*Oczami Estery
Nadszedł dzień zakończenia roku szkolnego, a co się z tym wiąże, wakacje. Całe dwa miesiące słodkiego nieustającego lenistwa. Czas wyczekiwany przez wszystkich uczniów od pierwszego września do ostatniego czerwcowego dnia roboczego. Dziesięć ciągnących się miesięcy ciężkiej nauki. Te wakacje miały być moimi pierwszymi bez rodziców. Uzgodniłam z bratem, który mieszka w Londynie, że przyjadę do niego razem z moją przyjaciółką Ericą. Z jednej strony cieszyłam się, że nie będę musiała wstawać wcześnie rano do szkoły i uczyć się dzień w dzień czy to na sprawdziany, kartkówki lub w razie wzięcia do odpowiedzi, ale kończyłam już trzecią klasę gimnazjum co oznacza rozstanie ze swoją klasą, z którą chodziłam przez dziewięć lat. Wszyscy byli dla mnie taką ,,rodzinką’’, w końcu widywaliśmy się prawie każdego dnia. Nie wyobrażam sobie mojego dalszego kształcenia bez moich koleżanek i kolegów. Na ten dzień przygotowywałam się już od kilku tygodni. Nie trudno było przewidzieć płacz, mimo, że leżę jeszcze w łóżku i czekam aż zadzwoni budzik, na myśl rozstania z tymi ludźmi chce mi się płakać. W końcu zrozumiałam słowa wierszyka, który wpisała mi moja wychowawczyni do pamiętnika w pierwszej klasie podstawówki. Porównując szkolne lata do rzeki odnoszące się do czasu, którego nie da się ani zatrzymać, ani cofnąć, już w tedy uświadamiając, że będzie mi tego żal. I nie pomyliła się. Wiele bym dała by być jeszcze dzieckiem, a co się z tym wiąże, prowadzić beztroskie życie. A tak to po wakacjach pójdę do liceum, zwanej szkołą dojrzałości. Moje przemyślenia przerwał nieprzyjemny dla uszu dźwięk mojego budzika. Pośpiesznie wyłączyłam urządzenie i odrzucając kołdrę w bok, podniosłam się z łóżka i wolnym krokiem powędrowałam do łazienki. Wykonawszy wszystkie codzienne czynności, założyłam odświętne ubrania jak każdy uczeń, w których wchodziła w skład prosta czarna sukienka oraz czarne buty na słupku i kopertówka. Włosy natomiast pozostawiłam rozpuszczone. Gotowa zeszłam na dół, gdzie czekała na mnie moja mama z pysznym śniadaniem, w postaci naleśników z dżemem, bitą śmietaną i owocami. Konsumując przygotowany przez rodzicielkę posiłek i popijając go herbatką, tak ważnym elementem w tym kraju, słuchałam wiadomości wydobywających się z niewielkiego telewizorka stojącego na lodówce. Pozostawiając po sobie puste naczynia, włożyłam je do zmywarki. W tym samym czasie, po domu rozniósł się dźwięk dzwonka. Domykając drzwiczki od urządzenia, pobiegłam do przedpokoju otworzyć drzwi. We framudze stała Ericka obdarowywując mnie serdecznym uśmiechem tak częstym zjawiskiem na jej twarzy. Była ubrana w czarną przylegającą spódnicę przed kolana i w sadzoną w nią białą koszulę niedopiętą do końca, buty na słupkach i małą podręczną torebeczkę przewieszoną przez rami. Na oczy miała założone nerdy, bez których nigdzie się nie ruszała. Kiedy przywitałam moją przyjaciółkę, poinformowałam mamę krzykiem, że wychodzę. Po drodze rozmawiałyśmy o wszystkim po trochu. Niebawem doszłyśmy pod kościół, w którym miała odbyć się msza na zakończenie roku. W tłumie uczniów i gdzie nie gdzie stojących nauczycieli, odszukałyśmy swoich koleżanek z klasy. Pośpiesznie udałyśmy się w ich stronę. Kiedy już się przywitałyśmy, weszłyśmy to Domu Bożego by zająć sobie miejsca, których prawie, że nie było. Siadłyśmy sobie w piątej ławce od przodu. Chwilę potem dało się usłyszeć dźwięk dzwonu, po którym wyszedł ksiądz, nauczający w naszej szkole religii, w towarzystwie ministrantów i rozpoczął msze. Kazanie było związane ze szkołą, a te wszystkie historyjki, które kapłan przytaczał, z naszą klasą. Już w tedy zbierało mi się na płacz. Jak nigdy msza z takiej okazji, szybko zleciała. Wraz z wychowawcami udaliśmy się do szkoły. Na sali gimnastycznej odbył się apel, nic nie różniący się od tego w tamtym roku. Po skończonej akademii głos zajął pan dyrektor. Następnie rozeszliśmy się do klas. Kiedy już się tam znaleźliśmy, wygłosiliśmy długie podziękowanie za trzy lata opieki nad nami i przekazanej nauki, przepraszając jednocześnie za wszystkie problemy, które stwarzaliśmy. Nasza pani rozdała nam świadectwa ukończenia gimnazjum oraz podejścia do testów gimnazjalnych oraz nagrody książkowe. Życząc dalszych sukcesów w nauce oraz życiu dorosłego człowieka, które powoli zbliżało się, pożegnała nas. Kierując się z Ericą do wyjścia po moich policzkach zaczęły spływać zły. To uczucie, że stawiasz tu swoje ostatnie kroki i nigdy nie wejdziesz w mury tego budynku publicznego gimnazjum i nie wejdziesz po wakacjach do klasy w tym samym składzie co przez ostatnie dziewięć lat zaczynając opowiadać co robiło się przez ostatnie dwa miesiące. Przyjaciółka widząc to, przytuliła mnie do siebie. Nie musiała o nic pytać, wszystko doskonale wiedziała. W końcu w głębi serca przeżywała to samo. Postałyśmy jeszcze kilka minut w ciszy i wyszłyśmy ze szkoły. Na zewnątrz pożegnałyśmy się z naszymi znajomymi. Pod dom zaszłam w ciągu dwudziestu minut. Z Ericą umówiłam się na lotnisku, gdyż jeszcze dziś o piętnastej mamy lot to Londynu. Ostatni raz sprawdziłam czy wszystko wzięłam. Kiedy już to zrobiłam, zasunęłam walizkę i biorąc przygotowane na wyjazd ubrania, udałam się do łazienki. Napuściłam wody do wanny dodając płynu z bąbelkami. Zakręcając kurek, zanurzyłam się o szyję. Myślałam o tym jak będziemy spędzały czas w Londynie. W każdym razie mam nadzieję, że tegoroczne wakacje będą niezapomniane.
