego postanowiłem zrobić pewien krok do przodu w naszym związku. Nawet nie wiesz jak się boję, ale kiedyś tak czy tak będę musiał to zrobić. A dzisiaj jest na to najodpowiedniejszy moment. Nie będę czekał do kolejnego roku. – wkładając prawą rękę do kieszeni, powoli zsunąłem się krzesła klękając przed swoją ukochaną. Wyciągnąłem ku niej czarne zamszowe pudełeczko i wolno je otwierając. – Anabel czy uczynisz mnie najszczęśliwszym mężczyzną na ziemi i zostaniesz moją żoną? – spytałem lekko się uśmiechając.
- Louis. – wyszeptała moje imię. Po jej policzkach zaczęły spływać łzy. Łzy szczęścia. – Oczywiście, że uczynię cię najszczęśliwszym mężczyzną na świecie, bo ty w tej chwili zrobiłeś to samo ze mną. Zostanę twoją żoną. – powiedziała szeroko się uśmiechając. Wsunąłem jej na palec pierścionek z białego złota z oczkiem w kształcie lilii wysadzanym ametystem, a w środku małymi cyrkoniami. Kiedy już to uczyniłem odrzuciłem pudełeczko za siebie i przyciągnąłem Anabel do siebie złączając nasze usta w czułym pocałunku powoli przeradzającym się w coraz namiętniejszy. Nad nami zostały wystrzelone fajerwerki. Czułem się najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Cieszyłem się z tego, że będę mógł spędzić resztę swojego życia z osobą, którą tak bardzo kocham.


***

Cześć Wam! Na samym początku chciałabym podziękować za tak dużo miłych komentarzy pod prologiem. Na prawdę nie spodziewałam się tego. Bardzo się cieszę, że się podobał, bo przyłożyłam do niego starań, tak jak do dzisiejszego rozdziału, i mam nadzieję, że również przypadnie Wam do gustu. Szczerze mówiąc, sama jestem z niego zadowolona. Opiszę jeszcze może jeden lub dwa rozdziały, w których pojawią się postacie związane z chłopcami. Nie chcę zdradzić za dużo. Obiecuję też, że już niedługo pojawi się Jade. Życzę miłego dnia.

niedziela, 12 sierpnia 2012

♔Prolog



Nastał 12 października 2005 roku. Jeden z tych nielicznych dni, pod czas których o tej porze roku w Londynie nie padało. Jednak na zewnątrz było jakoś tak szarawo. Najlepszym rozwiązaniem na spędzenie czasu było pozostanie w domu i leżenie w przytulnym łóżeczku, przykryty ciepłą kołderką z nadzieją, że jutro zza chmur wyjdzie upragnione słońce. Było to takie rzadkie zjawisko w ów mieście, nawet latem. W jednej z londyńskich dzielnic, w starej i ponurej kamienicy na drugim piętrze mieszkała pewna niezwykła rodzina. Państwo Losterowie wraz z córeczką, której na chrzcie nadali imię Jade, byli szczęśliwą i kochającą się rodziną, pomimo braku niektórych środków niezbędnych do życia. James szykował się właśnie do podróży służbowej powierzonej mu przez szefa. Rodziny nie stać było na własny samochód, dlatego też za środek lokomocji wybrał pociąg.
- Jade! - zawołała Lily. - Idziemy odprowadzić tatę na dworzec. - powiadomiła dziesięciolatkę siedzącą przed niewielkim telewizorkiem i oglądającą w najlepsze jakąś bajkę. Dziewczynka pośpiesznie wstała z kanapy i pobiegła do przedpokoju, gdzie czekała na nią matka. Kiedy kobieta z córką zakładały na siebie ciepłe ubrania, jej mąż ostatni raz sprawdził czy nic istotnego nie przeoczył w pakowaniu. Gotowy do drogi wyszedł z pokoju ze swoim bagażem, a następnie całą rodziną opuścili mieszkanie, a potem kamienicę, najpierw jednak zamykając drzwi na klucz. Spacerkiem udali się w stronę dworca. Jade skakała po kałużach, jednych śladach wczorajszego deszczu. Natomiast małżeństwo o czymś rozmawiało. Niebawem byli na miejscu, które dzisiaj świeciło pustkami. Stanęli na peronie dziewiątym, oczekując pociągu. Mieli jeszcze trochę czasu do jego przyjazdu. Pan Loster zdecydował, że zacznie się powoli żegnać ze swoją żoną i córką, zaczynając od dziesięciolatki. Podszedł do małej, drobnej istoty, przyklękając tak, że jego twarz była na wysokości buźki dziecka.
- Będę za tobą tęsknił. - zaczął swoją wypowiedź. - Postaram się wrócić jak najszybciej. A tym czasem, opiekuj się mamą. Proszę cię o to, bo jesteś już dużą, ładną i odważną dziewczynką.
- Dobrze tato, zrobię co karzesz. Ja też będę tęskniła. - powiedziała, przytulając się do ojca. Kiedy już skończył, wolnym krokiem szedł ku swojej ukochanej żonie, która stała prawie blisko krawędzi.
- Kocham cię. - nie musiał nic więcej mówić, bo Lily go świetnie rozumiała. I na odwrót. Bardzo się kochali, co było widać na pierwszy rzut oka. Poznali się w szkole średniej, gdzie zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia. Niedługo po jej skończeniu postanowili się pobrać i po dzisiejszy dzień nie żałowali tej decyzji, mimo iż rodzina każdej ze stron nie pochwalała tego związku.
- Ja ciebie też. Będziemy tęskniły z Jade. - oznajmiła przytulając się do Jamesa.
- Jak będę miał możliwość dzwonienia do was co dziennie, na pewno tak zrobię. - poinformował żonę, całując ją w czoło. Stali tak jeszcze przez dłuższą chwilę wtuleni w siebie, aż do momentu kiedy to się stało. Z ogromną prędkością nadjechał pociąg i wciągnął tę dwójkę pod szyny. Na peronie rozniosły się krzyki małej dziewczynki biegającej bezradnie. Po jej bladych policzkach zaczęły spływać gorzkie łzy. Łzy strachu i bólu.