- Estera! Za godzinę masz samolot! Więc wychodź już z tej łazienki! – z zamyślenia wyrwał mnie głos mojej rodzicielki dobijającej się do drzwi. Jak ten czas szybko leci. Pośpiesznie wynurzyłam się z wody i wycierając moim białym ręcznikiem, który miałam pod ręką, wyszłam całkowicie z wanny i podeszłam pod wiklinowy koszyk. Wzięłam z niego pozostawione wcześniej ubrania i założyłam je na siebie. Następnie stojąc przed lustrem, chwyciłam swoje blond włosy i związałam je w wysokiego kucyka. Uznając, że nie wyglądam najgorzej, opuściłam pomieszczenie i przeszłam do swojego pokoju. Rozglądnęłam się dookoła. Nie zauważyłam nigdzie swojej walizki, co oznaczało, że tata już zapakował ją do samochodu. Zabierając swoją czarną torebkę ostatni raz rzuciłam wzrokiem na sypialnię i wychodząc z pomieszczenia, udałam się w stronę schodów, po których zbiegłam, tym samym znalazłam się na dole. Oznajmiłam rodzicom, że możemy już jechać. Całą trójką wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do zaparkowanego na podjeździe auta. Przez całą drogę patrzyłam przez szybę oglądając dobrze znane mi miejsca w Doncaster, tak jakbym miała tu nigdy nie wrócić lub dopiero co się wprowadzić się do tego miasta. Po dwudziestu minutach drogi dojechaliśmy na lotnisko. Przed wejściem czekała na nas Erica i jej rodzice. Ciągnąc walizkę, pośpiesznie udaliśmy się w ich stronę. Kiedy wszyscy się przywitali, całą szóstką weszliśmy do zatłoczonego budynku.
- Pasażerów lecących z Doncaster do Londynu prosimy o udanie się do odprawy. - nadano komunikat informujący, że zaraz mamy lot. Erica pożegnała się ze swoimi rodzicami, a ja ze swoimi.
- Pilnujcie się wzajemnie z Ericą. - zaczęła instruować mnie moja zmartwiona rodzicielka.
- Dobrze mamo. – przytaknęłam.
- I pamiętaj, że zawsze możesz do nas zadzwonić. O każdej porze. W dzień czy w nocy.
- Dobrze.
- Będziemy za tobą tęsknić z mamą.
- Ja za wami też.
- Pozdrów od nas Louisa.
- Dobrze. Tak zrobię. - powiedziałam, po czym przytuliłam się do rodziców i razem z moją przyjaciółką udałyśmy się w stronę odprawy. Po dziesięciu minutach siedziałyśmy wygodnie w samolocie.
- Proszę wszystkich pasażerów o zapięcie pasów. Zaraz odlatujemy. - poinformowała nas stewardesa. Tak jak poleciła tak też zrobiłyśmy. Nagle wzbiłyśmy się w przestworza. Cieszyłam się, że za niecałe trzy godziny spotkam się z bratem. Tak bardzo dawno go nie widziałam. Rzadko też dzwoni, w końcu większość jego czasu pochłania zespół, czy też jego dziewczyna.
- Zastanawiałaś się co będziemy robiły w Londynie? – spytałam przyjaciółkę siedzącą po mojej lewej ręce, zajmując miejsce koło okna.
- Znając nas to co pierwsze zrobimy to udamy się na szalone zakupy w londyńskich butikach. A potem może wyskoczymy do jakiegoś klubu, pozwiedzamy. – odpowiedziała na moje pytanie.
- Ty to wymyśliłaś? Bo mi się wydawało, że to ja. – powiedziałam, po czym obie wybuchłyśmy śmiechem. Fakt. Zazwyczaj myślimy podobnie. – Ale zapomniałaś dodać do listy koncert One Direction, albo ich próbę.
- Po co próbę? – spytała ze śmieszną minę. Lecz po chwili namysłu zrozumiała o co mi chodziło. - Czyżby chodziło ci o Josha Devine?
- Dokładnie tak. – pokiwałam twierdząco głową uśmiechając się na samą myśl o tym chłopaku.
- No wiesz. Twój brat ma takich ładnych przyjaciół, a tobie perkusista po głowie chodzi.
- Bywa. To nie moja wina, że żaden nie równa się jego urodzie.
- Kwestia gustu.
- Czy ja o czymś nie wiem?
- Niby o czym?
- No nie wiem, może który z One Direction ci się podoba?! – krzyknęłam i zaczęłam łaskotać brązowowłosą.
- Przestań! Żaden mi się nie podoba. – mówiła przez śmiech, próbując odepchnąć moje ręce.
- Do prawdy? – spytałam z niedowierzaniem.
- Nie znam ich, a nie chcę oceniać po wyglądzie, bo bym musiała powiedzieć, że wszyscy. – zażartowała, po czym zaczęłyśmy się śmiać. Resztę lotu spędziłyśmy wygłupiając się, śmiejąc z dowcipów opowiadanych przez moją towarzyszkę i słuchając muzyki.
- Proszę o zapięcie pasów. Za chwilę lądujemy. - zakomunikowała stewardesa. Po raz kolejny zrobiłyśmy to co podała w instrukcjach. Po paru minutach wylądowaliśmy. Po kolejnych, już z bagażami czekałyśmy na mojego brata.
- Estera! Za godzinę masz samolot! Więc wychodź już z tej łazienki! – z zamyślenia wyrwał mnie głos mojej rodzicielki dobijającej się do drzwi. Jak ten czas szybko leci. Pośpiesznie wynurzyłam się z wody i wycierając moim białym ręcznikiem, który miałam pod ręką, wyszłam całkowicie z wanny i podeszłam pod wiklinowy koszyk. Wzięłam z niego pozostawione wcześniej ubrania i założyłam je na siebie. Następnie stojąc przed lustrem, chwyciłam swoje blond włosy i związałam je w wysokiego kucyka. Uznając, że nie wyglądam najgorzej, opuściłam pomieszczenie i przeszłam do swojego pokoju. Rozglądnęłam się dookoła. Nie zauważyłam nigdzie swojej walizki, co oznaczało, że tata już zapakował ją do samochodu. Zabierając swoją czarną torebkę ostatni raz rzuciłam wzrokiem na sypialnię i wychodząc z pomieszczenia, udałam się w stronę schodów, po których zbiegłam, tym samym znalazłam się na dole. Oznajmiłam rodzicom, że możemy już jechać. Całą trójką wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do zaparkowanego na podjeździe auta. Przez całą drogę patrzyłam przez szybę oglądając dobrze znane mi miejsca w Doncaster, tak jakbym miała tu nigdy nie wrócić lub dopiero co się wprowadzić się do tego miasta. Po dwudziestu minutach drogi dojechaliśmy na lotnisko. Przed wejściem czekała na nas Erica i jej rodzice. Ciągnąc walizkę, pośpiesznie udaliśmy się w ich stronę. Kiedy wszyscy się przywitali, całą szóstką weszliśmy do zatłoczonego budynku.
- Pasażerów lecących z Doncaster do Londynu prosimy o udanie się do odprawy. - nadano komunikat informujący, że zaraz mamy lot. Erica pożegnała się ze swoimi rodzicami, a ja ze swoimi.
- Pilnujcie się wzajemnie z Ericą. - zaczęła instruować mnie moja zmartwiona rodzicielka.
- Dobrze mamo. – przytaknęłam.
- I pamiętaj, że zawsze możesz do nas zadzwonić. O każdej porze. W dzień czy w nocy.
- Dobrze.
- Będziemy za tobą tęsknić z mamą.
- Ja za wami też.
- Pozdrów od nas Louisa.
- Dobrze. Tak zrobię. - powiedziałam, po czym przytuliłam się do rodziców i razem z moją przyjaciółką udałyśmy się w stronę odprawy. Po dziesięciu minutach siedziałyśmy wygodnie w samolocie.
- Proszę wszystkich pasażerów o zapięcie pasów. Zaraz odlatujemy. - poinformowała nas stewardesa. Tak jak poleciła tak też zrobiłyśmy. Nagle wzbiłyśmy się w przestworza. Cieszyłam się, że za niecałe trzy godziny spotkam się z bratem. Tak bardzo dawno go nie widziałam. Rzadko też dzwoni, w końcu większość jego czasu pochłania zespół, czy też jego dziewczyna.
- Zastanawiałaś się co będziemy robiły w Londynie? – spytałam przyjaciółkę siedzącą po mojej lewej ręce, zajmując miejsce koło okna.
- Znając nas to co pierwsze zrobimy to udamy się na szalone zakupy w londyńskich butikach. A potem może wyskoczymy do jakiegoś klubu, pozwiedzamy. – odpowiedziała na moje pytanie.
- Ty to wymyśliłaś? Bo mi się wydawało, że to ja. – powiedziałam, po czym obie wybuchłyśmy śmiechem. Fakt. Zazwyczaj myślimy podobnie. – Ale zapomniałaś dodać do listy koncert One Direction, albo ich próbę.
- Po co próbę? – spytała ze śmieszną minę. Lecz po chwili namysłu zrozumiała o co mi chodziło. - Czyżby chodziło ci o Josha Devine?
- Dokładnie tak. – pokiwałam twierdząco głową uśmiechając się na samą myśl o tym chłopaku.