~*~*
Obudziłam się z krzykiem, mokra od potu. Nade mną stała przerażona ciocia Anne.
- Co się stało kochanie? - spytała ciepłym tonem, siadając obok i głaskając mnie swoją ciepłą ręką po głowie.
- Śnił mi się ten sam sen co zawsze. - odpowiedziałam ze łzami w oczach.
- Już dobrze. - powiedziała, przytulając mnie mocno do siebie. Tej nocy już nie zasnęłam. Rankiem, po śniadaniu, ciocia zaprowadziła mnie do pani Marry, jednego z lepszych miejscowych psychologów. Od tej pory chodziłam do niej regularnie przez kilka lat. Już pod czas pierwszego spotkania, poradziła bym znalazła sobie zajęcie, które oderwie mnie od rzeczywistości, w którym będę mogła się zatracać, zapomnieć o problemach, jakieś hobby. W tedy właśnie zaczęłam interesować się muzyką. Miałam wówczas jedenaście lat.

~*~*
Kiedy skończyłam trzynaście lat, widząc moje nieustające zamiłowanie do muzyki, ciocia posłała mnie na prywatne lekcje gry na gitarze. Jak na swój wiek, uczyłam się szybko i z łatwością pojmowałam nowe chwyty. Według pana Petera, byłam jednym z lepszych i zdolniejszych uczniów, które pobierały u niego lekcje. W tedy też zaczęłam komponować i pisać teksty, które z dnia na dzień były coraz lepsze.

~*~*
Mam już siedemnaście lat. Na dworzec, a tak dokładnie peron dziewiąty staram się przychodzić każdego dnia. Może to dziwne, że akurat tutaj, w miejsce gdzie straciłam rodziców. Zazwyczaj bywa tak, że ludzie unikają tych zakamarków, gdzie doświadczyli tragedii. Jednak ja czuję tutaj ich obecność. Przynoszę tu swoje problemy, wątpliwości. Nie mam za wielu przyjaciół. Może nie trzymam się jakoś na uboczu, ale jednak jestem nie ufna wobec innych. Nie chcę jeszcze bardziej cierpieć, przez nieodpowiednie towarzystwo. Uważam, że przez ostatnie siedem niepełnych lat, nacierpiałam się aż za dość jak na przeciętnego dzieciaka. Jedynymi osobami, którymi w pełni ufam i mogę sobie szczerze porozmawiać są moja ciocia Anne, młodsza siostra mamy, i najlepsza przyjaciółka Holly, którą poznałam jeszcze za czasów piaskownicy. Po dzisiejszy dzień zadaję sobie jedno i to samo pytanie zaczynające się od słów ,,co by było gdyby''. Jak wyglądałoby moje życie gdyby mama i tata żyli i byli tu razem ze mną? Tego niestety nigdy się nie dowiem. Żałuję, że nie mogłam ich bliżej poznać. Chciałabym nawet odbyć z nimi tą swoją pierwszą kłótnię, zaliczane do konfliktów pokoleń. Czy to o bałagan, strój, zawalenie szkoły czy nawet późny powrót do domu w nietrzeźwym stanie. To uczucie, że już więcej kogoś nie spotkasz, towarzyszyło mi przez pierwsze lata od czasu tego wypadku. Mimo iż minęło już kilka lat, nadal słyszę mój krzyk, czuję łzy na policzkach. Gdy zamykam oczy, widzę to co się w tedy stało, dzień kiedy zostałam sierotą. Nigdy o tym nie zapomnę. Jednak nie jest to aż tak nasilające się wspomnienie jak w tedy od dnia po ich tragicznej śmierci. Nie śni mi się to po nocach. Nie budzę się mokra z płaczem i krzykiem. A co najważniejsze, nie potrzebuję już pomocy psychologa. Wyszłam z tego. To dzięki muzyce. To ona mi pomogła przez to wszystko przetrwać. Przywróciła mnie z powrotem do życia. Dzięki niej wstawałam rano z łóżka. Ona stała się moją pasją, czymś co jest cząstką mnie, bez której nigdzie się nie ruszę. Dawała mi poczucie, że mam po co żyć, że mam się w czym zatracić. Śpiew, gra na gitarze, komponowanie i pisanie swoich własnych tekstów, to te czynności odrywały mnie od szarej rzeczywistości. Bez tego byłabym nikim.


***


Witam wszystkich na moim już trzecim z kolei blogu. Bardzo cieszyłby mnie fakt, iż podoba Wam się napisany przeze mnie prolog, lecz wolę szczere komentarze, bo przynajmniej wiem co zmienić, a co mi dobrze wychodzi. Nie jestem szczególnie uzdolniona w kierunku pisarstwa, ale w głowie kręci mi się wiele pomysłów i szkoda by było gdyby się zmarnowały. Dlatego też zaczęłam pisać blogi z opowiadaniami o One Direction. Drugim powodem jest to, że jestem ich fanką. To między innym wyjaśnia fakt, czemu chłopcy są jednymi z głównych bohaterów.