- No wiesz. Twój brat ma takich ładnych przyjaciół, a tobie perkusista po głowie chodzi.
- Bywa. To nie moja wina, że żaden nie równa się jego urodzie.
- Kwestia gustu.
- Czy ja o czymś nie wiem?
- Niby o czym?
- No nie wiem, może który z One Direction ci się podoba?! – krzyknęłam i zaczęłam łaskotać brązowowłosą.
- Przestań! Żaden mi się nie podoba. – mówiła przez śmiech, próbując odepchnąć moje ręce.
- Do prawdy? – spytałam z niedowierzaniem.
- Nie znam ich, a nie chcę oceniać po wyglądzie, bo bym musiała powiedzieć, że wszyscy. – zażartowała, po czym zaczęłyśmy się śmiać. Resztę lotu spędziłyśmy wygłupiając się, śmiejąc z dowcipów opowiadanych przez moją towarzyszkę i słuchając muzyki.
- Proszę o zapięcie pasów. Za chwilę lądujemy. - zakomunikowała stewardesa. Po raz kolejny zrobiłyśmy to co podała w instrukcjach. Po paru minutach wylądowaliśmy. Po kolejnych, już z bagażami czekałyśmy na mojego brata.
*Oczami Louisa
- Louis! – usłyszałem głos mojej siostry, a po chwili we własnej osobie uwiesiła mi się na szyi.
- Estera. Jak ja cię dawno nie widziałem. – powiedziałem, przytulając ją do siebie. – Nawet nie wiesz jak za wami tęskniłem.
- My za tobą też. Ale mógłbyś tak od czasu do czasu zadzwonić. – oznajmiła z obrażoną miną. – Spokojnie Louis. Rozumiemy, że musisz dbać o karierę. Nie mamy do ciebie żalu. – dodała patrząc na wyraz mojej twarzy i lekko z pięści uderzyła mnie w ramię. - A właśnie, mama i tata kazali cię pozdrowić.
- Jak zadzwonią, przekaż im, że dziękuję i też ich pozdrów. – poleciłem jej. Następnie odszedłem od siostry by przywitać się z jej towarzyszką.
- Hej Ericka. – powiedziałem i przytuliłem ją. Za nią również tęskniłem. Traktowałem ją jak własną siostrę, może między innymi dlatego, że znałem brązowowłosą od dawna i tak samo jak ja lubiła się wygłupiać, co nas zbliżało do siebie.
- Cześć Louis. – odwzajemniła gest. Kiedy w końcu uwolniłem się spod objęć, dziewczyny stanęły obok siebie, a ja naprzeciwko nich.
- Ale wy wyrosłyście. - oznajmiłem patrząc na dwie szesnastolatki, na co one wybuchły śmiechem. - Nie było mnie tylko półtora roku. - kiedy już się uspokoiły, wzięły walizki i udaliśmy się w kierunku wyjścia z lotniska po drodze rozmawiając. – Pamiętajcie! Jesteście pod moją opieką, więc macie mnie słuchać, a jak będziecie miały jakiś problem, możecie przyjść i się wygadać, a ja wam zawsze pomogę. Wszystko jasne?
- Jak słońce. - odpowiedziały na moje pytanie jednocześnie.
- Louis. - zaczęła niepewnie Erica. - Moja walizka jest zbyt ciężka. Mógłbyś coś z tym zrobić?
- Tak Louis. Moja tak samo.
- Możemy wyrzucić parę rzeczy. - zaproponowałem.
- Tylko żartowałyśmy! – krzyknęły.
- A ja nie. – powiedziałem uśmiechając się pod nosem. Cieszyłem się z tego, że będę miał komu wycinać żarty i od czasu do czasu podenerwować. – Anabel te chciała po was przyjechać. – oznajmiłem dziewczynom idąc po parkingu w stronę mojego samochodu, o który opierała się blondynka. Kiedy nas zauważyła, od razu zaczęła iść w naszą stronę.
- Estera! Jak znowu miło cię zobaczyć. – powiedziała na widok mojej siostry, którą poznała pod czas naszej wizyty parę miesięcy temu u mnie w rodzinnym domu. Na całe szczęście dziewczyny bardzo się polubiły.
- I wzajemnie. – blondynki uścisnęły się na powitanie. Następnie moja narzeczona podeszła do brązowowłosej.
- Jestem Anabel. – przedstawiła się z uśmiechem wyciągając dłoń w jej stronę.
- Ericka. Miło cię poznać.
- Mnie również. – kiedy dziewczyny witały i zapoznawały się, postanowiłem zapakować ich bagaże. Nim się obejrzałem, cała trójka siedziała wygodnie w aucie, przypięta pasami. Po chwili sam do nich dołączyłem i ruszyliśmy w stronę mojego oraz Harrego domu. Na drogach panowały straszne korki, jak to w dużych miastach bywa. Po ponad półgodziny drogi, byliśmy na miejscu.
- Mam nadzieję, że jesteście głodne, bo chłopcy mieli przygotować kolację. – oznajmiłem dziewczynom, jednocześnie wyciągając ich ciężkie bagaże.
- I to bardzo. – odpowiedziały równocześnie, jak to miały w zwyczaju. Kiedy przekroczyliśmy próg domu zastaliśmy jak dla mnie co dzienną sytuację, lecz nie wiem jak odebrały ją dziewczyny. Pomiędzy kuchnią a salonem biegał podenerwowany Liam. Starał się uspokoić chłopaków.
- Niall przestań wyjadać jedzenie, bo to na kolację! Zayn wychodź z tej łazienki! Ileż można układać sobie fryzurę?! Na Boga! Harry ubierz się! Nie każdy przyzwyczajony jest do tego widoku! – wrzeszczał bezradnie Daddy Direction.
- Przyzwyczaicie się. - powiedziałem do dziewczyn, klepiąc każdą po ramieniu.
- Louis! Nareszcie! Co tak długo?!
- Korki. - odpowiedziałem przyjacielowi. Zostawiając walizki w dużym przedpokoju, udaliśmy się do salonu. Czekała tam na nas reszta. - To jest moja siostra Estera, a to jej najlepsza przyjaciółka Erica. A to są pozostali członkowie One Direction. Harry, Niall, Liam i Zayn. - przedstawiłem ich sobie wzajemnie.
- Bardzo miło was poznać. Louis dużo nam o was opowiadał. - oznajmił Liam.
- Nam również miło was poznać. - odpowiedziała Erica.
- To jak już dziewczyny są, możemy zjeść tą kolację? - ponaglał nas Horan. Nie zwlekając ani chwili dłużej zasiedliśmy do stołu i zajadaliśmy się pysznie przygotowanym posiłkiem przez samego Nialla. Kto jak kto, ale ten młody Irlandczyk umiał gotować.
- Korzystając z okazji, że jesteśmy tutaj wszyscy, chciałbym coś ogłosić. A więc ja i Anabel zaręczyliśmy się. - oznajmiłem.
- Czemu nic nie mówiliście?! - dopytywał Niall.
- Czekaliśmy z Lou, aż dziewczyny przyjadą. - odpowiedziała mu blondynka.
- Gratuluję wam. - Estera przytuliła nas, a my grzecznie podziękowaliśmy. Od razu zaczęły się setki pytań.
- Ustaliliście już datę? - spytał Liam.
- Myślimy nad końcem tego rocznych wakacji. – oznajmiła blondynka, trzymając mnie za dłoń.
- Przepraszam na chwilę. - Harry podniósł się z krzesła i wyszedł z jadalni.
- A jemu co się stało? – spytałem.
- Nie wiem, ale porozmawiam z nim. - powiedziała Anabel. Puściła moją dłoń i również opuściła pomieszczenie.
- My za tobą też. Ale mógłbyś tak od czasu do czasu zadzwonić. – oznajmiła z obrażoną miną. – Spokojnie Louis. Rozumiemy, że musisz dbać o karierę. Nie mamy do ciebie żalu. – dodała patrząc na wyraz mojej twarzy i lekko z pięści uderzyła mnie w ramię. - A właśnie, mama i tata kazali cię pozdrowić.
- Jak zadzwonią, przekaż im, że dziękuję i też ich pozdrów. – poleciłem jej. Następnie odszedłem od siostry by przywitać się z jej towarzyszką.
- Hej Ericka. – powiedziałem i przytuliłem ją. Za nią również tęskniłem. Traktowałem ją jak własną siostrę, może między innymi dlatego, że znałem brązowowłosą od dawna i tak samo jak ja lubiła się wygłupiać, co nas zbliżało do siebie.
- Cześć Louis. – odwzajemniła gest. Kiedy w końcu uwolniłem się spod objęć, dziewczyny stanęły obok siebie, a ja naprzeciwko nich.
- Ale wy wyrosłyście. - oznajmiłem patrząc na dwie szesnastolatki, na co one wybuchły śmiechem. - Nie było mnie tylko półtora roku. - kiedy już się uspokoiły, wzięły walizki i udaliśmy się w kierunku wyjścia z lotniska po drodze rozmawiając. – Pamiętajcie! Jesteście pod moją opieką, więc macie mnie słuchać, a jak będziecie miały jakiś problem, możecie przyjść i się wygadać, a ja wam zawsze pomogę. Wszystko jasne?
- Jak słońce. - odpowiedziały na moje pytanie jednocześnie.
- Louis. - zaczęła niepewnie Erica. - Moja walizka jest zbyt ciężka. Mógłbyś coś z tym zrobić?
- Tak Louis. Moja tak samo.
- Możemy wyrzucić parę rzeczy. - zaproponowałem.
- Tylko żartowałyśmy! – krzyknęły.
- A ja nie. – powiedziałem uśmiechając się pod nosem. Cieszyłem się z tego, że będę miał komu wycinać żarty i od czasu do czasu podenerwować. – Anabel te chciała po was przyjechać. – oznajmiłem dziewczynom idąc po parkingu w stronę mojego samochodu, o który opierała się blondynka. Kiedy nas zauważyła, od razu zaczęła iść w naszą stronę.
- Estera! Jak znowu miło cię zobaczyć. – powiedziała na widok mojej siostry, którą poznała pod czas naszej wizyty parę miesięcy temu u mnie w rodzinnym domu. Na całe szczęście dziewczyny bardzo się polubiły.
- I wzajemnie. – blondynki uścisnęły się na powitanie. Następnie moja narzeczona podeszła do brązowowłosej.
- Jestem Anabel. – przedstawiła się z uśmiechem wyciągając dłoń w jej stronę.
- Ericka. Miło cię poznać.
- Mnie również. – kiedy dziewczyny witały i zapoznawały się, postanowiłem zapakować ich bagaże. Nim się obejrzałem, cała trójka siedziała wygodnie w aucie, przypięta pasami. Po chwili sam do nich dołączyłem i ruszyliśmy w stronę mojego oraz Harrego domu. Na drogach panowały straszne korki, jak to w dużych miastach bywa. Po ponad półgodziny drogi, byliśmy na miejscu.
- Mam nadzieję, że jesteście głodne, bo chłopcy mieli przygotować kolację. – oznajmiłem dziewczynom, jednocześnie wyciągając ich ciężkie bagaże.
- I to bardzo. – odpowiedziały równocześnie, jak to miały w zwyczaju. Kiedy przekroczyliśmy próg domu zastaliśmy jak dla mnie co dzienną sytuację, lecz nie wiem jak odebrały ją dziewczyny. Pomiędzy kuchnią a salonem biegał podenerwowany Liam. Starał się uspokoić chłopaków.
- Niall przestań wyjadać jedzenie, bo to na kolację! Zayn wychodź z tej łazienki! Ileż można układać sobie fryzurę?! Na Boga! Harry ubierz się! Nie każdy przyzwyczajony jest do tego widoku! – wrzeszczał bezradnie Daddy Direction.
- Przyzwyczaicie się. - powiedziałem do dziewczyn, klepiąc każdą po ramieniu.
- Louis! Nareszcie! Co tak długo?!
- Korki. - odpowiedziałem przyjacielowi. Zostawiając walizki w dużym przedpokoju, udaliśmy się do salonu. Czekała tam na nas reszta. - To jest moja siostra Estera, a to jej najlepsza przyjaciółka Erica. A to są pozostali członkowie One Direction. Harry, Niall, Liam i Zayn. - przedstawiłem ich sobie wzajemnie.
- Bardzo miło was poznać. Louis dużo nam o was opowiadał. - oznajmił Liam.
- Nam również miło was poznać. - odpowiedziała Erica.
- To jak już dziewczyny są, możemy zjeść tą kolację? - ponaglał nas Horan. Nie zwlekając ani chwili dłużej zasiedliśmy do stołu i zajadaliśmy się pysznie przygotowanym posiłkiem przez samego Nialla. Kto jak kto, ale ten młody Irlandczyk umiał gotować.
- Korzystając z okazji, że jesteśmy tutaj wszyscy, chciałbym coś ogłosić. A więc ja i Anabel zaręczyliśmy się. - oznajmiłem.
- Czemu nic nie mówiliście?! - dopytywał Niall.
- Czekaliśmy z Lou, aż dziewczyny przyjadą. - odpowiedziała mu blondynka.
- Gratuluję wam. - Estera przytuliła nas, a my grzecznie podziękowaliśmy. Od razu zaczęły się setki pytań.
- Ustaliliście już datę? - spytał Liam.
- Myślimy nad końcem tego rocznych wakacji. – oznajmiła blondynka, trzymając mnie za dłoń.
- Przepraszam na chwilę. - Harry podniósł się z krzesła i wyszedł z jadalni.
- A jemu co się stało? – spytałem.
- Nie wiem, ale porozmawiam z nim. - powiedziała Anabel. Puściła moją dłoń i również opuściła pomieszczenie.
*Oczami Harrego
Jako przyjaciel Louisa powinienem się cieszyć jego szczęściem. Niestety tak nie było. Może nie do końca, lecz w większym stopniu. Jednak wiedziałem, że będę musiał zakończyć romans z Anabel i przymierzałem się do tego od dłuższego czasu, z dnia na dzień przekładając ten zamiar, jednocześnie czyniąc go jeszcze trudniejszym. Teraz kiedy oni się zaręczyli powinienem w końcu to skoczyć, ale nie umiem wyobrazić sobie bez niej życia. Ona nadaje mu sens, wiem, że mam po co budzić się rano. Nie wiem jak poradzę sobie bez tych namiętnych pocałunków, bliskości i nawet tego śnieżnobiałego uśmiechu czy dźwięku jej głosu. W każdym razie zasłużyłem sobie na taki los. Nie powinienem zaczynać z dziewczyną mojego przyjaciela. Ja o tym wiem, ale czasu nie cofnę.
- Co się stało? - spytała mnie swoim zatroskanym głosem, siadając mi na kolanach.
- Nic. - powiedziałem nawet na nią nie patrząc.
- Harry. - dotknęła mojego policzka. - Przecież widzę, że coś nie gra.
- Wychodzisz za mąż. Gratuluję. - powiedziałem smutnym głosem. Na chwilę zapanowała cisza. - Czemu nic mi nie powiedziałaś?! – wykrzyczałem jej. W moim głosie można było dosłyszeć żal.
- Przepraszam, ale...
- Ale? - przerwałem jej. W tym czasie ściągając ją z kolan, posadziłem ją na miejscu, które przed chwilą zajmowałem, a sam zacząłem chodzić po pokoju. - Anabel kocham cię! Oszalałem z miłości do ciebie! Wiesz o tym doskonale! Jednak nie powinnaś tego przede mną ukrywać!
- Mogę skończyć?! - pokiwałem twierdząco głową. Blondynka podeszła do mnie.
- Ale patrząc na zaistaniałe okoliczności nie możemy się już spotykać. - powiedziała patrząc mi prosto w oczy, które natychmiast zapełniły łzy. Szybko starłem je rękawem od mojej szarej bluzy. - Wiem. Dla mnie też jest to ciężkie, ale Louis jest moim narzeczonym a twoim przyjacielem.
- A kilka dni temu czy miesięcy, nie był nim?! – wybuchnąłem.
- Harry. – starała się mnie uspokoić.
- Co Harryl?! – w tedy rozkleiłem się na dobre. Po policzkach zaczęły spływać strumienie gorzkich łez, bólu i żalu. Mimo iż próbowałem, nie mogłem ich pohamować. Anabel przytuliła się do mnie. Mogłem poczuć zapach ich perfum, które tak dobrze znałem. - Kocham cię jak nikogo innego. - szepnąłem jej do ucha.
- Ja ciebie też. Nie chcę żyć bez ciebie, twoich objęć, uśmiechów czy pocałunków.
- Obiecuję ci, że jeśli da się coś zrobić to zrobię wszystko byśmy mogli nadal to ciągnąć. – powiedziałem. Blondynka wytarła moje łzy, jednocześnie uśmiechnęła się do mnie słodko, a ja czule ją pocałowałem.
- Co wy do cholery wyprawiacie?! – usłyszeliśmy dobrze znany nam głos. Szybko odsuwając się od siebie, oboje skierowaliśmy nasz wzrok w stronę drzwi, w których ktoś stał.
- Nic. - powiedziałem nawet na nią nie patrząc.
- Harry. - dotknęła mojego policzka. - Przecież widzę, że coś nie gra.
- Wychodzisz za mąż. Gratuluję. - powiedziałem smutnym głosem. Na chwilę zapanowała cisza. - Czemu nic mi nie powiedziałaś?! – wykrzyczałem jej. W moim głosie można było dosłyszeć żal.
- Przepraszam, ale...
- Ale? - przerwałem jej. W tym czasie ściągając ją z kolan, posadziłem ją na miejscu, które przed chwilą zajmowałem, a sam zacząłem chodzić po pokoju. - Anabel kocham cię! Oszalałem z miłości do ciebie! Wiesz o tym doskonale! Jednak nie powinnaś tego przede mną ukrywać!
- Mogę skończyć?! - pokiwałem twierdząco głową. Blondynka podeszła do mnie.
- Ale patrząc na zaistaniałe okoliczności nie możemy się już spotykać. - powiedziała patrząc mi prosto w oczy, które natychmiast zapełniły łzy. Szybko starłem je rękawem od mojej szarej bluzy. - Wiem. Dla mnie też jest to ciężkie, ale Louis jest moim narzeczonym a twoim przyjacielem.
- A kilka dni temu czy miesięcy, nie był nim?! – wybuchnąłem.
- Harry. – starała się mnie uspokoić.
- Co Harryl?! – w tedy rozkleiłem się na dobre. Po policzkach zaczęły spływać strumienie gorzkich łez, bólu i żalu. Mimo iż próbowałem, nie mogłem ich pohamować. Anabel przytuliła się do mnie. Mogłem poczuć zapach ich perfum, które tak dobrze znałem. - Kocham cię jak nikogo innego. - szepnąłem jej do ucha.
- Ja ciebie też. Nie chcę żyć bez ciebie, twoich objęć, uśmiechów czy pocałunków.
- Obiecuję ci, że jeśli da się coś zrobić to zrobię wszystko byśmy mogli nadal to ciągnąć. – powiedziałem. Blondynka wytarła moje łzy, jednocześnie uśmiechnęła się do mnie słodko, a ja czule ją pocałowałem.
- Co wy do cholery wyprawiacie?! – usłyszeliśmy dobrze znany nam głos. Szybko odsuwając się od siebie, oboje skierowaliśmy nasz wzrok w stronę drzwi, w których ktoś stał.
***
Cześć! Na samym początku przepraszam, że tak długo musiałyście czekać na ten rozdział. Jest to spowodowane tym, że staram się jakoś spędzić tę resztkę wakacji z przyjaciółmi poza domem. Chciałabym również podziękować za tak dużą ilość komentarzy i liczbę wyświetleń. Jesteście niesamowite! Mam nadzieję, że chociaż troszkę podoba Wam się już drugi z kolei rozdział. Nie wiem czy umiałabym go lepiej napisać, w każdym razie starałam się. Chciałabym od razu zaznaczyć, że w zbliżającym się roku szkolnym mam zamiar nadal prowadzić bloga, dodając minimum jeden post w tygodniu. Idę do liceum i nauki będę miała coraz więcej ale jakoś się postaram. Nie pomaga mi też fakt, że mam nauczyciela w rodzinie, który uczył w szkole, do której idę. Moja babcia zawsze jakoś inaczej na mnie patrzy i stawia inne wymagania. Ale przeciez jestem tylko człowiekiem. No ale dam radę. Życzę udanej końcówki wakacji.
Emm.. Dobra, więc niespodziewałam się takiego dłuuuugiego rozdziału :) Jestem pod wrażeniem ! Bardzo mi się podoba i czekam na nastepny. Końcówka jest straszna ^^ Mam nadzieję, że Louis się nie pobierze z tą Anabel, bo jej nie lubię już :d
OdpowiedzUsuńMam prośbę, wyłączysz kod obrazkowy ? ;)
Super rozdział :) Hm , polubiłam Ericę jest fajna :)Siostra Lou również , oby dwie są, wesołe i pogodne.
OdpowiedzUsuńUgh, Anabel , nienawidzę jej, biedny Lou to pewnie on stał w tych drzwiach. Mam nadzieje ,że zerwie z Anabel.
Oby tylko wybaczył Harry'emu...
Czekam na następny z niecierpliwością i pozdrawiam :)
OMG! OMG! OMG! OMG! OMG!OMG!
OdpowiedzUsuńAż nie wiem co napisać tyle emocji we mnie po przeczytaniu tego jakże krótkiego rozdziału jak dla mnie.
Mogłabym ten rozdział czytać miliony razy.
Ten fragment to mój ulubiony <3
hahah boski tekst.
- Niall przestań wyjadać jedzenie, bo to na kolację! Zayn wychodź z tej łazienki! Ileż można układać sobie fryzurę?! Na Boga! Harry ubierz się! Nie każdy przyzwyczajony jest do tego widoku! – wrzeszczał bezradnie Daddy Direction.
Anabel....
Dlaczego ona to robi?? Bawi się uczuciami chłopaków którzy są w niej do szaleństwa zakochani, ona na nich nie zasługuje. Oni powinni mieć dziewczyny które będą ich wspierać, dbać i odwzajemniać miłość a nie zdradzać z najlepszym przyjacielem.. Nie no po prostu nie mogę, płakać mi się chce tak strasznie szkoda mi Harrego, a Lou przecież on się załamie jak się dowie o romansie ukochanej. Oni ją tak kochają a ona ?! Czy ona któregoś kocha, mówi że obu ale czy to prawda ? Nie może kochać obu, musi zdecydować się na jednego ale którego wybierze ?
Dlaczego ja muszę czekać tyle na odpowiedź ? Proszę cię z całego serca napisz szybko następny rodziła ja dłużej nie dam rady jeśli w tym tygodniu nie będę wiedziała kto stał w drzwiach umrę na zawał a to będzie twoja wina chcesz tego ??
Jeszcze przypomniałam sobie reakcje Harrego na wieść o zaręczynach Anabel i Lou to musiał być dla niego szok a ona później się go jeszcze beszczelnie pyta co się stało jakby nie wiedziała..
Nawet nie wiesz jak się cieszę, że siostra Lou okazała się taka fajna, nawet nie wiesz jak się bałam, że przyjdzie taka druga Anabel tego bym nie zniosła. Mam nadzieję, że będzie z Joshem byli by taką słodką parą *____* A Erica coś czuje, że ona znajdzie tu swoją drugą połówkę.
Nie mogę się doczekać aż pojawi się Jade bo to moja ulubiona postać, no może na równi z Esterą :)
Wracając do tej Anabel osobiście nie lubię tego typu dziewczyn:
"Jest chamska, pewna siebie i swojej urody, kochająca rozgłos, bycie w centrum uwagi, luksus i wygodę."
Ale Lou i Harry widocznie tak, ale co oni w niej widzą? Ona wydaje się być taka pusta..
Nie no bulwers po prostu, muszę skończy o ten Anabel pisać bo za bardzo się denerwuje.
KOCHAM TWÓJ BLOG, to jest mój ulubiony EVER !
Kocham sposób w jaki piszesz, naprawdę masz ogromny talent, i chyba masz 6 z polskiego bo nie ma ani jednej interpunkcji czy ortografii zazdroszczę. W nowej szkole na pewno poradzisz i babcia będzie z ciebie dumna i wujek też :)
Muszę ci to napisać bo nie wytrzymam. KOCHAM CIĘ, naprawe bardzo, bardzo,bardzo mocno. Za to co piszesz, za to że wspierasz nas chociaż my przy tobie wychodzimy na analfabetki. Kocham cię strasznie i twoje opowiadanie..
Teraz pewnie masz mnie za wariatkę bo komentarz dłuższy niż rozdział ale musiałam Ci to powiedzieć i tak to jeszcze nie wszystko.
Kocham twój blog jeszcze raz muszę to powiedzieć.
Serdecznie Cię pozdrawiam i mam nadzieję, że chce ci się czytać to co napisałam.xD
Twoja największa fanka Weronka :)
wiec rozdział super..
OdpowiedzUsuńale moim zdaniem Anabel powinna zniknąć z życia chłopaków, a oni nadal sie przyjaznic.. ona bawi sie ich uczyciami.
jak mogłaś skończyć w takim momencie ja sie pytam ?! dawaj jak najszybcie trójkę, bo nie wytrzymam noo !
OdpowiedzUsuńNISZCZYć ANABEL ^^^
OdpowiedzUsuńO kurde...
OdpowiedzUsuńTo widzę że nieźle się dziej, ale kto to stał? Czyżby Lou? A jak nie on to kto?
Jak mogłaś mi to zrobić i skończyłaś w takim momencie?
Rozdział super ;))
Estera mam coś do Josha :D to fajnie :))
Ja chce już następny :P
Pozdrawiam,
M.
Ołłł... to się trochę namieszałoo, tylko ciekawe jak zareaguję na to Louis, biedaczek;( Czekam na nn u mnie niebawem pojawi się 6. Zapraszam!wszystkomaswojsens.blogspot.com
OdpowiedzUsuńuuuu jak ciekawie. juz nie moge się doczekać nn :)
OdpowiedzUsuńCzekam na następny
OdpowiedzUsuń